Jako pierwszy będzie rozpatrywany wniosek o odrzucenie projektu. Większość parlamentarna, którą stanowi lewicowa koalicja, na pewno jednak zadecyduje o głosowaniu nad projektem. Niestety, kolejne wypowiedzi polityków PiS potwierdzają, że za przyjęciem projektu opowie się także część parlamentarzystów z PiS. Podczas wtorkowej debaty w Sejmie Józefa Szczurek-Żelazko, która prezentowała stanowisko klubu PiS w tej sprawie, wskazywała co prawda, że jednym ze sposobów, aby rozwiązać problem niepłodności, są adopcje czy naprotechnologia. Przypomniała również, że w wyniku tej procedury „powstaje wiele zarodków, z których tylko najsilniejsze są implantowane do organizmu matki, a losy pozostałych są różne”. Jednak ostatecznie potwierdziła, że PiS nie jest przeciwny procedowaniu projektu. – Ten projekt ustawy wymaga w dużej mierze doprecyzowania, dookreślenia zasad przeprowadzania tych procedur, które mają być finansowane z budżetu państwa. Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość rekomenduje wysokiej izbie dalsze prace nad tą ustawą – powiedziała.
O opowiedzeniu się za przyjęciem projektu mówił wprost, jeszcze przed debatą parlamentarną, Rafał Bochenek, rzecznik PiS. – U nas nigdy nie było dyscypliny partyjnej, jeśli chodzi o sprawy światopoglądowe, które wywołują pewne wątpliwości moralne u wielu ludzi. Na pewno w tej sprawie nie będzie dyscypliny. Osobiście będę głosował za tym projektem – zadeklarował. Podobnym stwierdzeniem posłużył się Piotr Müller, rzecznik rządu, który także potwierdził, że w najbliższy wtorek opowie się za przyjęciem ustawy o finansowaniu in vitro. – Ja zagłosuję za. Mam takie poglądy w tej sprawie – przyznał. Większą powściągliwością cały czas wykazuje się sam Mateusz Morawiecki, który nie chce jednoznacznie potwierdzić, że jest zwolennikiem tego rozwiązania, forsowanego przez kluby lewicowe. Przyznał jednak, że klub Prawa i Sprawiedliwości jest w tej sprawie podzielony. – My mamy w naszym obozie zwolenników i przeciwników tej metody – stwierdził premier Mateusz Morawiecki. Niestety, do zwolenników nieetycznej metody sztucznego zapłodnienia otwarcie przyznają się nie tylko szeregowi posłowie PiS, lecz także członkowie rządu. – Oczekiwanie społeczne jest tutaj bardzo jasne i ja osobiście, jeżeli ta ustawa jest dobrze skonstruowana, poprę takie rozwiązanie – zaznaczył w środę minister cyfryzacji Janusz Cieszyński.
Bulwersujące są też wypowiedzi Katarzyny Sójki, minister zdrowia. Ona również dołączyła do grupy posłów popierających tę procedurę. – Ja osobiście nie mam wątpliwości, że pary potrzebują tej procedury, że może być ona stosowana – wskazała. Skandaliczne jest także to, że minister zrównała in vitro z metodami leczenia niepłodności. – Na podstawie tej ustawy powinniśmy kierować się pewnymi procedurami. Z tej ustawy wynika, że procedura zapłodnienia pozaustrojowego może być podejmowana po wyczerpaniu innych metod leczenia prowadzonych przez okres nie krótszy niż 12 miesięcy – stwierdziła minister. I właśnie o te inne metody chodzi. Bo przecież konstytucyjna minister nie powiedziała – co także z etycznego punktu widzenia się nie broni – że in vitro jest wskazana po nieudanych próbach leczenia niepłodności, lecz jednoznacznie wymieniła procedurę jako jedną z metod leczenia niepłodności.
Nieetyczna metoda
Eksperci podkreślają stanowczo, że takie rozumowanie jest kompletnym nieporozumieniem. – Procedura nie jest metodą leczenia niepłodności. Owszem, dzięki niej pary mogą doczekać się potomstwa, ale właśnie poprzez sztuczne zapłodnienie. Problem niepłodności nie zostaje przy tej metodzie w ogóle rozwiązany – akcentuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” dr Tadeusz Wasilewski. Ponadto przypomina, że procedura ta nie zapewnia ochrony ludzkiego życia. – Na każdym jego etapie giną przecież ludzkie zarodki. Nie ma procedury in vitro bez śmierci zarodków. Dlatego o tej metodzie nie możemy powiedzieć, że chroni życie ludzkie – zaznacza. I ten fakt powoduje, że jest ona jednoznacznie metodą nieetyczną.
