Komentarz Bronisława Komorowskiego dla „GW” jest dowodem na to, że prezydent RP jednoznacznie opowiada się po jednej i właściwej stronie – lewej, i to nie tylko sceny politycznej.
Również aktywnie wsparł określoną opcję w toczonym sporze ideologicznym.
Tworzy tym samym kolejny mur między Polakami. Dzieli nas na lepszych i gorszych. Salonowe asy żurnalistyki mogą być zadowolone. Zadanie wykonane. To oni wiodą prym w tłoczeniu półprawd i kłamstw.
Prezydent Komorowski promuje i hołduje lepszym (my, władza, mainstream, lewica, liberałowie), odgradzając się od gorszych, wykluczonych, marginalizowanych, wyszydzanych i pogardzanych, to jest – patriotów, konserwatystów, chrześcijan.
Aprobując i wsłuchując się w relację wyłącznie jednej strony konfliktu, powiedziałbym - prowodyra i prowokatora całych zajść, czyli lewackich mediów, dominujących w propagowaniu codziennie „słusznych” źródeł wiedzy, zamiast próbować poszukiwać rozwiązania dla pogłębiającego się sporu, brnie ślepo i z pełną premedytacją w pułapkę, łykając naiwnie przynętę rzuconą przez „GW”.
Oto, co się dzieje, gdy zgoda na nihilizm intelektualny i antypatriotyzm rujnuje.
To półprawdy socjallibertyńskich środowisk tworzą dzisiejszą narrację, nadają ton krytyki dla idei świętowania niepodległości, obrażając wszystkich uczestników. Na podstawie zaistniałych incydentów i aktów chuligańskich tworzą uogólnienia na cały ruch patriotyczny i narodowy.
W sytuacjach krytycznych i granicznych, gdy ludzie są na co dzień okłamywani, wykluczani, obrażani przez władzę, kiedy mają okazję wypowiedzieć się publicznie, głównie na ulicy, ponieważ niestety postawa rządu i ludzi aktualnej władzy nie pozwala na wyrażanie się im podczas referendum, może czasem dojść do oderwania się radykalnego elementu, który pójdzie się awanturować.
Lecz ja się pytam: kto na to pozwala? Policja. Władze miasta. Zamiast kontrolować sytuację, pozwalają na wzbieranie radykalnych nastrojów u radykałów, by potem potępiać dobre idee. Z relacji mainstreamu wyglądało tak, jak gdyby Marsz Niepodległości wylał się lawą na całe miasto i je pochłonął w istnym wręcz Armagedonie.
Czyż nie możemy domyślać się w tym prowokacji i zemsty?
Zemsty za ubiegłe lata, gdy lewacy zdewastowali miasto. Zemsty za to, że wówczas sprawcy byli zanadto rozpoznani i winni zanadto widoczni. W psychologii nazywa się to projekcją.
Prowokacji, ponieważ może komuś zależy, aby kryminaliści i pospolici bandyci dokonywali napaści, by móc potem przerzucać całą odpowiedzialność na ludzi, którzy chcieli pokojowo wyrazić swój patriotyzm i miłość do Ojczyzny?
Ponadto widać wyraźnie, że prezydent chce zredukować ideę wyrazu miłości i ukochania Ojczyzny do rangi małomiasteczkowego festynu, dożynkowego grajdołka, oraz zachęca do 100-procentowej akceptacji tego, co się dzieje w dzisiejszej Polsce. A wiemy, że dzieje się źle.
Z całym szacunkiem dla festynów i dożynek w miasteczkach, Polacy, którzy kochają swój kraj, biorąc udział w głośnym manifestowaniu swej narodowej identyfikacji, nie wstydząc się polskości, która jest dziś wyszydzana, oprócz uzewnętrznienia swego patriotyzmu wyrażają także swój ból, frustrację, sprzeciw wobec faworyzowania lewicowego i liberalnego punktu widzenia, fałszywych ideologii zagłady cywilizacji wartości, promowania ideologii gender, zarzucania nas propagandą, tanim public relations premiera i jego gabinetu.
Zwykli, szarzy, codzienni patrioci widzą wyraźnie, wyraźniej i więcej niż prezydent, który jest zamknięty w swoim czekoladowo-tęczowym świecie orlików, że Polskę toczy poważna choroba.
Czyż prowokacją i skandalem nie jest na przykład zgoda na zorganizowanie w czasie obchodów Święta Narodowego szczytu klimatycznego w Warszawie?
Albo kokietowanie mainstreamu przez premiera, który zatroskany burdami ulicznymi (zamieszkami, jak to wyraził Donald Tusk) w stolicy, opóźnił swoje wojaże po Europie (zamierza wziąć udział w europejskim szczycie w Paryżu na temat bezrobocia wśród młodzieży, co pogłębia groteskę tej władzy).
Albo zdelegalizowanie marszu przez władze stolicy? Przecież w tym ostatnim przypadku chodziło o wywołanie poważnej konfrontacji z policją i służbami bezpieczeństwa, na szczęście manifestanci nie dali się sprowokować.
Prezydent stanął dziś po „jedynie słusznej” stronie, aprobując dominującą wizję dystrybuowaną zaciekle i nachalnie przez socjalibertyńskie środowiska. Odcinając się od ludzi, dla których Polska jest wartością, wypowiadając się pod publiczkę „GW”, przy okazji reklamując i agitując populistycznie na rzecz swojej inicjatywy (jakże cywilizowanej w porównaniu z agresją zamaskowanych bandytów prawicy, m.in. dzieci, kobiet i rodzin, które brały udział w marszu), potwierdził styl zarządzania krajem reprezentowany przez układ zamknięty III RP.