logo
logo

Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik

Jeśli nie my, to kto?

Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 (06:26)

W Kielcach znów rozbili więzienie. Kilkaset osób w sobotni wieczór przyglądało się historycznej rekonstrukcji akcji rozbicia dawnego więzienia Urzędu Bezpieczeństwa przy ul. Zamkowej.

To już kolejna historyczna rekonstrukcja słynnej akcji oddziału Armii Krajowej, dowodzonego przez gen. Antoniego Hedę "Szarego", podczas której jego żołnierze przeprowadzili akcję uwolnienia ponad 354 więźniów przetrzymywanych w katowni UB.

Inscenizowanemu szturmowi na więzienie towarzyszyła historyczna narracja, filmy, archiwalne obrazy wyświetlane na ścianie budynku oraz muzyka - pieśni Andrzeja Kołakowskiego - jako wstęp zaprezentowano fragment utworu "Trudny czas" ze słynnej płyty "Myśmy Rebelianci" zespołu De Press.

W sobotniej akcji wzięło udział prawie 40 członków z Grupy Rekonstrukcyjnej 4. Pułku Piechoty Legionów z Kielc, dwie sekcje Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "Jodła" działającego na Kielecczyźnie, ochotniczego szwadronu kawalerii, oraz zaangażowane w spektakl małe dzieci. Wcielający się w postać Antoniego Hedy "Szarego" Andrzej Zelga z SRH "Jodła" działa w grupach rekonstrukcyjnych od 5 lat.

- Wspieram także Strzelecki Oddział Kawaleryjski "Beliniak" - dodaje. Jak się okazuje, miał szczęście poznać Antoniego Hedę.

- Mieliśmy okazję porozmawiać, choć nie był to jakiś dłuższy kontakt, ale bardzo miło wspominam tę rozmowę - tłumaczy "Naszemu Dziennikowi".

Trzy miesiące po wojnie

Zanim rozpoczęła się właściwa inscenizacja wydarzeń mających miejsce dokładnie w nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 r., narrator przedstawił publiczności okoliczności historyczne, w których doszło do tej brawurowej akcji. Choć żyjemy 20 lat po tzw. odzyskaniu niepodległości, na pewno należy ciągle podkreślać, że zdarzenie miało miejsce zaledwie trzy miesiące po zakończeniu wojny.

Najpierw przedstawiono więc historię samego miejsca, które w czasach międzywojennych było zwykłym więzieniem śledczym, ale już w czasie niemieckiej okupacji zostało zamienione na katownię gestapo.

- Wszystko zmieniło się w styczniu 1945 r. gdy skończyła się okupacja niemiecka i nastał czas niepewności. Szybko rozeszły się pogłoski o tym, jak nowi sowieccy okupanci rozpoczęli swoją władzę na Lubelszczyźnie - tłumaczył narrator.

Na wyświetlanych na murze krótkich filmach i archiwalnych fotografiach zaprezentowano sylwetki aresztowanych i zamordowanych żołnierzy AK po wkroczeniu Armii Czerwonej, których tragiczny los dopełnił się na słynnym Zamku w Lublinie.

Również dawną siedzibę gestapo w Kielcach zamieniono na więzienie przeznaczone do przetrzymywania, torturowania i mordowania żołnierzy podziemia niepodległościowego, prężnie działającego w świętokrzyskich lasach. W przeznaczonym dla blisko 400 więźniów obiekcie przetrzymywano nawet tysiąc osadzonych.

Więźniów trzymano tak jak za okupacji niemieckiej w środkowym pawilonie. Początkowo wyroki śmierci przez powieszenie wykonywano na belce wystającej z południowej ściany środkowego pawilonu, od strony parku. Później miejsce straceń przeniesiono do zachodniego skrzydła. W sklepieniu jednego z pomieszczeń umieszczono na stałe hak, na którym zawieszano pętlę. Pod hakiem wykuto zapadnię.

Po wkroczeniu sowietów na Kielecczyznę do więzienia na Zamkowej trafił kwiat konspiracji walczącej przez lata z niemieckim okupantem. Niejednokrotnie nie zdążyli nawet zorganizować działalności wymierzonej w sowietów.

