Włączenie do grupy biegłych płk. rez. Roberta Latkowskiego może skutkować podważeniem całej opinii zespołu.
– To wyłom w deklarowanej przez prokuratorów w ciągu już wielu lat śledztwa smoleńskiego zasadzie niepowoływania w poczet biegłych osób, które publicznie zajmują stanowisko dotyczące przebiegu bądź przyczyn katastrofy – ocenia mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik grupy rodzin ofiar katastrofy, m.in. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ppłk Jarosław Sej włączył Roberta Latkowskiego do grupy biegłych 9 kwietnia ub.r. Jest on pilotem instruktorem m.in. Tu-154M. W latach 1986-1999 był dowódcą 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Udzielił co najmniej kilkunastu wywiadów dotyczących katastrofy. Jest współautorem książki „Ostatni lot” na ten temat. Pierwsze wydanie ukazało się pod koniec 2010 roku, a więc przed ogłoszeniem raportu MAK, a drugie po opublikowaniu raportu Millera.
Wiedział z góry?
Latkowski ma wyrobione zdanie na temat przyczyn katastrofy. Można je streścić jako oskarżenie załogi i gen. Andrzeja Błasika. Znacznie poważniejsze niż w raporcie MAK i komisji Millera. Pracując nad książką, jej autorzy wyraźnie mieli dostęp do nieoficjalnych informacji z kręgu komisji Millera (a może i MAK). Tymczasem prokuratura dotąd nie powołała na biegłego żadnego z członków KBWLLP ani osób pomagających akredytowanemu Edmundowi Klichowi. Latkowski nie należy do żadnej z tych list, ale przez cały czas był nieformalnie blisko sprawy. Sam mówił o prowadzeniu „prywatnego śledztwa”.
– To kompromitacja prokuratury. Osoba, która wypowiada się w tej sprawie publicznie, nie znając jeszcze akt postępowania, ukształtowała już swój pogląd na ten temat. Występując jako biegły, wyda opinię nacechowaną tym poglądem. Wiarygodność takiego biegłego będzie bardzo ograniczona. Prokuratura nie powinna się na coś takiego decydować. To zasadniczy błąd dający podstawę do zakwestionowania opinii takiego biegłego. Podważa też rzetelność opinii całego zespołu biegłych – mówi mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik m.in. rodziny gen. Andrzeja Błasika.
W „Ostatnim locie” sporo fragmentów poświęconych specpułkowi ma charakter osobistych rozrachunków Latkowskiego z kolegami i następcami. Książka porównuje styl szkolenia pilotów w czasie kierowania przez niego pułkiem z tym, co przyszło po jego odejściu. Miały to być same zmiany na gorsze. „Szkoła Pietrzaka”, czyli płk. Tomasza Pietrzaka, dowódcy w latach 2003-2008, miała zaprzepaścić cały dorobek szkoleniowy, doświadczenie i wysoki poziom jednostki. O Latkowskim pisze się w trzeciej osobie, tak że czytelnik może nie zorientować się, iż to jeden ze współautorów opisuje sam siebie.
Załoga tupolewa jest tak źle wyszkolona, że ma to według Latkowskiego aż zdezorientować rosyjskich specjalistów z MAK. Jego zdaniem, piloci traktują latanie jak coś w rodzaju gry komputerowej, szukają „wymyślnych sztuczek”, zamiast wykonywać procedury. To twierdzenie idące znacznie dalej niż wnioski komisji Millera, która zarzuciła błędy przygotowania pilotów, ale raczej formalne niż merytoryczne. Wyjątkiem jest dyskusja wokół tego, czy załoga chciała wykonać odejście w trybie automatycznym i dlaczego ostatecznie do tego nie doszło. Ale tu przeszkodą jest brak rejestracji przez czarne skrzynki kilku istotnych danych o konfiguracji samolotu, przez co wywody raportu Millera są w dużej części domysłami. Poza popełnianiem podstawowych błędów pilotażowych Latkowski rozbudowuje koncepcję MAK i komisji Millera związaną ze stanem psychicznym kapitana Arkadiusza Protasiuka podczas lądowania. Miał on rzekomo wpaść w jakiś psychiczny paraliż, nazwany „zawieszeniem”, a wszystko zaś to pod wpływem obecności ambitnego generała i lęku przed kapryśnym prezydentem.
Awersja do Błasika
Roberta Latkowskiego cechuje wyraźna niechęć do gen. Andrzeja Błasika. Dużo uwagi poświęca karierze i różnym plotkom mającym stawiać generała w niekorzystnym świetle. Nie wiadomo, czy jest to motywowane względami osobistymi. Może po prostu w „Ostatnim locie” twórczo rozwinięto koncepcję MAK, by uczynić współodpowiedzialnym za katastrofę nie tylko zwykłych oficerów, ale też znanego z proamerykańskiego nastawienia i zachodniego stylu dowodzenia dowódcę, do tego zaufanego prezydenta Lecha Kaczyńskiego?
Błasik nie był nigdy przełożonym Latkowskiego. Do jego odejścia z wojska generał zajmował się cały czas lotnictwem bojowym, a nie transportowym.
