logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: M.Marek/ Nasz Dziennik

Tusk jak Kim Ir Sen

Sobota, 14 września 2013 (02:00)

Donald Tusk doczekał się pomnika za życia, ale nie takiego, jakiego oczekiwał. Pomnik postawili mu w Warszawie protestujący związkowcy, a premier przypomina na nim byłego przywódcę Korei Północnej Kim Ir Sena.

 

 

Pozłacany pomnik „wodza narodu” stanął wczoraj przed gmachem Sejmu i Senatu przy ul. Wiejskiej. „Spiżowy” monument premiera stylizowanego na północnokoreańskiego satrapę z wyciągniętą dłonią, która – jak wskazywano w specjalnie wygłoszonej satyrycznej laudacji – pokazuje „niedościgłe wyżyny”, został odsłonięty przy aplauzie kilku tysięcy związkowców przez liderów trzech central związkowych organizujących Ogólnopolskie Dni Protestu.

– Nie zasłużyłem na pomniki. Gdybym miał w przyszłości Polakom kojarzyć się ze słońcem, a moi oponenci z deszczem, to jestem wygrany – komentował premier Donald Tusk.

Pomnik wywołał wczoraj salwy śmiechu głównie ze względu na indiańską czapeczkę, jaką swego czasu szef rządu przywiózł z wyprawy do Peru, oraz nieodłączny atrybut – futbolówkę pod pachą. Wygłoszona uroczyście laudacja dla „wodza” była długa i zawierała wiele „podziękowań”.

W tym m.in. za umowy śmieciowe – „źródło rozwoju rodzimego biznesu”, za bezrobocie i szarą strefę – „wspierającą emigracją gospodarki naszych bratnich sąsiadów”, czy wydłużony wiek emerytalny i emerytury, których wysokość „pozwoli zachować szczupłą, a więc zdrową sylwetkę”.

– Dziękujemy za ograniczanie prawa do referendum i innych demokratycznych fanaberii, które mogą rozwiązać rozwiązania, jakie tylko twój światły umysł ogarnąć może. (…) Umiłowany Donaldzie, premierze nasz kochany. Przybyliśmy tutaj z wszystkich zielonych wysp naszego pięknego kraju, by powiedzieć, że żyje nam się lepiej – kpili związkowcy.

Nie chcą „grubej kreski”

Zanim w miasteczku namiotowym odbył się happening, przeprowadzono dwie kolejne debaty z udziałem ekspertów. Dotyczyły one m.in. Komisji Trójstronnej, zaostrzenia protestu, a także przyszłości związków zawodowych. Związkowcy nie wierzą w szczere intencje ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, który zaproponował „grubą kreskę” – puszczenie w niepamięć tego, co doprowadziło do czerwcowego kryzysu i wyjścia związków zawodowych z obrad Komisji Trójstronnej – i powrót strony społecznej do rozmów w ramach komisji.

– Z szulerami nie siada się do gry. Mieliśmy już takich, którzy proponowali „grube kreski”, i odczuwamy ich skutki do dziś – oświadczył lider „Solidarności” Piotr Duda.

Jak podkreślał, warunkiem powrotu jest obecnie nawiązanie rozmów na tematy, które rząd przeforsował mimo sprzeciwu organizacji pracowniczych. Chodzi o podwyższenie wieku emerytalnego, elastyczny czas pracy i ustawę o płacy minimalnej. Rząd o tych sprawach nie chce jednak rozmawiać.

Liderzy trzech central – OPZZ, „Solidarności” i Federacji Związków Zawodowych – przypomnieli, dlaczego zerwali rozmowy w Komisji Trójstronnej.

– Najważniejszym elementem jest wzajemne zaufanie. Jeśli przychodzi moment, że zostaje ono utracone, to faktycznie dialog upada. Tak stało się w przypadku funkcjonowania Komisji Trójstronnej – wyjaśniał przewodniczący „S” Piotr Duda.

W jego ocenie, przedstawiciele koalicji PO – PSL przez ostatnich 6 lat konsultowali planowane zmiany na zasadzie pustego rytuału, „bo tak stanowiły przepisy”.