Jedną z takich osób był mjr Michał Mandziara "Siwy", szef Sztabu 2. Dywizji AK, który miał objąć funkcję dowódcy lokalnych struktur organizacji NIE. W momencie uwolnienia ciążył już na nim wyrok śmierci. Dlatego musiał opuścić Polskę przez zieloną granicę, udało mu się przedostać na Zachód, gdzie dożył starości.

Tak samo było z porucznikiem Ludwikiem Wiechułą "Jeleniem" - cichociemnym, w czasie okupacji niemieckiej dowódcą kompanii w 3. Pułku AK. Razem z "Szarym" rozbijał więzienie w Końskich. Tym razem to Antoni Heda okazał się jego wybawcą. Z więzienia wyciągnięto także kapitana Józefa Wyrwę "Starego" ze sztabu Narodowych Sił Zbrojnych. Najważniejszym osadzonym był jednak podpułkownik Antonii Żółkiewski "Lin", aresztowany na terenie inspektoratu sandomierskiego, który wpadł w kocioł zorganizowany przez funkcjonariuszy NKWD. Niestety, tuż po akcji zmarł na atak serca niedaleko więzienia. Już po uwolnieniu okazało się, że był poważnie chory.

Patrole UB

W sobotę pod murami dawnego więzienia widzowie mogli najpierw zobaczyć patrole MO i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, scenę przywiezienia i selekcji więźniów, mających trafić na przesłuchania, a także egzekucji wykonanej strzałem w tył w głowy.

Inscenizatorzy próbowali również przybliżyć widzom to, co działo się pod murami katowni na Zamkowej, gdy pod okna cel przychodziły żony z dziećmi, próbujące ustalić, czy są tam ich mężowie.

- To dzieci, które nieraz nie pamiętały jak wygląda ich ojciec, jednak często docierały do nich naprawdę straszne wiadomości - komentował narrator.

Dlatego w czerwcu 1945 r. do Wolborza, do przebywającego wówczas u swojej żony kapitana Antoniego Hedy dotarł porucznik Antoni Świtalski "Marian" z informacją o aresztowaniu swoich dowódców i żołnierzy. Czarę goryczy przelała wiadomość, że UB chcąc go dopaść, aresztowała jego dwóch braci oraz szwagra.

Potem rekonstruktorzy zaprezentowali widzom przebieg tej niezwykle skutecznej, dobrze zaplanowanej akcji. Po wywabieniu z miasta do podkieleckich lasów oddziałów UB i KBW, dwustuosobowy oddział "Szarego" przejął ich ciężarówki i przedostał się do miasta.

Związanie sił wroga poza Kielcami polegało na całodniowym pozorowaniu opanowania miasteczka Szydłowiec i detonacji min w pobliskich lasach. Po koncentracji oddziałów w Kielcach nastąpił szturm. Ostrzelano bramę wjazdową do więzienia. W głośnym huku petard, imitujących eksplozje ładunków wybuchowych podkładanych przez minerów, żołnierze "Szarego" wysadzili bramę i przedostali się do wnętrza budynku.

W rzeczywistości pokonanie bramy wjazdowej w krótkim czasie było jednym z najbardziej krytycznych momentów całej akcji. Po wysadzeniu bramy z zawiasów, to samo trzeba było zrobić ze stalową kratą. Potem najważniejsze - otwieranie cel. Tego rekonstruktorzy w Kielcach nie pokazali. W rzeczywistości cele, w których przetrzymywano żołnierzy AK, otwierano wysadzając kraty trotylem, nie udało się bowiem odnaleźć kluczy. Do otwarcia dwóch ostatnich cel zabrakło materiałów wybuchowych.

Zachować pamięć

W sobotę członkowie grup rekonstrukcji historycznych odgrywali nie tylko AK-owców, ale także funkcjonariuszy UB.

- Ktoś musi ich grać, czasami ubowca, czasami Wehrmacht, a czasem partyzanta, w zależności od potrzeb i scenariusza. Najczęściej jednak jesteśmy AK-owcami walczącymi tuż po wojnie - wyjaśnia Marcin Adach, stojąc obok oryginalnego niemieckiego Forda AA z 1934 r. użytego podczas inscenizacji do przewożenia więźniów.

