Nie będzie debaty dwóch autorów symulacji ostatnich sekund lotu Tu-154M: inż. Glenna Jørgensena z Danii i prof. Grzegorza Kowaleczki
Debatę smoleński zespół parlamentarny zaplanował na dziś. Do bezpośredniego spotkania jednak nie dojdzie. Kowaleczko w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” zaznaczał kilkakrotnie, że nie zamierza wypowiadać się za pośrednictwem mediów i unika polityki.
– Kilkakrotnie kierowaliśmy zaproszenie do pana profesora. Chcemy mu też udostępnić dzień wcześniej najnowszą wersję symulacji Jørgensena – mówi przewodniczący zespołu poseł Antoni Macierewicz. Ale kontakt był tylko jednostronny. Zespół nie otrzymał ani potwierdzenia, ani odmowy prof. Kowaleczki. – Nikt ze mną nie rozmawiał o żadnej debacie – mówi „Naszemu Dziennikowi” prorektor ds. naukowych Szkoły Orląt w Dęblinie.
Zespół przeznaczył na rozmowę Kowaleczko – Jørgensen swoje dzisiejsze posiedzenie, na które Duńczyk specjalnie przyleci z Kopenhagi. Przez łącza internetowe mają być obecni czołowi eksperci zespołu z USA: prof. Wiesław Binienda i dr Kazimierz Nowaczyk.
Model na bryzie
Oficjalnie zarówno Jørgensen, jak i Kowaleczko pracowali nad swoimi symulacjami całkowicie niezależnie, ale w praktyce reprezentują dwie strony zasadniczego sporu o sposób badania przyczyn katastrofy. Praca Kowaleczki została zamieszczona na stronie internetowej zespołu Macieja Laska, który reklamuje ją jako potwierdzenie ustaleń raportu komisji Millera. Profesor sympatyzuje ze stroną rządową. Dawał temu zdecydowany wyraz podczas dyskusji o Smoleńsku w trakcie konferencji „Mechanika w lotnictwie” w maju 2012 roku. Ale jednocześnie opowiedział się za stworzeniem modelu matematycznego i symulacji przebiegu katastrofy wbrew Laskowi, podważającemu sensowność i wykonalność takiego projektu. Sam przedstawił referat „Reakcja samolotu na aerodynamiczną niesymetrię skrzydła”. A więc idealnie pasujący do zagadnienia związanego ze Smoleńskiem. Chodziło jednak o inne zdarzenie.
Kowaleczko wraz z kilkoma współpracownikami dokonał analizy aerodynamiki katastrofy samolotu An-28 Bryza w 2009 r.; dopiero użycie skomplikowanego i względnie nowatorskiego modelu matematycznego pokazującego fizyczny mechanizm utraty sterowności pozwoliło zrozumieć jej przyczyny.
Profesor dr hab. płk rez. Grzegorz Kowaleczko jest absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej z 1983 roku. Obecnie jest związany także ze szkołą lotniczą w Dęblinie, gdzie pełni funkcję prorektora do spraw naukowych. Zawodowo zajmuje się aerodynamiką i mechaniką lotu samolotów, śmigłowców, a nawet bomb i pocisków balistycznych. W swoich badaniach koncentruje się na wpływie uszkodzeń, turbulencji, oblodzeń itp. na lot. Jest autorem lub współautorem sześciu książek i prawie stu artykułów. Nie ma więc wątpliwości, że to specjalista przygotowany merytorycznie do zajęcia się naukowym zbadaniem tego, co stało się w trakcie ostatnich sekund lotu Tu-154M. Nad analizą katastrofy smoleńskiej pracuje od końca 2011 roku. Skłoniło go do tego, jak twierdzi, usłyszane w mediach czyjeś stwierdzenie, że półbeczka opisana w raporcie Millera jest niemożliwa. Postanowił to sprawdzić.
Scenariusz Jørgensena
Podobnie było z Glennem Jørgensenem. To absolwent Duńskiego Uniwersytetu Technologicznego, prowadzi firmę zajmującą się różnymi projektami technicznymi, obejmującymi także aerodynamikę. Jest również miłośnikiem lotnictwa i pilotem amatorem. Od jednego ze swoich przyjaciół, polskiego biznesmena, dowiedział się o wątpliwościach dotyczących oficjalnej wersji przyczyn katastrofy. Niezbyt temu dowierzał, ale postanowił sprawdzić, czy samolot z oderwaną sześciometrową częścią lewego skrzydła wykona półbeczkę i uderzy w ziemię w miejscu, w którym rzeczywiście znaleziono wrak, jak opisał to raport MAK i komisji Millera. Okazało się, że nie. Według jego obliczeń, samolot byłby w stanie bezpiecznie odlecieć. Natomiast wyniki zgodne z realną trajektorią wychodziły mu w sytuacji, którą nazwał „scenariuszem nr 2” – od skrzydła poza pierwszym musiałby oderwać się po pewnym czasie jeszcze jeden sześciometrowy fragment. Nawiązał kontakt z Biniendą i zespołem parlamentarnym. Wkrótce wystąpił na jego posiedzeniu w Sejmie. Symulacja Duńczyka znalazła się na stronie internetowej zespołu.
Potem zrewidowaną wersję swoich wyników prezentował podczas konferencji smoleńskiej w październiku ubiegłego roku. Ale nie było na niej Kowaleczki – może dlatego, że większość jej uczestników to zdecydowani krytycy raportu Millera. W tym czasie była nadzieja na zorganizowaną przez niezależny podmiot (prezesa PAN) publiczną debatę zwolenników i przeciwników raportu Millera. Ale nie doszło do porozumienia co do warunków jej przeprowadzenia i pomysł upadł.
Jednak Kowaleczko i Jørgensen porozumieli się, chociaż z trudnościami. Kowaleczko narzeka na brak konkretów w e-mailach Jørgensena, jednak otrzymał kolejną wersję jego pracy, w której pojawiły się pewne modyfikacje, wyraźnie pod wpływem uwag profesora. Ale Duńczyk także sam i z pomocą współpracowników zespołu parlamentarnego pracował nad rozwojem swojego modelu. Dziś Jørgensen ma pokazać najnowszą wersję swojej pracy i zapewne przedstawi swoje stanowisko na temat wymiany zdań z Kowaleczką. Macierewicz zapowiada też prezentację zupełnie nowych wyników uzyskanych w wyniku współpracy Jørgensena z Biniendą.
Ostatecznie jednak wyniki obu autorów są dość podobne. Końcowe przechylenia są znacznie mniejsze niż w raporcie Millera. Raporty różnią się też uzyskaną trajektorią. Między Kowaleczką a Jørgensenem i innymi ekspertami zespołu powstał też spór o zastosowane metody. Przede wszystkim dotyczy on sposobu liczenia powierzchni nośnej skrzydła w fazie lotu, w której wysunięte są dodatkowe elementy: klapy i sloty.