logo
logo

Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik

Paragraf się znajdzie

Wtorek, 25 lutego 2014 (02:00)

Komendant policji nie potrafi wskazać paragrafu, z jakiego można ukarać organizatorów happeningu przy sowieckim pomniku, a prokurator odmawia postawienia zarzutów? Nie szkodzi. Sześciu młodych ludzi stanęło przed sądem za zaśmiecanie.

W czasie gdy na Ukrainie padają kolejne pomniki Lenina, w Polsce każda próba usunięcia reliktów sowieckiej okupacji napotyka opór władzy, obawiającej się reakcji ambasady Rosji, a policja i prokuratura ścigają inicjatorów każdego happeningu.

Tak było 17 września ubiegłego roku, w rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. Wczoraj przed warszawskim sądem rejonowym stanęło pięciu młodych ludzi, którzy zorganizowali happening pod pomnikiem Wdzięczności Armii Radzieckiej w parku Skaryszewskim. Są oskarżeni o zakłócanie porządku i zaśmiecanie. Co ciekawe, prokurator odmówił postawienia zarzutów, uznając, że nie ma do tego podstaw. Prawdopodobnie w ogóle nie pojawił się na miejscu zdarzenia, a funkcjonariusze konsultowali z nim sprawę telefonicznie. Policja nie daje jednak za wygraną.

– Chcieliśmy pomnik okleić taśmą, żeby nie naruszyć jego substancji. Chcieliśmy go „zapakować” i nakleić kartkę, by został wysłany do muzeum symboli komunizmu – mówił Maksym Figat, jeden z uczestników happeningu. Akcja nie została sfinalizowana, bo interweniowała policja. Jan Figat relacjonował, że jeden z policjantów poprosił ich o zdjęcie folii spożywczej.

– Komendant, widząc, że ją zdejmujemy, podbiegł do nas, by ją na tym miejscu zostawić. Potem dostaliśmy zarzut zaśmiecania – tłumaczył oskarżony, podkreślając, że dołożył wszelkich starań, by wszystko przebiegało zgodnie z literą prawa.

– Nakładanie grzywny w takiej wysokości i jakiejkolwiek kary jest – moim zdaniem – absurdalne – dodał oskarżony.

Oskarżeni relacjonowali zgodnie, że policjant, który interweniował, nawet nie wiedział do końca, jaki zarzut ma im postawić. Gdy w końcu wymyślono paragraf z katalogu kodeksu wykroczeń, policja nakazała im pozostawić taśmę do przyjazdu prokuratora. – W naszym zamyśle było jej zdjęcie. To był happening. Nie przewidywaliśmy niczego więcej – podkreślali młodzi mężczyźni.

Drugi oskarżony Tomasz Herbich zwracał uwagę na kontekst polityczny i symboliczny całej akcji.

– Zdarzenie miało miejsce pod pomnikiem Wdzięczności Armii Czerwonej dokładnie 17 września, w dzień sowieckiej agresji na Polskę. Chcieliśmy zamanifestować niezgodę na znajdowanie się takich pomników w przestrzeni publicznej polskich miast. Taka forma happeningu była celowa – relacjonował.

Z kolei Ziemowit Kossakowski wskazywał, że forma nie miała znamion aktu wandalizmu. – Razi mnie jako człowieka obecność tej symboliki w przestrzeni publicznej. Dzisiaj mamy 24 lutego, który jest również symboliczną rocznicą zamordowania gen. Augusta Fieldorfa „Nila”, który zginął z rąk oprawców z Armii Czerwonej, podobnie wówczas również mieliśmy symboliczną datę – stwierdził.

Figat dodał, że jako wieloletni harcerz pamiętał zbiórki organizowane właśnie w parku Skaryszewskim. – Wielu młodych ludzi miało przeświadczenie, że jest to jakiś ważny pomnik. Wielu wydaje się, że żołnierze Armii Czerwonej było bohaterami. Warto młodzież uświadamiać, jaka była prawdziwa historia, bo dzisiaj nie uczy się o niej w szkole – podkreślał, uzasadniając cel happeningu.

Happening miał być sygnałem dla władz Warszawy, że jej mieszkańcy nie zgadzają się na obecność pomników wdzięczności Sowietom.

– Takie tzw. pomniki powinny zniknąć z przestrzeni publicznej i w trakcie happeningu daliśmy temu wyraz. Nasza akcja nie miała na celu zakłócania porządku, zaśmiecania, bo naszym zamiarem było usunięcie tej folii spożywczej, tak by po jego zakończeniu nie pozostał po nim żaden ślad – podkreślali zgodnie oskarżeni. Uprzątnięcie miejsca uniemożliwiła policja.

Po wylegitymowaniu młodych mężczyzn na miejsce przyjechały dwa oddziały prewencji w pełnym ekwipunku i otoczyły ich kordonem. Chwilę potem policjanci odjechali.

Zastępca komendanta rejonowego policji Warszawa VII Jacek Piątkowski poinformował ich, że grożą im sankcje za „znieważenie pomnika lub innego miejsca publicznego urządzonego w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby”. Świadkami zajścia byli warszawscy radni PiS: Maciej Wąsik, Michał Grodzki i Robert Szkudlarek. Obrońca mec. Ernest Bejda wniósł o przesłuchanie ich i wicekomendanta.

Sąd zabronił fotoreporterom rejestracji obrazu na sali rozpraw.

Maciej Walaszczyk

Nasz Dziennik