logo
logo

Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik

Obrona chce nowych ekspertyz

Wtorek, 26 listopada 2013 (02:00)

Sąd odrzucił wniosek o pełną jawność rozpraw w procesie Witolda Tomczaka oskarżonego o zniszczenie rzeźby znieważającej Ojca Świętego Jana Pawła II.

Proces dotyczy wydarzeń sprzed 13 lat, kiedy Witold Tomczak usunął głaz przygniatający figurę Ojca Świętego Jana Pawła II w warszawskiej Zachęcie. Autorem rzeźby był włoski skandalista Maurizio Cattelan. Wczoraj, na początku rozprawy, obrońca Tomczaka mec. Janusz Wojciechowski złożył wniosek o pełną jawność procesu, tzn. o możliwość rejestracji dźwięku i obrazu. Sędzia Anna Mizak go nie uwzględniła.

Do akt sprawy, na wniosek Tomczaka, dołączono wizerunki bł. Ojca Świętego Jana Pawła II z fragmentami relikwii, dedykowane sędzi, prokuratorowi i obrońcy.

Tomczak wniósł też o sprostowanie protokołu z rozprawy z 11 lutego br. w postaci uzupełnienia go o wystąpienie mec. Wojciechowskiego. Adwokat zgłosił wtedy wnioski dowodowe, m.in. w sprawie precyzyjnego oszacowania wartości szkody, bo w akcie oskar- żenia nie ma tej wyceny.

Były poseł uzasadnił również motywy swojego czynu.

– Jak to jest? Czy wizerunek Ojca Świętego jest rzeczywiście takim sobie przedmiotem, z którym można robić wszystko, co się komu podoba? Czy to jest jednak pewien przedmiot czci, pewna wartość, która podlega szczególnej ochronie? – pytał. Choć, jak stwierdził, rozumie, że sztuka ma swoje prawa i może prowokować czy bulwersować opinię publiczną, to jednak nie kosztem religii.

Tomczak przypomniał, że kiedy w skandynawskich mediach opublikowano karykaturę Mahometa, wiele środowisk na całym świecie podjęło protest, podobnie jest, gdy obraża się w jakiś sposób religię judaistyczną.

Na ponowny wniosek o reje- strację całego przebiegu rozprawy sędzia odpowiedziała odmownie. – Protokół rozprawy sporządzony jest nierzetelnie, pomija się duże fragmenty wystąpień. Rejestracja procesu byłaby obiektywnym dowodem i dokumentem przebiegu rozprawy – podniósł Wojciechowski. – Nie widzę żadnego logicznego i merytorycznego powodu niewyrażania zgody na wnioskowaną rejestrację procesu, który dotyka tak ważnej materii i budzi wielkie i zrozumiałe zainteresowanie Polaków, dotyczy bowiem osoby największego naszego rodaka, bł. Jana Pawła II, który za kilka miesięcy zostanie ogłoszony świętym – dodał Tomczak.

Przekonywał, że jego czyn powinien być rozpatrywany w kontekście działania w słusznym interesie, w obronie naruszonej czci bł. Jana Pawła II. Przypomniał o tysiącach listów poparcia, jakie otrzymuje. Wskazał też, że wartość szkody została z niezrozumiałych powodów zawyżona.

Zapytać naukowców

Pełnomocnik oskarżonego chce, by w sprawie oceny kontrowersyjnej rzeźby wypowiedziała się Katedra Socjologii Religii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Taka opinia, w ocenie mec. Wojciechowskiego, powinna być rozstrzygająca dla tej sprawy.

Wczoraj przed sądem zeznawał m.in. Tadeusz S., pracownik towarzystwa ubezpieczeń Gerling Polska, ubezpieczającego rzeźbę Cattelana w Polsce.

– Przeprowadzałem proces likwidacji tej szkody zaraz po zdarzeniu. Została wykonana rzeczowa dokumentacja fotograficzna miejsca zdarzenia i rzeźby, w jakim stanie się ona znajdowała – zeznał.

Na pytanie adwokata, dlaczego szkodę wyceniono tak wysoko, świadek odpowiedział, że bez zgody właściciela i autora rzeźby zarówno ubezpieczyciel, jak i galeria Zachęta, która ją wypożyczyła, nie mogli samodzielnie dokonywać naprawy. Kosztorys naprawy sporządziła osoba wskazana przez autora i właściciela rzeźby, a weryfikował go i ostatecznie zaakceptował polski ekspert z zakresu konserwacji dzieł sztuki. Tadeusz S. nie pamiętał wysokości kwoty ani waluty, w jakiej odszkodowanie zostało wypłacone.

Pytany przez sąd, zaznaczył, że w imieniu firmy złożył wniosek o ściganie i ukaranie sprawcy zniszczenia rzeźby. Wspomniał również, że ubezpieczyciel prowadził później korespondencję w zakresie roszczenia z Witoldem Tomczakiem, który je odrzucił. – Otrzymywaliśmy masę listów od oburzonych ludzi, kierowanych do nas na wezwanie Radia Maryja – dodał.

Dlaczego ubezpieczyciel nie skierował sprawy na drogę postępowania cywilnego? Okazuje się, że ścieżkę postępowania karnego wybrał zarząd firmy.

Piotr Czartoryski-Sziler

Nasz Dziennik