logo
logo

Zdjęcie: R.Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Trzykrotne dementi

Piątek, 31 stycznia 2014 (02:00)

Od kilku tygodni politycy partii Palikota, PO, SLD i media atakują Antoniego Macierewicza i twórców Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Kampania ma przygotować grunt do powołania komisji śledczej w sprawie WSI. Teksty prasowe, jakie się na ten temat ukazują, co rusz podają nieprawdziwe informacje.

Wczoraj warszawska prokuratura okręgowa została zmuszona do sprostowania informacji podanych w czołówkowym tekście „Gazety Wyborczej” autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego i Pawła Wrońskiego pt. „Wędrujące dane polskich agentów”. Chodzi o rzekome śledztwa dotyczące wykradnięcia bazy danych w 2007 roku. Trzy dni temu ta sama gazeta pisała o audycie w SKW, którego nie było. W grudniu rozpętano histerię wokół tłumaczenia raportu z likwidacji WSI na język rosyjski – Macierewicz miał przekazać Rosjanom tajne informacje, zanim raport został opublikowany po polsku. Jak się okazało, histeria oparta była na kompletnych przekłamaniach, które wyjaśniać musieli sama SKW i szef MON.

Kampania medialna ma oczywiście dowieść szkód, jakie likwidacja WSI rzekomo wyrządziła interesom państwa, i braku profesjonalizmu ludzi ją przeprowadzających. Wczoraj „GW” poinformowała o rzekomym nielegalnym skopiowaniu komputerowej bazy danych, jakiego pracownicy SKW mieli się dopuścić w październiku 2007 roku. Miała być ona przechowywana na dwóch specjalnie zabezpieczonych komputerach, które znajdowały się w oddzielnych pomieszczeniach. W jednym były kryptonimy agentów i operacji, w drugim ich prawdziwe nazwiska i opisy konkretnych działań. Tylko specjalny i jednoczesny dostęp do obydwu baz danych miał zapewnić możliwość ich skopiowania przy jednoczesnej zgodzie przełożonego. Dane miały zostać wyniesione przy okazji zbierania informacji na potrzeby Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Gazeta napisała, że śledztwo w tej sprawie umorzono rok temu z powodu „niskiej szkodliwości czynu”, choć potwierdzono, że doszło do skopiowania danych. Śledczy ocenili jednak, że nie wyciekły poza Komisję Weryfikacyjną. Na tę decyzję kontrwywiad złożył zażalenie i sąd nakazał dalsze prowadzenie postępowania. Wczoraj Prokuratura Okręgowa w Warszawie wystosowała sprostowanie.

– Postępowanie umorzyliśmy. Ale na innej podstawie niż napisała „Gazeta Wyborcza” i w innym roku. Sąd również tego postanowienia nie uchylił. Do meritum w tej sprawie się nie odnosiliśmy, bo jest ono niejawne, ale dane opublikowane w tym tekście były nierzetelne –tłumaczy „Naszemu Dziennikowi” rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej prokurator Przemysław Nowak.

Jak się okazuje, w toku śledztwa zarzuty przestępstwa przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego przedstawiono latem i jesienią 2011 r. pięciu funkcjonariuszom SKW. Natomiast w czerwcu 2012 r. śledztwo umorzono przeciw wszystkim podejrzanym ze względu na brak znamion czynów zabronionych. Ostatecznie 28 marca warszawski sąd rejonowy rozpatrzy zażalenie SKW na tę decyzję.

– To odgrzewana sprawa, która pojawiła się w „GW” już w 2008 roku. Na potrzeby nagonki na Antoniego Macierewicza powiela ona stare zarzuty sprzed 6 lat. Najistotniejsza okoliczność, jaka zaszła od tego czasu, to decyzja prokuratury, która umorzyła postępowanie w związku z opisywanym przez „GW” doniesieniem płk. Reszki. Więcej, nieprawdą jest również informacja o wznowieniu tego śledztwa, co potwierdziła w swoim komunikacie prokuratura, zadając tym samym kłam twierdzeniom dziennikarzy „GW”. Podkreślić przy tym należy, że zgodnie z ustaleniami śledczych kartoteka operacyjna SKW nie była wynoszona poza pierwszą strefę bezpieczeństwa, a więc poza specjalnie zabezpieczone pomieszczenia, gdzie przechowywane są ściśle tajne informacje. Umorzenie tego wątku jest już prawomocnie zakończone i nie potwierdza rewelacji „GW” – tłumaczy Maciej Lew-Mirski, współtwórca SKW, członek komisji weryfikacyjnej ds. WSI.

Podobnie Lew-Mirski komentuje informacje na temat rzekomego audytu, który koordynator ds. służb specjalnych minister Zbigniew Wassermann miał zlecić w sprawie likwidacji WSI i powołania SKW.

– Ten dokument nigdy nie powstał i nikt nie zlecał żadnego audytu. Nigdy nie prowadzono w tej sprawie żadnych czynności kontrolnych. Jeśli kiedykolwiek powstałby taki dokument, to nie mógłby on być jawny, jak ma to miejsce w przypadku opisywanym przez „GW”. Natomiast dokument, o którym pisze „Wyborcza”, prawdopodobnie powstał na podstawie donosów, jakie do ministra Wassermanna kierowali anonimowo sfrustrowani żołnierze i tajni współpracownicy WSI. Nazwanie takie dokumentu audytem koordynatora ds. służb specjalnych jest nadużyciem mającym na celu wprowadzenie w błąd opinii publicznej. Świadczy o tym także fakt, iż gazeta nie opublikowała tego „raportu” ani nie ujawniła jego autora – mówi Lew-Mirski.

W jego ocenie, za kampanią, która trwa od kilku tygodni, stoją ludzie dążący do rehabilitacji WSI, a zarazem publicznej dyskredytacji ich likwidatorów.

– Poprzedza ona głosowanie nad powołaniem sejmowej komisji śledczej ds. likwidacji WSI, a więc musi być traktowana jako próba wymuszenia na klubie PO poparcia tego pomysłu. Tymczasem wiemy, że zarówno premier Tusk, jak i minister obrony Tomasz Siemoniak są przeciwni temu pomysłowi –komentuje Lew-Mirski. Jak tłumaczy, ataki, których jesteśmy świadkami, skupiają w sobie interesy kilku środowisk. Poza byłymi oficerami WSI są to politycy Twojego Ruchu, który traci poparcie i nie ma szans na wejście do Sejmu, a także Platformy Obywatelskiej, która obawia się działalności Antoniego Macierewicza jako przewodniczącego zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. – Do tego dochodzi ciągle niespełnione marzenie Bronisława Komorowskiego, aby dokonać reaktywacji WSI – dodaje prawnik.

Maciej Walaszczyk

Nasz Dziennik