Na coraz większą arogancję rosyjskich władz strona polska reaguje milczeniem. W Smoleńsku i Katyniu słowa, na które czekają Polacy, padły tylko sprzed ołtarza pod pomnikiem oficerów pomordowanych przez Sowietów.
Na czele polskiej delegacji stał szef kancelarii premiera minister Jacek Cichocki. Ten sam, który jako sekretarz stanu w tym samym urzędzie uczestniczył w przygotowaniach do obchodów rocznicy Katynia i uzgodnieniach z Rosjanami, których efektem było rozdzielenie wizyt premiera i prezydenta. Ze strony rosyjskiej ostatecznie nie przybył żaden znaczący przedstawiciel władz centralnych. Kreml reprezentował jedynie zastępca pełnomocnego przedstawiciela prezydenta do spraw Centralnego Okręgu Federalnego Nikołaj Owsiejenkow.
Politycy z Warszawy woleli nie poruszać żadnych trudnych problemów. Minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak kilkakrotnie wracał do sformułowania, że „najważniejsi są ci, którzy zginęli”, i chętniej nawiązywał do kwestii historycznych („sprawa katyńska nie jest zakończona”, „należy podejmować działania, żeby wszędzie tam, gdzie zginęli Polacy, były cmentarze, by każde nazwisko było odnotowane”) niż do skandalicznych i bulwersujących problemów aktualnych stosunków polsko-rosyjskich. Ministrowi nie przyszło do głowy, by wykorzystać wizytę w Smoleńsku do zapoznania się ze stanem wraku, co byłoby czytelnym gestem upomnienia się resortu obrony i sił zbrojnych o swoją własność. – Szukanie dzisiaj jakichś dodatkowych kontekstów jest zbędne. Przyjeżdżają tam nasi prokuratorzy, domagamy się tego, aby wrak jak najszybciej znalazł się w Polsce. Nie wiem, czy byłoby to właściwe, stosowne i z wyczuciem, gdybyśmy dzisiaj taki punkt do programu chcieli włączać – tłumaczył Siemoniak.
Rosyjscy partnerzy na stosowność sytuacji aż tak uwagi nie zwracają i kreatywnie poszukują „nowych kontekstów”. Gubernator obwodu smoleńskiego Aleksiej Ostrowski wrócił w rozmowie z polskimi dziennikarzami do apelu organizacji sowieckich weteranów ziemi smoleńskiej, sprzeciwiających się budowie pomnika „o dużej skali” – w praktyce jakiegokolwiek pomnika. Przyczyną mają być szczątki żołnierzy Armii Czerwonej z 1943 r., których poszukuje organizacja Centrum Wychowania Heroiczno-Patriotycznego i Pomocy Socjalnej Młodzieży „Dług”. Polityk populistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji wprawdzie rozumie, „jak bardzo dla Polaków ważna jest tragedia smoleńska, w której zginął wasz prezydent i jego wspaniała małżonka”, i obiecał, że „pomnik będzie na pewno”, ale wyraźnie stanowisko weteranów okazało się bardzo przydatne. Ostrowski zapewnia, że „zawsze będzie dbać o to miejsce, które stale odwiedzają Polacy”, jako że „my i wy mamy wspólną sowiecką przeszłość”. – Moje kontakty z polską stroną, posłami i ambasadorem Zajączkowskim są wspaniałe. Spotykamy się i rozmawiamy. Trzeba znaleźć równowagę między interesami strony polskiej a oczekiwaniami mieszkańców – dodał.
To dość nietypowa stylistyka wypowiedzi byłego bliskiego współpracownika Władimira Żyrinowskiego. Politycy LDPR zasadniczo odżegnują się od dziedzictwa komunistycznego i nie używają nawiązującej do tego okresu frazeologii. Na tak oczywistą prowokację Siemoniak odpowiedział, że… odpowiadać nie będzie. – W tym miejscu zbędna jest polemika i licytowanie się, gdzie kto leży. My staramy się, żeby ten pomnik powstał, współpracujemy z rosyjskimi władzami. Takie wzajemne komentowanie nie zawsze stosownych wypowiedzi nie jest właściwe – oświadczył. Pytany o termin budowy monumentu minister odesłał zainteresowanych do resortu kultury.