W jego ocenie, rekonstrukcja wydarzeń z sierpnia 1945 r. ma przede wszystkim uczcić ich bohaterów i zachować o nich pamięć. Wśród rekonstruktorów są również gimnazjaliści.

- Zaangażowałem się kilka miesięcy temu w kwietniu. Przede wszystkim ze względu na moje korzenie rodzinne. Choć różnie nas oceniają, to uważam, że działania grup rekonstrukcji historycznej są bardzo potrzebne - tłumaczy Michał Mirosławski, uczeń 3 klasy gimnazjum.

- W mojej rodzinie było wielu wojskowych, przodków, którzy brali udział w kampaniach napoleońskich czy nawet wcześniej biorących udział w wojnach XVII wieku.

- Jak nie my, to kto? - pyta retorycznie rezolutny nastolatek. Jest rzeczywiście zainteresowany historią i dobrze wie, kim byli członkowie jego rodziny. Tłumaczy, że po wojnie jego wuj, jako wyszkolony w Wielkiej Brytanii cichociemny, przedostał się do Polski.

- Został jednak aresztowany i tak skatowany w czasie śledztwa, że zmarł tuż po opuszczeniu aresztu. Mój dziadek jako żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza został w 1943 r. zabity przez granatowego policjanta, który chciał odebrać mu broń. Co ciekawe, nie był zaangażowany w konspirację, bo uważał, że zabijanie Niemców naraża ludność cywilną, wobec której stosowano odpowiedzialność zbiorową. Uważał po prostu, że trzeba szykować się do dużego powstania pod koniec wojny - tłumaczył Mirosławski.

- Chodzi o to, by pokazać to, czego dokonał generał Heda. Chodzi o pokazanie tego szerokiej publiczności, to nie jest pompatyczna akademia, podczas której każdy stoi przez godzinę i się nudzi. To są realia, prawdziwe show - opowiada Marcin Adach. Jak dodaje, rekonstrukcje z pewnością wywołują zainteresowanie historią, ale budują też w ludziach przede wszystkim poczucie dumny i patriotyzmu.

Wyrok śmierci

Z pewnością postacią, z której dumny może być każdy Polak, był zmarły cztery lata temu gen. Antonii Heda ps. "Szary".

- Był człowiekiem głębokiej wiary, zawsze mówił, że ocalał z ubeckich więzień tylko dzięki opiece Matki Bożej. Miał świetny kontakt z młodymi ludźmi. Nie cofał się również przed komentowaniem wydarzeń politycznych - podkreśla

Jan Kasprzyk, który wielokrotnie miał okazję rozmawiać z Hedą. W życiorysie "Szarego" jest jednak nie tylko działalność w oddziałach ZWZ i AK, brawurowa akcja rozbicia więzienia UB w Kielcach, odbijanie więźniów z aresztów gestapo czy walki z Niemcami podczas akcji "Burza".

Trzy lata po akcji w Kielcach został osadzony w tym samym więzieniu. Skazany na śmierć przez komunistów odsiedział 8 lat w najcięższych stalinowskich więzieniach m.in. w Rawiczu i Wronkach. Był wieloletnim doradcą Prymasa Polski księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, a gdy wybuchła "Solidarność" - przewodniczącym Niezależnego Związku Kombatantów. Był także komendantem głównym Związku Strzeleckiego oraz działaczem KPN. Internowany w stanie wojennym.

- Był przyjacielem, swego rodzaju patronem Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej. W latach 80., gdy kadrówka przemieszczała się w sposób nielegalny, jako forma demonstracji antykomunistycznej, "Szary" poprzez swoje dawne kontakty partyzanckie, często u jego podkomendnych umożliwiał uczestnikom marszu zakwaterowanie, opowiadał historie, anegdoty, w tym również o rozbiciu więzienia UB w Kielcach - relacjonuje Kasprzyk.

Antonii Heda zmarł 14 lutego 2008 roku. Pośmiertnie został awansowany na stopień generała brygady przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

- To wielki symbol, zmarł dokładnie w rocznicę utworzenia Armii Krajowej - dodaje Kasprzyk.

Maciej Walaszczyk, Kielce

Nasz Dziennik