logo
logo

Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik

Życzenia jak złorzeczenia

Sobota, 14 grudnia 2013 (02:00)

Opłatek sejmowy: Radosław Sikorski gratuluje pełnomocnikowi rodzin smoleńskich „przegranej” sprawy dowodu Tomasza Merty. Widząc konsternację prawnika, wypala, że to żart.

Okazuje się, że traumatyczna dla rodziny sprawa związana z zaginionymi rzeczami po wiceministrze kultury to dla szefa polskiej dyplomacji powód do prostackich żartów.

Czwartkowy wieczór: poseł Bartosz Kownacki, pełnomocnik Magdaleny Pietrzak-Merty i poseł PiS, przychodzi na spóźnioną kolację.

– W pewnym momencie mój stolik minął minister Sikorski. Powiedział do mnie: „Moje kondolencje”. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. I tak mu też odpowiedziałem. Na co pan minister Sikorski stwierdził, że miał na myśli umorzoną sprawę Merty. Odpowiedziałem mu więc, że ta sprawa to przede wszystkim porażka MSZ i nie widzę tu żadnego powodu do chluby. Na co pan minister stwierdził, że nie znam się na żartach. Wtedy odpowiedziałem, że nie wydaje mi się, by w sprawach Smoleńska w ogóle można było żartować – relacjonuje Kownacki.

– Cynizm i szyderstwo to broń, którą najchętniej posługuje się Sikorski wobec tych, którzy ucierpieli na skutek błędów i zaniechań ze strony jego urzędników po katastrofie smoleńskiej. Razi niepojęta, nieukrywana radość pana ministra zamiast świadomości, że sprawa rzeczy po panu ministrze Mercie to tak naprawdę klęska MSZ. Bez względu na to, czy sprawa ta została przez prokuraturę umorzona, czy też nie. Pan minister najwyraźniej kpi sobie ze spraw poważnych –ocenia incydent mecenas.

Świadkiem zajścia był Mariusz-Orion Jędrysek, poseł PiS.

– Rzeczywiście, miała miejsce taka sytuacja. Minister Sikorski zgryźliwie zaczepił posła Kownackiego, rzucając mimochodem pewne uwagi. Nawet nie zatrzymał się przy stoliku, przy którym obaj siedzieliśmy. To Bartosz zachował się jak trzeba, wstał i podszedł do ministra Sikorskiego – opowiada poseł.

Zachowanie Radosława Sikorskiego szokuje rodziny ofiar.

– Drwina z katastrofy smoleńskiej stała się pewnym obyczajem, normą dla obozu rządzącego. Zachowanie ministra Sikorskiego wpisuje się w tę poetykę – mówi wdowa po Tomaszu Mercie.

– Rozpatrując to w sferze prywatnej, zachowanie pojedynczych osób jest bolesne. Groźne jest jednak o tyle, o ile jest symptomem kondycji naszego państwa: mam tu na myśli funkcjonowanie prokuratury i MSZ – dodaje Magdalena Pietrzak-Merta.

– Cynizm i szyderstwo – tak określiłabym zachowanie pana Sikorskiego. Pamiętajmy też, że to właśnie on informował jako pierwszy, że winni katastrofy są piloci – przypomina Ewa Błasik, wdowa pod dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeju Błasiku.

Sikorski grał z Kremlem

Radosław Sikorski w gruncie rzeczy nie ma się z czego cieszyć. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w uzasadnieniu drugiego umorzenia śledztwa dotyczącego tzw. cywilnego wątku organizacji wizyt w Katyniu w kwietniu 2010 r. wytknęła szereg błędów i uchybień właśnie w działaniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych i polskiej ambasady w Moskwie.

Chodziło o bezpodstawne przedłużanie notyfikacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 r., co zdaniem prokuratury było najbardziej jaskrawym przykładem nieprawidłowości ze strony MSZ. Prokuratura ustaliła, że resort został poinformowany o prezydenckich zamiarach udziału w obchodach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej bezpośrednio w Rosji na początku roku, 27 stycznia 2010 roku. Jednak przez prawie dwa miesiące MSZ nie wystąpiło z notyfikacją. Zamiast tego Sikorski sugerował prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu udział w uroczystościach 9 maja w Moskwie.

„Pomimo że Ministerstwo Spraw Zagranicznych zostało powiadomione o zamiarze udziału Prezydenta w obchodach 70. Rocznicy Zbrodni Katyńskiej w dniu 27 stycznia 2010 r., notyfikacja nastąpiła dopiero 16 marca 2010 r., co umożliwiło stronie rosyjskiej (wypowiedzi Ambasadora Władimira Grinina i Dyrektora Siergieja Nieczajewa) zasadne w tym okresie twierdzenie, iż nic nie wiedzą o planowanym udziale Prezydenta RP w uroczystościach katyńskich, a także opóźniło przygotowania do uroczystości w Kancelarii Prezydenta” – stwierdziła prokuratura.

Istotny był też element wizerunkowy. Według prokuratury, takie postępowanie ze strony MSZ mogło wywołać wrażenie „opieszałości” polskich służb dyplomatycznych, a nawet wrażenie „ignorowania” przedstawicieli najwyższych urzędów. Zdaniem śledczych, MSZ dopuściło się także całej serii innych uchybień. Pracownicy polskiej ambasady w Moskwie wykazali „olbrzymią” opieszałość w uzyskaniu zgód dyplomatycznych na przelot samolotów specjalnych w dniach 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Nie nadzorowała tego centrala MSZ i dopiero dzień przed wylotem znane były ich numery.

Zamiast Wydziału Protokolarnego MSZ załatwianiem zezwoleń na przelot samolotów zajmowała się ambasada. Resort spraw zagranicznych wiedział też o stanie lotniska w Smoleńsku – MSZ wskazywało kancelarii premiera, że wizyta w Katyniu może się odbyć z wykorzystaniem tego właśnie lotniska. Śledczy wytknęli też zaniedbania ze strony działalności Ambasady RP w Moskwie. Ustalono, że kilkoro jej pracowników nie miało przed kwietniem 2010 r. jasno określonego zakresu swoich obowiązków, co oczywiście mogło rzutować na ich pracę.

Anna Ambroziak

Nasz Dziennik