– Gdyby okazało się, że są jakieś osobiste powody niechęci tego biegłego do gen. Błasika, to sam się powinien wyłączyć i odmówić wydania opinii. Tak postępuje osoba, która szanuje swoją wiedzę i dorobek, bo byłaby to kompromitacja – wskazuje mec. Kownacki.
Książkowy wywód sytuacji w kabinie według autorów „Ostatniego lotu” zakłada obecność w niej Błasika i jeszcze jednej osoby. „Generał Andrzej Błasik wszedł do kabiny pilotów w krytycznej fazie lotu. Wszechmocny przełożony, który osobiście nadzorował szkolenie pilotów w 36. SPLT, na pewno nie przyszedł po to, żeby podziwiać widoki” – czytamy na s. 157 drugiego wydania książki. Latkowski jakby zapomina, że pierwsze doświadczenia w służbie wojskowej podporucznicy Arkadiusz Protasiuk i Robert Grzywna zdobyli pod jego okiem jako dowódcy jednostki. Woli ich jednak zaliczać z niezrozumiałą pogardą do „szkoły Pietrzaka”. Były szef specpułku interpretuje nieudane odejście samolotu na drugi krąg w ten sposób, że słowa „odchodzimy” nie były wcale rozkazem, ale pytaniem zadanym przez Protasiuka Błasikowi. Kapitan miałby więc prosić generała o pozwolenia na zaprzestanie lądowania, a brak odpowiedzi spowodował decyzyjny zastój i w efekcie doszło do katastrofy.
Powołanie jako biegłego płk. Latkowskiego wydaje się ze strony prokuratury desperacją, ale też jest wyrazem zupełnej ślepoty na wszystkie uwikłania tego człowieka. Oczywiście jasne jest, że śledczy bardzo chcieliby mieć w gronie swoich ekspertów chociaż jednego pilota Tu-154M. Latkowski spełnia ten warunek. To za czasów jego kierowania jednostką Tu-154M pojawiły się w specpułku. Latkowski ma ogromny nalot na tych maszynach. Ale sprzed modyfikacji związanych z instalacją amerykańskich systemów TAWS i FMS.
Krótka ławka
Być może śledczy mają problem ze znalezieniem kogoś znającego dobrze tupolewy i specpułk. Jedyną osobą związaną przez jakiś czas zawodowo z 36. SPLT pozostaje Stanisław Podskarbi, były pilot myśliwców MiG-21, który kierował komisją oblotów i ma orientację w organizacji pracy tej jednostki, procedurach weryfikacji uprawnień pilotów, zdatności samolotów itd. Nie latał jednak na eksploatowanych w pułku samolotach.
Wprawdzie Latkowski nie podlega wyłączeniu z żadnych przyczyn wyliczonych wprost w kodeksie, ale też art. 196 par. 3 kpk przewiduje, że gdy „ujawnią się powody osłabiające zaufanie do wiedzy lub bezstronności biegłego albo inne ważne powody”, należy go zmienić.
Pełnomocnicy rodzin ofiar, z którymi rozmawiał „Nasz Dziennik”, rozważają ten krok. W tej sytuacji albo zespół biegłych zdecyduje się na pracę bez pilota Tu-154M, albo trzeba będzie skorzystać z pomocy zagranicznych specjalistów. Byłych pilotów tych maszyn można znaleźć w kilku krajach NATO: Niemczech, Czechach, Słowacji i Bułgarii. Nie ma przeszkód prawnych, by powołać biegłego obcokrajowca.
Jednak prawnicy mogą wybrać inne rozwiązanie.
– To kwestia taktyki procesowej wobec tak dziwnego ruchu prokuratury. Można oczywiście złożyć wniosek o wyłączenie tego biegłego, ale to będzie tylko pusty gest. Przecież Robert Latkowski nie jest osobą anonimową i prokuratura znała jego wypowiedzi. Albo można poczekać i mieć argumenty w ewentualnym zażaleniu na decyzję prokuratury, wskazując na szereg wad postępowania. Można się spodziewać, że decyzja trafi przed sąd, a może i Europejski Trybunał Praw Człowieka – tłumaczy Kownacki.
Zupełnie inaczej patrzy na sprawę pełnomocnik rodzin pilotów mec. Andrzej Werniewicz. O obecności płk. Latkowskiego wśród biegłych dowiedział się dopiero podczas rozmowy z „Naszym Dziennikiem”. Wyraźnie nie był zorientowany, o kogo chodzi i jakie są opinie Latkowskiego o zmarłych lotnikach, których bliskich reprezentuje. – Wiem, co mam robić, i nie potrzebuję podpowiedzi – odparł na pytanie o podjęcie ewentualnych kroków prawnych. Wyraźnie jednak jego strategia jest podobna do Kownackiego.
– Latkowski może sobie pisać książki. Jak będzie opinia nierzetelna, to ją zakwestionujemy, jak będzie rzetelna, to nie. Jest zespół biegłych, Latkowski jest jednym z wielu. Przecież to nie on będzie decydował – kwituje.