„Nobel w dziedzinie cierpienia”, „szukanie dziury w całym” – w tak szyderczy sposób greckokatolicki duchowny określa głosy historyków i rodzin ofiar wzywające do określenia zbrodni wołyńskiej mianem ludobójstwa.
„Wołyń. Ludobójstwo jako Nobel za cierpienie” i „Wołyń. Kat ofiarą” – to tytuły dwóch felietonów, jakie na stronie internetowej grekokatolicy.pl zamieścił ks. Bogdan Pańczak. Tytuły jednoznaczne i prowokacyjne. W rzeczywistości zawierają w sobie to, co jest dziś problemem ukraińskich historyków, którzy masowe i okrutne mordy na Polakach próbują usprawiedliwiać i niuansować, sprowadzając je do „chłopskiego konfliktu etnicznego” czy wojny między Armią Krajową a UPA.
Teksty zawierają oczywiście komentarze do tego, co działo się podczas obchodów 70. rocznicy rzezi wołyńskiej. Ich autor zarzuca środowiskom kresowym, ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu czy ks. bp. Ignacemu Decowi sakralizację martyrologii Polaków i nieświadome podnoszenie jej do rangi żydowskiego holokaustu.
„Ludzie, którzy utożsamiają się z ofiarami, pragną określenia przeszłych zbrodni mianem ludobójstwa, uważając, że dzięki temu świadomość o nich dorówna tej o Holocauście” (s. 446). Tymi ludźmi są Ukraińcy dotknięci Hołodomorem, Ormianie naznaczeni śmiercią z rąk Turków, bośniaccy muzułmanie wybijani przez Serbów i wiele innych narodów. W ten sposób wszyscy chcą być podobnymi do Żydów. Skalski, Popek i inni pretendują jednak na coś więcej, na zrównanie z nimi„ – pisze ks. Pańczak, zarzucając Leonowi Popkowi, historykowi lubelskiego oddziału IPN, i Janowi Skalskiemu ze Światowego Kongresu Kresowian przesadne wywyższanie ofiar ukraińskich zbrodni nad inne.
”Nazwanie tragedii własnego narodu ’ludobójstwem’ zyskało rangę nagrody Nobla w dziedzinie cierpienia. A kto nie pragnie takiego wyróżnienia?„ – pyta. W innym z felietonów pisze, że ”nie jest łatwo oceniać postrzeganie – i to raczej nie osamotnione – swego narodu jako drugiego Chrystusa. Nie tylko Polacy spośród chrześcijańskich narodów tak uwznioślają swoje cierpienia„.
W jego ocenie, publikacje związane z 70. rocznicą tragedii wołyńskiej wzmacniają negatywny obraz Ukraińców, ”rozszerzając skalę ich zbrodni na Polakach„. Sugeruje wprost, że historyczne opisy przebiegu i skali zbrodni są przesadzone. Z drugiej zaś – pisze autor – ”cierpieniu Polaków nadaje rysy ewangelicznej ofiary i stawia na równi z tragedią Holocaustu„.
”Ambona, mikrofon reportera, dyktafon dziennikarza; hierarcha, kapłan, świeccy. Szeroki jest krąg osób i środków, za pomocą których sprawa Wołynia zdominowała dziś stosunki polsko-ukraińskie„ – pisze ks. Pańczak, sugerując, że w Polsce powstał propagandowy front, przy pomocy którego strona polska, wyolbrzymiając skalę wołyńskiej tragedii, chce upokarzać Ukraińców.
Duchowny greckokatolicki przypisuje sakralizacje ofiary niewinnych istot, jak choćby mordowanych w amoku dzieci czy brzemiennych kobiet.
W jego ocenie, biskup świdnicki ks. prof. Ignacy Dec, przemawiając 5 lipca podczas Mszy św. w kościele pw. Najświętszej Maryi Panny na Piasku we Wrocławiu i porównując śmierć dzieci przybijanych po pięcioro do drzew w starej alei lipowej do rzezi niemowląt w Betlejem, nie miał do tego prawa.
Dziwnie te komentarze brzmią w kontekście podpisanej w przeddzień obchodów 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej przez przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce i na Ukrainie oraz Greckokatolickiego i Bizantyjsko-Ukraińskiego wspólnej deklaracji w tej sprawie. ”Prawda, która niczego nie upiększa i nie pomija, która niczego nie przemilcza, ale prowadzi do przebaczenia i darowania win„ – napisano w tym dokumencie.
Jak trudna to prawda, najlepiej wiedzą rodziny pomordowanych, badacze tych wydarzeń i wszyscy ci, którzy przeczytali choć jedną książkę historyczną poświęconą zbrodniom UPA. Tym, co z pewnością najbardziej ujmuje w wypowiedziach świadków rzezi, jest trwająca od kilku dziesięcioleci zmowa milczenia na ten temat. Sprawa była niechętnie podejmowana w okresie PRL, a po 1989 roku stała się – jak słusznie podkreślają – zakładnikiem polityki.
Kosztem godnego upamiętnienia ofiar, przywrócenia im należnego miejsca w zbiorowej pamięci doprowadzono do sytuacji, w której po 70 latach polski Sejm nie jest w stanie jednogłośnie i zgodnie z prawdą ogłosić, że na Kresach dokonano ludobójstwa.
Co gorsza, Warszawa biernie obserwuje proces budowy świadomości historycznej Ukraińców poprzez stawianie liderom OUN i UPA pomników, honorowanie ich nazwiskami nazw ulic, placów i szkół. Mordercy Polaków stają się bohaterami narodowymi państwa ukraińskiego. A z tych, którzy głośno mówią o grozie tragedii, greckokatolicki duchowny szydzi.
”Czy sami, szukając dziury w całym, niegotowi do przyjęcia słów przeprosin, nadal będą trwać w maksymalistycznym oczekiwaniu zrównania Zbrodni Wołyńskiej z Holocaustem?„ – pyta ks. Pańczak. To prowokacyjne pytanie pokazuje, jak trudno przyjąć prawdę, do której wzywają hierarchowie Kościołów. Tym bardziej pokornego wyznania win.
– Takie porównania są szydercze i nie na miejscu. Jak ono brzmi w kontekście ostatniej deklaracji Kościołów? – pyta Ewa Siemaszko, badaczka ukraińskich zbrodni na Wołyniu.
– Każdy naród ma prawo do czczenia swoich ofiar i kładania im hołdu. Bezprawne jest zarzucanie, że chcemy być lepszymi czy większymi ofiarami od innych. Każdemu można by to zarzucić, ale też nikt nie ma monopolu na cierpienie. A takie stawianie sprawy jest brakiem szacunku dla ofiar tej zbrodni – ocenia.
– Jeśli niektórzy księża grekokatoliccy rozgrzeszali swoich wiernych ze zbrodni na Polakach i święcili narzędzia zbrodni, to duchowieństwo greckokatolickie powinno dziś pochylić się nad tym problemem. Niestety współudział w tej zbrodni jest nieszczęściem tego Kościoła – dodaje.