Zdaniem prof. Arkadiusza Jabłońskiego, socjologa KUL, taki dwugłos w partii, która mieni się ugrupowaniem stojącym na straży moralności i wartości chrześcijańskich, jest związany z funkcjonowaniem w polityce. – Obrona wartości wymaga twardej postawy, a nade wszystko przekonania o tym, co jest prawdą, a co manipulacją – wyjaśnia nasz rozmówca. Zaznacza także, że ci, którzy mają odwagę mówić o tym, że z in vitro nierozerwalnie wiąże się uśmiercanie zarodków, zderzają się z powszechnym ostracyzmem. – Ci, którzy wskazują na moralnie wątpliwy aspekt tej metody, mierzą się z krytyką. W dyskusji wysuwane są takie argumenty, jak ten, że twórca tej metody został nagrodzony Nagrodą Nobla, że dzięki in vitro można pomóc „tysiącom” par, które pragną dziecka – przytacza głosy zwolenników in vitro prof. Arkadiusz Jabłoński. Dodaje, że czynnikami, które nie pomagają posłom PiS w podjęciu decyzji o ich stosunku do projektu, nie pomagają im w twardej obronie etyki, są m.in. wypowiedzi minister zdrowia. – Słyszymy, że panią minister już nie rażą w tym projekcie kwestie etyczne. Wysuwa ona jakieś wątpliwości dotyczące hierarchii wydatków na służbę zdrowia. Pyta ona, czy nie ma większych potrzeb finansowych niż refundowanie akurat tej procedury. To jest argumentacja, którą chyba najprościej zbić. Bo przecież posiadanie dziecka jest też wartością – przyznaje socjolog.
Zauważa także, że przyjęcie przez PiS stanowiska akceptującego finansowanie in vitro z budżetu państwa to strategia na pozyskanie liberalnego elektoratu. – PiS stawia na szali swoich pewnych wyborców i stara się pozyskać nowych, którzy są niepewni. A niepewni są dlatego, że postulaty, które akceptuje dziś PiS, w tym przypadku in vitro, są przecież hasłami, z którymi szła do władzy opozycja. Wydaje się więc, że ta strategia pozyskania elektoratu nie jest dobrym rozwiązaniem. Ponadto takie próby walki o elektorat bardziej centrowy PiS podejmowało już w przeszłości. Również bez większego powodzenia – przypomina prof. Arkadiusz Jabłoński. W jego opinii takie łatwe zignorowanie kwestii etycznych przez Prawo i Sprawiedliwości może też spowodować utratę najwierniejszego elektoratu tej partii. – Osoby, dla których wartości są kwestią fundamentalną, zawiedzone postawą polityków swojej partii, poszukają innej alternatywy. Uważam więc, że takie działanie bardziej zaszkodzi tej partii niż pomoże – ocenia.
Eugeniczna wizja przyszłości
Jednak, na szczęście, są w Zjednoczonej Prawicy osoby, które nie mają żadnych wątpliwości, jaką decyzję podejmą w najbliższy wtorek. – Kategorycznie nie zgadzam się na finansowanie in vitro z budżetu państwa. Uważam, że ta procedura jest nieetyczna i w żadnej formule nie będę jej popierał – przyznaje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prof. Przemysław Czarnek. Do grona osób, które jednoznacznie są przeciwne in vitro, należy dr hab. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. – Żaden katolik nie może zaakceptować tej procedury. Ona jest sprzeczna z nauką Kościoła, z nauczaniem św. Jana Pawła II. Jeśli zaakceptujemy in vitro, to musimy się liczyć z tym, że czeka nas eugeniczna wizja przyszłości. To już krok do akceptacji aborcji, surogacji. To upadek człowieczeństwa – akcentuje nasz rozmówca.
Przypomnijmy, że w projekcie określono minimalną wysokość środków finansowych pochodzących z budżetu państwa, która corocznie ma zostać przeznaczona na realizację programu in vitro – nie mniej niż 500 mln zł.