Tomasz Siemoniak starał się niemal bronić władz obwodu smoleńskiego. Ocenił, że wcale nie czuje do nich niechęci, przeciwnie – wdzięczność za pomoc w zorganizowaniu uroczystości. Co do pomnika zaś sądzi, że poglądy Ostrowskiego mogą „nie być reprezentatywne dla rosyjskich władz”. Minister obrony błyskawicznie zmienił temat i zaczął mówić o rosyjskiej młodzieży, która uczestniczyła w uroczystości na Siewiernym.
Minister zapewnił, że w wojsku wdrożono wszystkie zalecenia raportu Millera (z wyjątkiem pełnego tłumaczenia wszystkich instrukcji do samolotów). Pytany o medialną hiperaktywność oficerów Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, którzy występują w mediach w obronie raportu Millera wbrew dotychczasowej praktyce i wyraźnym rozkazom zakazującym kontaktów z mediami poza drogami oficjalnymi, Siemoniak odpowiedział, że żadnego zakazu ani nakazu nikomu nie udzielał. – Jeżeli oficerowie są pytani, to w ramach obowiązujących przepisów – są od tego służby prasowe – wypowiadają się – stwierdził.
Na koniec dziennikarze dowiedzieli się od szefa resortu obrony, że wprawdzie gotowe są wszystkie warianty transportu wraku do Polski (gdy już Rosjanie na to zezwolą), ale „nie ma potrzeby prezentowania szczegółów”.
W tym roku, podobnie jak w poprzednim, nie było zasadnych zorganizowanych wyjazdów grupowych z Polski, dlatego większość uczestników uroczystości, poza oficjalnymi delegacjami i mediami, to mieszkańcy Smoleńska, w tym liczna i dobrze zorganizowana miejscowa Polonia. Wyjątkiem była grupa kierowców ciężarówek kursujących na trasie Warszawa – Mińsk – Moskwa. Jest to środowisko szczerze przywiązane do pamięci o katastrofie smoleńskiej i zbrodni katyńskiej. Ślady odwiedzania polskich miejsc pamięci przez TIR-y z naszymi rodakami za kierownicą są zawsze widoczne w postaci kwiatów, zostawionych proporczyków itp.
Rosjanie do Katynia nie dojechali
Wczorajsze uroczystości w Smoleńsku rozpoczęły się o godz. 9.00 na miejscu katastrofy. Delegacja rosyjska złożyła wieńce („od Administracji Obwodu Smoleńskiego” i „Od Federacji Rosyjskiej”) przy kamieniu z podmienioną dwa lata temu w atmosferze skandalu tablicą informacyjną (zmiany tablicy dokonano nocą, nie informując strony polskiej, na dzień przed przybyciem prezydentów obu państw). Po godzinie dojechała polska delegacja. Poza ministrami Jackiem Cichockim i Tomaszem Siemoniakiem byli w niej m.in. szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej (jako przedstawiciel prezydenta), wicemarszałek Cezary Grabarczyk, szef Sztabu Generalnego WP generał Mieczysław Cieniuch, nowy szef Biura Ochrony Rządu płk Krzysztof Klimek, a także sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert.
Rosjanie uczestniczyli wraz z Polakami w złożeniu wieńców i zapaleniu zniczy. Nie pojechali do Katynia, gdzie podczas uroczystości w rosyjskiej i polskiej części memoriału jedynym przedstawicielem miejscowych władz był dyrektor muzeum Władimir Tieslin.
Wszystkim punktom programu towarzyszyła oprawa wojskowa i modlitwa ekumeniczna. Za poległych zanoszono modlitwy katolickie i prawosławne (w rosyjskiej części Katynia tylko prawosławne). Obecny był prawosławny biskup smoleńsko-wiazmeński Izydor, a obrzędom przewodził o. Serafin, który stwierdził m.in., że polskie i rosyjskie ofiary zbrodni katyńskiej „połączyła niewinna śmierć”, gdyż „przeszkadzali tym, którzy mieli władzę”. Kościół katolicki reprezentował proboszcz smoleńskiej parafii, o. Ptolemeusz Kuczmik OFM.
