„Nasz Dziennik” ujawnia
Prokuratura wyłączy do odrębnego postępowania wątek rosyjskich kontrolerów lotu jako osób, które przyczyniły się do katastrofy pod Smoleńskiem.
Prokuratorzy prowadzący śledztwo smoleńskie już od roku mają pomysł na jego zakończenie. Osoby, które mogą zasiąść na ławie oskarżonych, to dwóch rosyjskich kontrolerów. Jak dowiedział się „Nasz Dziennik”, śledczy w postanowieniu końcowym stwierdzą, że do spowodowania katastrofy przyczynili się członkowie grupy kierowania lotami, obywatele rosyjscy. Ich sprawa zostanie wyłączona do oddzielnego postępowania.
Prokuratorzy jeszcze nie zdecydowali, z jakich dokładnie artykułów będą odpowiadać Rosjanie. Ale to, że zarzuty zostaną im postawione, jest pewne. W przypadku osób przebywających za granicą nie jest konieczne osobiste ich odczytanie. Już sama decyzja prokuratora powoduje, że wymienione w niej osoby stają się podejrzanymi, a śledztwo (później proces) toczy się już nie „w sprawie”, a „przeciwko”. Samo złamanie przepisów regulujących wykonywanie lotów statków powietrznych jest już przestępstwem. Jeśli śledczy uznają, że kontrolerzy dokonali tego umyślnie, podpadają pod art. 160, par. 2 kodeksu karnego, przewidujący karę od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Nieumyślne narażenie życia i zdrowia zagrożone jest karą do roku więzienia, lecz trudno sobie wyobrazić, by członkowie grupy kierowania lotami nie znali swoich obowiązków. Zarzut w wersji umyślnej przedawni się dopiero w kwietniu 2020 roku. A jeśli wcześniej zostaną postawione zarzuty konkretnym osobom, to w 2030 roku. Do tego czasu musiałby więc zapaść prawomocny wyrok, w przeciwnym wypadku sprawa zostanie umorzona.
Nie wiadomo, czy w oparciu o zgromadzony materiał dowodowy prokuratorzy zdecydują się na sformułowanie zarzutu z art. 173 kodeksu karnego – sprowadzenie katastrofy w ruchu powietrznym. Ponieważ w Smoleńsku zakończyła się ona śmiercią wielu osób, zastosowanie ma par. 3 za przestępstwo umyślne (kara od 2 do 12 lat więzienia) lub par. 4 za przestępstwo nieumyślne (kara od pół roku do 8 lat więzienia).
Z informacji „Naszego Dziennika” wynika, że śledczy nie mają dowodów, iż kontrolerzy świadomie chcieli spowodować katastrofę, więc w grę wchodzi tylko ostatnia kwalifikacja. Przedawnienie nastąpi w kwietniu 2025 roku (jeśli do tego czasu postawiony zostanie zarzut, to termin przedłuża się do kwietnia 2045 roku).
Wątek ten wojskowi śledczy planują wyłączyć do osobnego postępowania. Wprawdzie sprawa dotyczy wojskowych, ale nie polskich, więc zajmie się nią prokuratura powszechna. Ta wyda najpierw list gończy, a potem wystąpi do sądu o wydanie europejskiego nakazu aresztowania, pozwalającego na automatyczne zatrzymanie poszukiwanej osoby w dowolnym kraju UE. Polska może też wnosić o ekstradycję ściganych osób z państw trzecich. Dalej możliwości polskiego wymiaru sprawiedliwości nie sięgają – Federacja Rosyjska nie wydaje swoich obywateli.
Jedyną możliwością byłby wniosek o przejęcie ich ścigania przez Rosję. Taką procedurę przewiduje polsko-rosyjska umowa o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych z 1996 roku. Jednak zastosowanie tej możliwości jest bezcelowe – przejęcie jest nieodwracalne, a Rosjanie mogą po prostu umorzyć zarzuty.
Inny problem prawny związany z zarzutami wobec Rosjan ze Smoleńska to konieczność ustalenia, że czyny, które są im zarzucane, podlegają karze również w Rosji. Rosyjski kodeks karny jest dość podobny do naszego, ale konieczne jest szczegółowe zbadanie wszystkich kwalifikacji. Najważniejszy jest art. 263 kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej (naruszenie zasad bezpieczeństwa ruchu). Gdy skutkuje śmiercią wielu osób, zagrożone jest karą do siedmiu lat więzienia (par. 3). Tamtejsze prawo uważa ten czyn za przestępstwo średniej ciężkości, przedawnia się po 6 latach od popełnienia.
Rosyjscy podejrzani to żołnierze Sił Powietrznych. Kierownikiem lotów był ppłk Paweł Plusnin, obecnie w stanie spoczynku, mieszka w Smoleńsku. To on przekazywał załogom zawyżone wskaźniki meteorologiczne, nie reagował na niebezpieczne sytuacje podczas lądowań i nie zamknął lotniska. Major Wiktor Ryżenko, kierownik strefy lądowania, był operatorem radiolokatora. Błędnie podawał załodze tupolewa (i prawdopodobnie także pozostałym samolotom) odległość od progu pasa oraz przekazywał fałszywy, uspokajający komunikat: „na kursie, na ścieżce”. Ryżenko służy teraz w 6956. Bazie Grupy Lotniczej Dowództwa Wojskowego Lotnictwa Transportowego w Orenburgu na Uralu.
Śledczy wciąż się zastanawiają, czy i jakie zarzuty postawić płk. Nikołajowi Krasnokutskiemu. Wbrew przepisom przebywał w pomieszczeniu, w którym pracowali kontrolerzy, wydawał im polecenia, raz nawet zwrócił się bezpośrednio do załogi Tu-154M (zapytał, ile ma paliwa), kontaktował się z wyższym dowództwem, uzgadniając lotnisko zapasowe. Pod koniec lądowania wyraźnie kazał Plusninowi sprowadzić samolot do wysokości 100 metrów na mocy decyzji bliżej nieokreślonego „międzynarodowego numer jeden”.
Formalnie jednak nie odpowiadał za kierowanie lotami i sprawdzanie samolotów. Krasnokutski jest obecnie naczelnikiem 610. Centrum Wdrożenia Bojowego i Wyszkolenia Załóg Wojskowego Lotnictwa Transportowego w Iwanowie pod Moskwą.
Problemów nie musi się obawiać tylko mjr W. Łubancew. Jako pomocnik Plusnina znajdował się w zupełnie innym miejscu (na drugim końcu pasa) i nie brał udziału w żadnych decyzjach. Przekazał załodze tupolewa, że „pas jest wolny”.
Według informacji „Naszego Dziennika”, konieczne będzie jeszcze przynajmniej jedno przedłużenie śledztwa (do 10 kwietnia 2015 r.). Prokuratorzy spodziewają się zebrać wszystkie opinie i ekspertyzy w ciągu najbliższych kilku miesięcy, od pół roku do ośmiu miesięcy zajmie grupie biegłych sporządzenie najważniejszej opinii – o przyczynach katastrofy. Wreszcie trzeba zarezerwować kilka miesięcy na przygotowanie końcowego postanowienia uwzględniającego ogrom materiału dowodowego i złożoność sprawy.