On – żołnierz Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca, ratownik pola walki. Ona – sanitariuszka Powstania Warszawskiego. Kobieta, która przeszła szlak Batalionu „Miotła” Armii Krajowej. Od zeszłego czwartku łączy ich nie tylko medycyna pola walki. Wir – tegoroczny laureat Buzdyganów, swoją nagrodę przekazał legendarnej sanitariuszce – Halinie Jędrzejewskiej, pseudonim „Sławka”.
– O Halinie „Sławce” Jędrzejewskiej przeczytałem pierwszy raz piętnaście lat temu, kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z medycyną pola walki. Chciałem poznać kobietę, która kilkadziesiąt lat temu, gdy Polska walczyła o niepodległość, ratowała życie żołnierzy – mówi Wir, operator Jednostki Wojskowej Komandosów, którego wypowiedź przytacza portal polska-zbrojna.
Jak dodano Wir jest też zasłużonym ratownikiem medycznym. Na misji w Afganistanie uratował co najmniej kilkadziesiąt osób, nie tylko Polaków, ale też Afgańczyków i Amerykanów.
28 marca br. Wir odebrał Buzdygana, prestiżową nagrodę „Polski Zbrojnej”, i zaskoczył wszystkich uczestników gali, przekazując wyróżnienie „Sławce”.
– To najlepszy ratownik medyczny, jakiego znam. Chcę w ten sposób podziękować i złożyć jej hołd – powiedział Wir.
Portal polska-zbrojna dodaje, że osoby zebrane na uroczystości nie kryły wzruszenia, gdy na podium wśród laureatów tegorocznych Buzdyganów pojawiła się „Sławka”, legendarna sanitariuszka Armii Krajowej.
– Fakt, że Wir dedykował mi swoją nagrodę, był dla mnie wielkim zaskoczeniem i wzruszeniem. Odebrało mi głos – mówiła Halina Jędrzejewska, której wypowiedź przytacza portal.
Wir służy od kilkunastu lat jako operator w Lublińcu. Od początku związany jest z medycyną pola walki. Siedmiokrotnie służył na misjach: dwa razy w Iraku, trzy w Afganistanie, dwa w Macedonii. Jest jednym z dwóch Polaków, którzy ukończyli niezwykle trudne szkolenie SOCM (Special Operations Combat Medic) w Stanach Zjednoczonych. Tam Wir nauczył się, jak na polu walki podtrzymać życie rannego przez 72 godziny – czytamy na portalu polska-zbrojna.pl.
Jako operator polskich wojsk specjalnych (Zadaniowy Zespół Bojowy Task Force 50) dodatkowe zobowiązania mógł wykonywać tylko w czasie wolnym. Mimo to na ochotnika z Amerykanami wykonywał dyżurne loty śmigłowca ratunkowego. – Kiedy inni odpoczywali po akcjach, on brał dyżury w szpitalu lub latał Medevaciem – opowiada kolega z jednostki. Dyżury trzymał przez 24 godziny. Z radiem, przez które był wzywany do śmigłowca, nie rozstawał się nigdy. Gotowy do pomocy zawsze, nawet w środku nocy.
Podczas misji w Afganistanie ponad sto razy leciał do najciężej rannych. Uratował życie wielu polskim i amerykańskim żołnierzom, udzielał pomocy także okaleczonym i rannym Afgańczykom, również dzieciom. Jak mówi sam komandos Wir, praca jest jego pasją.
Wir poznał Halinę Jędrzejewską kilka tygodni temu. Portal polska-zbrojna.pl dodaje, że zespół Bojowy, w którym służy komandos, od niedawna dziedziczy tradycję Batalionu „Miotła” Armii Krajowej. W tym batalionie służyła sanitariuszka „Sławka”. Razem z grupą kilku innych żołnierzy z jednostki w Lublińcu odwiedził panią Halinę w jej warszawskim mieszkaniu.
– To było niezwykłe spotkanie. Panowała taka szczególna, przyjazna atmosfera. Wśród komandosów czułam się jak niegdyś wśród przyjaciół, powstańców – opowiada Halina Jędrzejewska i dodaje: jestem w takim okresie życia, w którym nie nawiązuje się łatwo przyjaźni, ale w przypadku Wira i jego kompanów mam poczucie, jakbym znała ich od lat.
Podczas spotkania komandos opowiadał sanitariuszce o swojej pracy, obowiązkach wykonywanych na misjach. – Jego opowieści były niesamowite. Dla mnie, sanitariuszki liniowej Powstania Warszawskiego, to niesamowita sprawa. Sama wiele razy byłam bezradna wobec dużych ran. Miałam słabe wyposażenie, ale robiłam, co tylko mogłam, by pomóc – wspomina „Sławka”.