Homilię podczas Mszy św. wygłosił kustosz warszawskiego Muzeum św. Andrzeja Boboli o. Aleksander Jacyniak, który przywiózł relikwie świętego (te same, które na pokładzie rozbitego samolotu miała Teresa Walewska-Przyjałkowska, wiceprezes Fundacji „Golgota Wschodu”). Ojciec Jacyniak tłumaczył, że święty Andrzej jest naszym szczególnym patronem, „obecnym w najtrudniejszych momentach historii Polski”. Kaznodzieja skupił się na problemie podziałów, walk i sporów w życiu publicznym, jakich doświadczamy w ostatnich latach, a szczególnie po katastrofie. – Ziemia polska jest rozdarta, tak jak porozrywany został samolot tamtego pamiętnego 10 kwietnia 2010 roku – powiedział, parafrazując poezję bł. Jana Pawła II. Stwierdził, że liczył na to, iż „ta tragedia zaowocuje nową jakością wielkiej, powszechnej, trwałej jedności wszystkich Polaków”. Tak się nie stało. – Pod wpływem mających największy wpływ na opinię publiczną mediów, niektórych przedstawicieli życia społecznego, artystycznego i politycznego atmosfera zaczęła się drastycznie zmieniać do tego stopnia, że zaowocowała podziałami zupełnie nie do wyobrażenia przed tragedią smoleńską – powiedział.
Kapłan zadeklarował, że pozostaje optymistą, ale wskazał na pewne warunki, jakie należy spełnić, by jedność została przywrócona. – Może zaistnieć tylko na fundamencie prawdy i porzuceniu drogi zła – tłumaczył, przy czym owo zło bywa obecne „jako grzech strukturalny i społeczny, w grzesznych strukturach funkcjonowania państwa, środków społecznego przekazu, życia politycznego, kulturalnego, gospodarczego i każdej innej przestrzeni publicznej”.
Ojciec Jacyniak zwrócił uwagę na coraz większą – mimo upływu czasu – polaryzację społeczną w Polsce. Ocenił, że przyczyną tego stanu rzeczy są „wielorakie formy mijania się z prawdą po 10 kwietnia 2010”. Ten fałsz trzeba naprawić. – Oznacza to wytrwałe dążenie do wyjaśnienia z zaangażowaniem największych specjalistów w danych dziedzinach przyczyn i przebiegu tragedii smoleńskiej, w tym nawet niewiarygodnych i nieprawdopodobnych hipotez. Może się zdarzyć, że polscy eksperci nie będą w stanie dojść do wspólnych konkluzji. I wtedy trzeba będzie poprosić ekspertów międzynarodowych – dodał.
Homilia była wyjątkowo trafnym połączeniem nawiązań do obu tragedii – katyńskiej i smoleńskiej – w przeciwieństwie do wielu doniesień medialnych, polskich i rosyjskich, podejmujących ten trop, w których jednak dochodzi do zupełnego pomieszania porządków, zaciemnienia rzeczywistych problemów, a często wprowadzenia elementów niestosownych i obraźliwych dla ofiar. Tymczasem o. Jacyniak przypomniał, że właśnie Katyń jest przykładem, iż można skutecznie użyć środka międzynarodowej współpracy do rozwiązania trudnego problemu. – Nawet pośród okrucieństwa drugiej wojny światowej mogła pracować tutaj komisja międzynarodowa – zauważył, nawiązując do komisji Czerwonego Krzyża pracującej na miejscu zbrodni NKWD w 1943 roku. Wprawdzie „owoce jej pracy były czasowo wykorzystywane instrumentalnie, ale ostatecznie pomogły w ustaleniu historycznej prawdy o tragedii, która tutaj zaistniała” – wskazał jezuita.
– Nie chcę komentować kazania księdza. To jego opinia. Ja mam inną w tej sprawie – skomentował minister Tomasz Siemoniak.