logo
logo

Zdjęcie: M.Marek/ Nasz Dziennik

Wędrująca korona

Czwartek, 27 marca 2014 (02:05)

Aktualizacja: Czwartek, 27 marca 2014 (09:31)

Chris Cieszewski nie kwestionuje wyników pracy profesorów Marka Czachora i Andrzeja Wiśniewskiego, którzy z pomocą zawodowego geodety prowadzili pomiary w Smoleńsku.

Profesor Chris Cieszewski zamierza jednak udowodnić, że smoleńska brzoza była złamana przed 5 kwietnia 2010 r., a więc nie mogła spowodować oderwania części skrzydła samolotu.

Po raz pierwszy naukowiec z Uniwersytetu Georgii zaprezentował tę tezę podczas II Konferencji Smoleńskiej w październiku ubiegłego roku. Sensacyjny rezultat spotkał się jednak z szeregiem sprzeciwów. Zwracano uwagę, że punkty, które Cieszewski uznał za pień i koronę drzewa, to zupełnie inne obiekty, położone na zachód od osławionego drzewa. Sugerowano m.in., że są to śmieci. Badacz analizował jedynie zdjęcie satelitarne okolic (specjalnie je zakupił) oraz dostępne fotografie okolic brzozy, wykorzystywał także film pokazujący rejon z lotu ptaka (wykonany z lotni). Jednak nigdy nie był na miejscu.

Spór o położenie brzozy wywołał konflikt w środowisku konferencji smoleńskiej. Profesor Marek Czachor, fizyk kwantowy z Politechniki Gdańskiej, zrezygnował nawet z zasiadania w komitetach konferencji. Wcześniej Czachor najbardziej aktywnie krytykował wystąpienie Cieszewskiego. Dowodził, że położenie brzozy jest zupełnie inne niż wskazuje amerykański uczony, opierając się głównie na zdjęciach jej okolic, w tym znajdującej się obok szopy (altanki) właściciela terenu Nikołaja Bodina. W końcu Czachor razem z innym fizykiem i współorganizatorem konferencji prof. Andrzejem Wiśniewskim oraz profesjonalnym geodetą pojechali do Smoleńska i zmierzyli dokładnie całą okolicę.

W efekcie ustalono położenie brzozy na zdjęciu satelitarnym, którego używał Cieszewski, i okazało się, że leży ona co najmniej 6 metrów na wschód (czyli na prawo) od obiektów, na które wskazywał profesor z Georgii. Na miejscu łatwo było stwierdzić, że białe punkty, które uważał on za pień powalonego drzewa, to drewniany płot zbudowany przez Bodina.

Po publikacji tego wyniku przez „Nasz Dziennik” Cieszewski wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że ustalenia geodety Dariusza Szymanowskiego oraz Czachora i Wiśniewskiego nie wpływają na główną tezę jego badań. Stwierdził, że weryfikacja położenia brzozy w żaden sposób nie wpływa na argumenty świadczące za jej złamaniem na długo przed katastrofą. Nie ma nic wspólnego z analizą zdjęć satelitarnych. „Przesłanki motywujące mnie do przeprowadzenia badań nad brzozą były natury naukowej, związanej z fizjologią drzew i nauką o drewnie i jego mechanicznych właściwościach. Brak soków brzozowych w czasie, gdy inne brzozy je wydzielały, i oczywista forma złamania pnia zamiast ścięcia go z pęknięciami śledzącymi zakrzywienia włókien drzewnych na sękach oraz obecność szczap w złamaniu. Wszystkie te fakty stanowią dowody na dużo wcześniejsze statyczne złamanie tego pnia. Jest to złamanie drzewa typu wiatrołomów” – napisał. Dodał, że szukał nie pnia, a korony brzozy.

Cieszewski przyznał, że popełnił błąd, identyfikując białe obiekty z drzewem, i nie kwestionuje najnowszych pomiarów. „Wykazali empirycznie, że metoda ta była obarczona błędem wyznaczenia lokalizacji brzozy i należy się im podziękowanie za podjętą inicjatywę i wysiłek. Te najnowsze pomiary dokonane w sposób profesjonalny to duży przyczynek do badania tego tematu” – zauważył. Przyczyną, jak sądzi, nieporozumienia było zaprezentowanie na konferencji tylko jednej zastosowanej przez niego metody, mianowicie z użyciem nagrania z lecącej nad terenem lotni (jest ono fragmentem filmu „Anatomia upadku”). Źró- dłem błędu było najprawdopodobniej nieuwzględnienie, że kamera nie patrzyła na brzozę prostopadle z góry, ale pod pewnym kątem, w efekcie obraz jest zniekształcony perspektywicznie.

Naukowiec wyraźnie unika antagonizmu, nie krytykuje Czachora i Wiśniewskiego, ale pozostaje przy swoim. Zamierza zaprezentować pełną argumentację swojego wyniku w artykule opublikowanym w ramach materiałów z konferencji. Do tego czasu ma unikać polemik. Autor raportu z badań w Smoleńsku, prof. Marek Czachor, również nie chce komentować stanowiska Cieszewskiego. Wcześniej wraz z Wiśniewskim wyraźnie oświadczyli, że ich ustalenia nie przesądzają w żaden sposób, kiedy i jak została złamana brzoza.

Piotr Falkowski

Nasz Dziennik