logo
logo

Zdjęcie: M.Matuszak/ Nasz Dziennik

Ile oddamy Unii?

Środa, 26 marca 2014 (02:09)

Grozi nam utrata części funduszy unijnych, bo nie rozliczyliśmy jeszcze 90 mld zł, a czas na to mamy tylko do końca 2015 roku.

Problem polega na tym, że umowy podpisane na różne programy unijne mają wartość 250 mld zł, ale zrealizowano do tej pory kontrakty na 160 mld złotych. Prawo i Sprawiedliwość jest zaniepokojone, czy uda się na czas rozliczyć 90 mld złotych. Opozycja nie bardzo wierzy w zapewnienia wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, która kieruje Ministerstwem Infrastruktury i Rozwoju, że nie ma żadnych obaw z powodu utraty unijnych środków. Politycy PiS tłumaczą, że wszystko to jest skutkiem słabych rządów PO i PSL.

Największe ryzyko utraty pieniędzy mamy na kolei, w ochronie środowiska, może też powstać konieczność oddania pieniędzy, które pochłonęła infoafera. Ona okazuje się najlepszym przykładem takiego zagrożenia. W związku z aferą dotyczącą realizacji zamówień na sprzęt informatyczny UE zablokowała wypłatę 488 mln euro na realizację projektów informatycznych. Sytuacja nie zmieni się do momentu uzyskania przez Unię całkowitej pewności, że polskie władze podjęły kroki niezbędne do identyfikacji i wycofania faktur zagrożonych oszustwami. – Dopóki polskie sądy nie rozstrzygną, jak było w tej sprawie, a – jak wiemy – polskie sądy mielą powoli, będzie problem i konieczność zwrotu pieniędzy wraz z odsetkami. W Ministerstwie Sprawiedliwości zakwestionowano 100 mln zł – wyliczał Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.

Kolejnym takim miejscem, gdzie Unia będzie mogła się zastanawiać nad koniecznością zwrotu pieniędzy, są koleje. Szacunki niektórych instytucji badawczych mówią o zagrożeniu około 4-5 mld złotych. Dotyczy to zaniedbań na trasie Kraków – Katowice, gdzie tylko na tym wydatki szacowane są na kwotę 1,4 mld złotych. Unijne wątpliwości dotyczą też fatalnej rewitalizacji tras kolejowych.

Jeśli chodzi o gospodarkę wodno-ściekową, to UE nałożyła do końca 2015 r. na Polskę konieczność wypełnienia wszelkich obowiązków wybudowania sieci kanalizacyjnej i zabezpieczenia osadów pościekowych. By spełnić unijne normy, należałoby wybudować tyle samo oczyszczalni i sieci kanalizacyjnych, jakie udało się zrobić w ciągu ostatnich 25 lat. A to wydaje się po prostu nierealne w ciągu najbliższych dwóch lat. Wygląda więc na to, że pieniądze przeznaczone na ten cel również trzeba będzie oddawać. – Nie ma też dokładnej analizy, ile polscy przedsiębiorcy będą musieli oddać na swoje biznesowe przedsięwzięcia, które nie zostały zrealizowane, zostały zrealizowane źle albo kreowano je tylko po to, by wyłudzić na nie unijne dotacje – podkreślał Janusz Szewczak. W jego ocenie, również w tym przypadku jest groźba konieczności zwrotu tych środków wraz z odsetkami. Jak wiadomo, unijne środki masowo brały też samorządy, które budowały baseny, ośrodki spa, boiska. Będzie więc problem z komercyjnym ich wykorzystaniem – przez 5 lat obiekty te nie mogą służyć do celów zarobkowych, a jedynie dydaktycznych i sportowych.

Poseł Ryszard Czarnecki (PiS) przypomina, że do najczęstszych przyczyn zwrotu środków przez beneficjentów zalicza się brak zgodności poniesionych wydatków z przeznaczeniem oraz brak zgodności poniesionych wydatków z zasadami wspólnotowymi. Najczęstszym przewinieniem jest niewłaściwe stosowanie prawa zamówień publicznych, w tym m.in. zawyżanie cen zakupionych towarów lub usług w stosunku do cen rynkowych, naruszenie zasady konkurencyjności przy wyborze wykonawcy, dzielenie dużego zamówienia na kilka mniejszych.

Maciej Walaszczyk

Nasz Dziennik