Z Dawidem Hallmannem, koordynatorem akcji „1000 kartek na urodziny rotmistrza Pileckiego”, rozmawia Izabela Kozłowska
Kiedy zrodził się pomysł na akcję „1000 kartek na urodziny rotmistrza Pileckiego”?
– Pomysł pojawił się nagle. Kiedy szedłem do sklepu, do głowy wpadła mi myśl: a gdyby tak zainicjować akcję wysyłania kartek z wizerunkiem Witolda Pileckiego – najlepiej anonimowo, do ludzi, którzy się tego zupełnie nie spodziewają? Anonimowość i zaskoczenie są tu dość istotnym elementem. Sam kiedyś otrzymałem obraz Matki Bożej Kodeńskiej od nieznajomej osoby i mocno mnie to intrygowało. Dopiero po kilku tygodniach okazało się, że to znajomy zrobił mi prezent. Jako że pomysł z kartkami wydał mi się ciekawy, od razu zadzwoniłem do mojego znajomego z Fundacji Tradycji Miast i Wsi Rafała Halskiego. Spodobała mu się ta koncepcja i zaczęliśmy działać. Jako że był to czas, w którym pracowałem nad plakatem tegorocznego Marszu Rotmistrza z okazji 112. rocznicy urodzin Witolda Pileckiego, to projekt graficzny miałem w zasadzie już gotowy.
Na czym polega akcja?
– Akcja jest dość prosta. Ludzie podają nam adresy oraz treść. My kartki z wizerunkiem Witolda Pileckiego wypisujemy i wysyłamy. Prosimy także uczestników, aby wsparli naszą Fundację darowizną w wysokości 3 złotych. Pozwala nam to pokryć koszty znaczków i druku. Oczywiście większe wsparcie jest mile widziane. Wszystkie „nadwyżki” przeznaczamy na działalność statutową. Na przykład na organizację koncertu urodzinowego w Krakowie, który odbędzie się 12 maja, w wigilię urodzin bohatera. Szczegóły naszej akcji są opisane na portalu społecznościowym Facebook.
Jaki jest cel akcji?
– Celem akcji jest upamiętnienie Witolda Pileckiego. To przede wszystkim. Ale też zmienienie pewnej optyki, spoglądania na tę postać tylko przez pryzmat II wojny światowej. Pilecki to tak niesamowity bohater, że pewnym wypaczeniem jest określanie go mianem „ochotnik do Auschwitz”. To od razu wprowadza smętny nastrój. Gdy tymczasem Witold Pilecki był osobą pełną życia. Można powiedzieć, że był przebojowy, niezwykle energiczny i zaradny. Mnie osobiście najbardziej ujmuje jego praca społeczna, fakt, że potrafił się odnaleźć w wolnym państwie polskim. Jego listy do dzieci są niezwykle wzruszające. Dla mnie pod tym względem jest to wzór.
Ostatnio głośno było o akcji „Orzeł może”. Brakuje w naszym świętowaniu radości, jakiejś fantazji i spontaniczności. Byłem na przykład na obchodach święta niepodległości na Łotwie. Ludzie tańczyli na ulicach! Były ich tłumy. A każdy miał flagę, wstążkę w barwach narodowych. I tutaj dotykamy sedna. Otóż przy okazji 2 maja organizatorzy „czekoladowej akcji” popadli w skrajność. Tak jakby jedyną alternatywą dla martyrologii był cyrk. A tak przecież nie jest.
Witold Pilecki to postać, która swoim życiem pokazała, że patriota to nie „smutas”, tylko człowiek pogodny, radosny, który działa społecznie i potrafi osiągać sukcesy. W oparciu o takich bohaterów należy budować ów „pozytywny patriotyzm”.
Ile pocztówek udało się już wysłać?
– Obecnie wysłaliśmy około 250 kartek. Z założenia akcja miała trwać do 13 maja, lecz zdecydowaliśmy się przedłużyć ją do końca miesiąca. Warto dodać, że 25 maja mija 65. rocznica śmierci Rotmistrza, czyli jako chrześcijanie wierzymy, że wtedy właśnie narodził się ponownie – tym razem już dla Nieba.
Mamy nadzieję, że cel, czyli 1000 kartek, uda się zrealizować. Tak naprawdę ten tysiąc to jest kropla w 38-milionowym Narodzie. Odpowiednie nagłośnienie akcji powinno rozwiązać problem.
Kim są adresaci kartek?
– Adresaci są różni. Zwykle są to znajomi nadawców. Zdarzają się też niewyedukowani nauczyciele, także instytucje. Jedna kartka została wysłana do Adama Michnika. Nie wiem, skąd ktoś miał jego prywatny adres... Mogę o tym powiedzieć, bo zapewne już ją otrzymał, więc nie zepsuję niespodzianki.
Dlaczego w ten sposób zdecydowali się Państwo przypomnieć osobę rotmistrza Pileckiego?
– Tak się składa, że cztery lata temu wpadł mi do głowy inny pomysł – organizacji marszów w dniu urodzin. Marsze przyjęły się i co roku są organizowane w różnych miastach. Choć pierwotny ich zamysł gdzieś uleciał. A był on następujący: zorganizować wieczorne marsze z pochodniami, z ogromnymi sztandarami, w zasadzie feretronami, które przejdą z pieśnią przez miasto. Było w tym sporo inspiracji Hasiorem i jego „Płonącymi sztandarami”. Miało być to wydarzenie niemal artystyczne. Dlatego bardzo spodobał mi się marsz w Brzegu z 2011 roku, który w zasadzie był swoistym happeningiem, wydarzeniem parateatralnym.
Akcja pocztówkowa jest wynikiem ciągłego poszukiwania niestandardowej (aczkolwiek godnej!) formy upamiętnienia Witolda Pileckiego. Pragnienie powiedzenia całemu światu, kim był ten człowiek, przekazanie całej złożonej biografii, wypływa wprost z głębi duszy. Swoisty imperatyw. Zatem jestem pewien, że ta akcja to nie koniec, lecz zaledwie początek szerszej kampanii ku czci tego bohatera.
Dziękuję za rozmowę.