PGE GiEK SA, czyli spółka, do której należy KWB Turów, wygrała przed Naczelnym Sądem Administracyjnym sprawę
z niemiecką organizacją ekologiczną Greenpeace e.V. Aktywiści tej organizacji chcieli być dopuszczeni do udziału
w postępowaniu w sprawie przedłużenia koncesji dla KWB Turów. Sąd jednak stwierdził, że PGE zadbała o stosowne konsultacje społeczne, i oddalił roszczenia Niemców. Dlaczego niemieckim organizacjom ekologicznym tak bardzo zależy, by mieć wpływ na decyzje dotyczące przyszłości kopalni Turów?
– Właściwe pytanie brzmi: czy naprawdę zależy tylko Niemcom? Bo coraz częściej pojawiają się poważne sygnały, że w tle tych działań swoje interesy mają
także Rosjanie. Wiemy przecież, że rosyjskie wpływy
w organizacjach ekologicznych były wielokrotnie opisywane, więc nie jest to teoria spiskowa, tylko fakt. Niemcy natomiast od dawna prowadzą bardzo konsekwentną politykę – każde uderzenie w polską energetykę konwencjonalną automatycznie odciąża ich własną. Gdy nas się atakuje, wtedy zapada głucha cisza
o niemieckich kopalniach, o ich nowych odkrywkach
i emisjach. Zwróćmy uwagę, że niemieckie organizacje ekologiczne wyjątkowo chętnie interesują się polskimi inwestycjami, ale swoimi już nie. W Polsce mamy wieczne naciski, protesty, skargi, a za Odrą – spokój. I to nie przypadek. Bo im słabsza polska energetyka, tym silniejsza niemiecka pozycja w regionie. To klasyczna gra interesów.
Wyrok NSA stawia znaczące granice?
– To decyzja, która przywraca elementarny porządek
i rozsądek w sprawach dotyczących polskiej suwerenności gospodarczej. Przez lata pozwalano, by rozmaite lobbystyczne grupy – często hojnie finansowane
z zagranicy – wchodziły z butami w nasze strategiczne decyzje energetyczne. Ten wyrok to sygnał, że państwo polskie zaczyna się bronić. Bo nie można dłużej udawać,
że pod płaszczykiem „ekologii” nie toczy się brutalna gra interesów, której celem jest osłabienie naszego przemysłu
i uzależnienie go od zewnętrznych dostawców energii. Proszę zauważyć: Greenpeace i inne organizacje, które dziś tak głośno protestują w Polsce, jakoś nie mają odwagi krytykować Niemiec, Chin czy Rosji – krajów, które emitują wielokrotnie więcej zanieczyszczeń. Tam jakoś nikt nie blokuje kopalń, nie organizuje protestów, nie składa skarg do sądów. Ale w Polsce? Tutaj tak, bo jesteśmy wygodnym celem. Średnim krajem, który ma własne zasoby, własną energetykę i zaczyna stawać na nogi. I to właśnie komuś bardzo przeszkadza. Ten wyrok to coś więcej niż tylko zwycięstwo w jednej sprawie – to symboliczna granica postawiona między polskim interesem narodowym
a obcym lobbingiem podszytym „zieloną troską”. I jeśli chcemy mówić o prawdziwej ochronie środowiska,
to zacznijmy od ochrony własnego państwa przed hipokryzją tych, którzy pod pozorem ekologii walczą
o wpływy i pieniądze.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym

