Tylko trzy kawałki metali, które utkwiły w pniu brzozy, „najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu”. Biegli zabezpieczyli ok. 40 takich fragmentów.
– Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot, który spowodował rozdzielenie pnia brzozy, miał podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu – zaznaczył płk Ireneusz Szeląg. – W trakcie działania przedmiotu na pień nastąpiło jego owijanie wokół pnia, a następnie jego rozdzielenie. Na powierzchnię fragmentów drewna działały siły tnące, zginające oraz zgniatające, które doprowadziły do powstania charakterystycznych śladów. W wyniku takiego działania mechanicznego nastąpiło rozdzielenie tych fragmentów drewna – dodał. Według biegłych, fragmenty metalu znalezione w brzozie mogą pochodzić z tupolewa, który uległ katastrofie w Smoleńsku.
– Na podstawie analizy uszkodzeń fragmentów drewna oraz przeprowadzonych badań dowodowych fragmentów metali ujawnionych i zabezpieczonych z pnia biegli stwierdzili, że uszkodzenia te mogły być spowodowane przez uszkodzenia samolotu Tu-154M nr 101. Z pnia brzozy wydobyto drobne metalowe elementy, których struktura i skład pierwiastkowy odpowiadają stopom aluminium stosowanym m.in. w lotnictwie do części konstrukcyjnych – podkreślił Szeląg. Dodał, że trzy fragmenty metali w pniu brzozy „najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu”, zaś „co do kolejnych siedmiu fragmentów metali biegli nie mogą wykluczyć, że one mogą pochodzić z tego samolotu”.
– Aktualnie prokuratorzy rozważają kwestię dalszych szczegółowych badań w celu ewentualnego doprecyzowania charakteru pozostałych fragmentów metalowych – zaznaczył prokurator. Na pochodzenie tych fragmentów z polskiego tupolewa mogą również wskazywać wyniki badań z powłoki lakierowej.
Badania toksykologiczne
Prokuratorzy przypomnieli opinię toksykologiczną mówiącą, że zarówno gen. Andrzej Błasik, załoga, personel pokładowy, jak i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy.
Szeląg przypomniał również, iż według zespołu biegłych medyków sądowych ciała ekshumowanych ofiar miały typowe obrażenia wypadku lotniczego. – Przeprowadzone badania pośmiertne zwłok nie wykazały zmian, których mechanizm powstania mógłby być inny niż charakterystyczny dla przebiegu katastrofy komunikacyjnej – powiedział Szeląg.
Biegli wykluczyli także długotrwałe przebywanie badanych osób w atmosferze zawierającej znaczne stężenie tlenku węgla. Dopytywani przez dziennikarzy prokuratorzy stwierdzili, że stopień wysycenia hemoglobiny tlenkowęglowej waha się między 1 a 10 proc., a tylko w jednym przypadku jest 19 proc., co jest jednak tłumaczone tym, że u osób palących jest dopuszczalne wyższe stężenie, do 15 proc. hemoglobiny tlenkowęglowej.
Wrak musi wrócić
– Wrak, to, co się znajdowało na jego pokładzie, musi wrócić na teren Polski, to jest rzecz jasna – podkreślił prokurator Szeląg, dopytywany o możliwość zakończenia śledztwa bez obecności wraku i czarnych skrzynek na terenie Polski. – Podejmujemy wszelkie starania, aby wrak powrócił do Polski – dodał. – Oczywiste jest, że biegli nie skończyli swojej pracy. Jeżeli powstanie sytuacja, że będzie potrzeba zbadania wraku, a wrak nie będzie się znajdował na terenie Polski, to przygotujemy kolejny wniosek – zapewnił prokurator.
Jednak, jak zaznaczył, jest możliwość zakończenia śledztwa bez obecności wraku na terenie Polski. Dodał jednak, że taka odpowiedź jest przedwczesna, ponieważ strona rosyjska nigdy nie powiedziała, że go nie odda. Prokuratura rozważa też inny wariant. – Jakby się okazało, że zachodzą przesłanki do zakończenia śledztwa, a wraku nie ma na terytorium RP, a przeprowadzono wszystkie konieczne czynności, to śledztwo może się zakończyć – zaznaczył prokurator.
Szeląg podkreślił, że „na dziś” nie widzi groźby przedawnienia karalności ścigania w śledztwie w sprawie katastrofy.
Prokuratura nie chce także rozstrzygać o odpowiedzialności rosyjskich kontrolerów lotu. – Oczekujemy na realizację pomocy prawnej. W tej chwili wypowiadanie się, czy prokurator rozstrzygnie o odpowiedzialności rosyjskiego personelu naziemnego, jest przedwczesne, bo nie mamy tych dokumentów – stwierdził Ryszard Filipowicz, zastępca szefa WPO. Prokuratura podkreśliła, że obecny stan śledztwa nie pozwala na jego merytoryczne zakończenie, ponieważ śledczy nadal czekają na realizację wniosków o pomoc prawną z Rosji oraz blisko 30 innych opinii. – Chociaż większość z 24 wniosków została zrealizowana, to nadal oczekujemy w szczególności na nadesłanie i zwrot szczątków samolotu Tu-154M nr 101 wraz z rejestratorami parametrów lotu oraz pochodzącymi z niego innymi agregatami i urządzeniami, dokumentacji dotyczącej lotniska w Smoleńsku, jego wyposażenia, osób pracujących na lotnisku 7 i 10 kwietnia 2010 r., w szczególności grupy kierowania lotami, oraz aktów normatywnych, regulujących system sprawowania kontroli ruchu lotniczego na lotnisku w Smoleńsku – wyliczał prokurator.
Poza tym jest przeprowadzanych blisko 30 opinii biegłych, m.in. cztery opinie fonoskopijne przygotowywane przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie, dotyczące m.in. nagrań audio z wieży w Smoleńsku i samolotu Jak-40, a także określenia stanu emocjonalnego osób, których wypowiedzi zarejestrowano w nagraniu z kokpitu tupolewa, który uległ katastrofie.
Żale prokuratury
Szeląg, naciskany przez dziennikarzy, przyznał, że śledztwo prowadzone jest w trudnej sytuacji, bo „z jednej strony nas likwidują”, pojawiają się także „groźby” posłanki, że będą objęci specustawą, a z innej strony są „obiektem wyzwisk”.
Prokurator powiedział jednak, że prokuratorzy nie odbierają jako nacisku wypowiedzi ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego, który uznał, że śledztwo należy już zakończyć, jak również wypowiedzi innych polityków. – To powinno być przyczynkiem do dyskusji, czy zasadne jest oddzielenie prokuratury od ministerstwa – ocenił szef WPO i dodał, że prokuratura będzie nadal prowadzić śledztwo w oparciu o kodeks postępowania karnego, „który nie przewiduje żadnego udziału w tym postępowaniu ministra sprawiedliwości”. Szeląg emocjonalnie zareagował na zarzuty o działania prokuratorów w pierwszych dniach po katastrofie. – Byłem w Smoleńsku jako jeden z pierwszych funkcjonariuszy państwa polskiego, który próbował cokolwiek tam robić – podkreślił Szeląg.