W obawie przed incydentem policja nie pozwoliła Zygmuntowi Miernikowi wnieść tortu na rozprawę. Potem sąd zamknął drzwi przed większością publiczności.
Katowicki Sąd Okręgowy miał wczoraj rozpatrywać zażalenie prokuratury na umorzenie w pierwszej instancji sprawy zniszczenia pomnika wdzięczności armii ZSRS, który stoi na katowickim placu Wolności. Oskarżonymi w sprawie są: Zygmunt Miernik, wskazywany jako sprawca rzucenia tortem w sędzię w warszawskim sądzie i Adam Słomka, szef Konfederacji Polski Niepodległej – Obozu Patriotycznego.
Tort, niesiony przez Miernika, został zatrzymany przez policję już w korytarzu sądowym. Chwilę później na salę rozpraw nie wpuszczono większości osób zainteresowanych procesem. Powodem była zbyt mała sala. W efekcie udział w rozprawie umożliwiono tylko kilku osobom.
To spowodowało protest oskarżonych. Adam Słomka pytał sąd, na jakiej podstawie wprowadzono owo ograniczenie, skoro rozprawa ma charakter jawny i żądał wpuszczenia publiczności na salę.
Sąd chciał sprawę załagodzić i przenieść rozprawę, argumentując, że na sali nie pojawił się obrońca. Jednak oskarżonym udało się jeszcze złożyć wnioski, w tym o wyłączenie przewodniczącej składu sędziowskiego.
– Złożyłem wniosek, by na następną rozprawę była zarezerwowana tak duża sala, by każda zainteresowana osoba mogła wejść na proces. Chodzi o to, by opinia publiczna sama mogła wyciągnąć wnioski na temat pracy sądów – podkreślił Zygmunt Miernik. Jak dodał, zapytał też sąd, dlaczego na salę nie mógł wnieść tortu.
– Sądy mają być niezawisłe i mają nie obawiać się niczego. Nie groziłem, że będę rzucał tortem. Jeżeli skład sędziowski czegoś się obawia, to znaczy, że jest kruchy moralnie i czegoś boi się „z góry” – dodał.
Miernik najpierw tłumaczył, że choruje na cukrzycę i przyniósł tort dla siebie. Później wskazano, że to prezent dla praworządnych sędziów, a na końcu, że to element manifestacji. Oskarżeni wskazywali, że tego rodzaju akty są potrzebne po to, by zwrócić uwagę opinii publicznej na problem funkcjonowania sądownictwa w Polsce, wciąż upolitycznionego. Jak dodali, problem jest o tyle poważny, że dodatkowo bezprawne zachowanie funkcjonariuszy państwowych przedstawia się jako działania praworządne, a ludzi, którzy pokazują bezprawie, określa się mianem śmiesznych.
Istnienie pomnika wdzięczności Sowietom wcale nie jest śmieszne i to jest główny problem, a nie jakiś tort – zaznaczali oskarżeni. Przypomnieli, że bilans działań Armii Czerwonej w Katowicach jest tragiczny: wymordowano tysiące ludzi, wywieziono 40 tys. górników za Ural do kopalń, wsadzono żołnierzy Okręgu Śląskiego AK do obozu w Oświęcimiu, który otworzyło NKWD po hitlerowcach.
Oskarżeni za chęć usunięcia pomnika wdzięczności okupacyjnej armii sowieckiej w Katowicach podkreślali, że cały proces jest farsą, a obecnie chce się ukryć przed opinią publiczną, że tego rodzaju polityczne procesy dalej są w Polsce toczone. Słomka ocenił też, że jego środowisko jest represjonowane za to, że chce Polski demokratycznej, zdekomunizowanej, bez pozostałości komunistycznych i hitlerowskich symboli, że chce normalnego, praworządnego kraju.
Do zniszczenia pomnika doszło 17 września 2011 r. podczas wiecu wyborczego. Część obecnych tam osób chciała zaprotestować przeciwko opieszałości władz i tolerowania szerzenia symboli totalitarnych.
Na pomniku namalowano symbole sierpa i młota oraz swastykę. Słomka został zatrzymany przez policję, a sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Katowicach. Przy okazji liderowi Konfederacji wyciągnięto z kartoteki karalność za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu. Problem w tym, że była to kartoteka nie tego Adama Słomki.
Co ciekawe, w procesie nikt nie chciał przyznać się do bycia właścicielem monumentu i ostatecznie sąd sprawę umorzył 27 lutego bieżącego roku. Sąd okręgowy ma rozpatrzeć odwołanie właśnie od tej decyzji. Termin kolejnego posiedzenia nie został wyznaczony.