– Nie było w nich serca i woli porozumienia się. Minister [Kosiniak-Kamysz] wypowiadał się w imieniu pracowników, nie słuchając argumentów strony związkowej. Tak było w wypadku zmiany kodeksu pracy i ustawy emerytalnej. Również w przypadku ustawy o dniach wolnych od pracy i ich tzw. zamiennikach. Mówiliśmy, że jest ona niezgoda z Konstytucją, i co? Trybunał Konstytucyjny nie zostawił na niej suchej nitki – przypominał Duda.

Wskazał, że rząd i koalicja forsowały ustawę, którą krytykowało nawet Biuro Legislacyjne Sejmu. Podobnie było również z ustawą o wydłużeniu czasu pracy dla osób niepełnosprawnych.

Związkowcy: Zostaliśmy oszukani przez rząd

Związkowcy przypominali wczoraj, że nie zawsze opierali się rządowym propozycjom, nawet wtedy, gdy przyjmowane rozwiązania były dla pracowników niekorzystne. Chodzi o poparty przez nich tzw. pakiet antykryzysowy zawierający rozwiązania korzystne dla pracodawców, ale również i postulaty stawiane przez związki, m.in. walkę z umowami śmieciowymi, do czego zobowiązał się rząd.

– To, co było dla nich korzystne, wprowadzili do kodeksu pracy, a w innych nas oszukali. Dla mnie Komisja Trójstronna jest fasadą, by dawać alibi drugiej stronie. Jeśli konsultacje mają polegać tylko na tym, że tak wypada, to nie tędy droga – mówił Duda.

– Wszystkie przepisy dotyczące pracodawców były dalej procedowane, ale już postulaty strony związkowej nie były podejmowane – podkreślał Tadeusz Chwałka z FZZ. Potwierdzał, że podczas rządów PO – PSL tzw. dialog społeczny stał się fikcją, a opinie związkowych ekspertów nie były uwzględniane przez stronę rządzącą.

Biorący udział we wczorajszych debatach prof. Ryszard Bugaj, doradca ekonomiczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego, mówił, że związek musi być obecny w świecie polityki, aby oceniać decyzje polityczne rządu. Wyraził też zrozumienie dla powodów bojkotu Komisji Trójstronnej przez przedstawicieli pracowników.

– Dzisiaj związki nadały czytelny komunikat: nie chcemy uczestniczyć w fikcji, ponieważ w fikcji uczestniczyć nie należy – mówił przy aplauzie zgromadzonych. Podczas debaty pojawił się również były szef „S”, poseł PiS Janusz Śniadek, który odczytał oświadczenie Klubu Parlamentarnego PiS popierającego protest związków zawodowych.

Podczas wczorajszych debat w miasteczku namiotowym związkowcy odnieśli się także do planów zmiany ustawy o związkach zawodowych.

– Ledwie wyszliśmy z Komisji Trójstronnej, zaraz doszło do spotkania premiera z członkami organizacji pracodawców. Zaraz potem zaczęto prowadzić antyzwiązkową kampanię, w której zapowiedziano odebranie naszych uprawnień. Chodzi o zabranie prawa do lokali, wyposażenia technicznego, oddelegowania do pracy w związkach – mówił Janusz Gołąb z OPZZ.

Jego zdaniem, zmiana tej ustawy doprowadzi do wyrzucenia związków zawodowych poza teren zakładów pracy.

– Przedstawia się propozycję likwidacji związków zawodowych w sytuacji, gdy podnoszą one głos i mówią, czego oczekują. Zakrawa to na element szantażu i tak odbieram działania posłów Platformy i pracodawców. Głównie przedstawicieli spółek Skarbu Państwa. To jest obłudne – mówił z kolei Henryk Nakonieczny z Komisji Krajowej „Solidarności”.

Dodał, że Polska jest w gronie tych krajów europejskich, gdzie jest najwięcej barier już przy zapisywaniu się do związku zawodowego. Ryszard Bugaj przyznał, że nowelizacja ustawy o związkach nie tylko godzi w warunki ich działania, ale ogranicza prawa obywatelskie.

– Związki zawodowe są elementem infrastruktury nowoczesnego kapitalizmu, jak partie polityczne, i jeśli ich zabraknie, ten system będzie jeszcze bardziej bezwzględny – podkreślał Bugaj.

Maciej Walaszczyk

Nasz Dziennik