logo
logo

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Niemoc państwa

Czwartek, 10 kwietnia 2014 (02:03)

Aktualizacja: Czwartek, 10 kwietnia 2014 (14:46)

Choć wrak rozbitego w Smoleńsku tupolewa jest naszą własnością, to Polska – na własne życzenie – ma do minimum ograniczone możliwości wpłynięcia na Rosję, aby jak najszybciej ją zwróciła, podkreślają prawnicy.

 

Stan prawnomiędzynarodowy jest taki, że jest to polska własność państwowa, i to w dodatku polskich Sił Zbrojnych, których jednostka powietrzna, w pełni objęta immunitetem i przywilejami, znalazła się na terytorium innego państwa za jego pozwoleniem, i jej wrak należałoby wydać na każde żądanie – podkreśla dr hab. Karol Karski, specjalista prawa międzynarodowego i europejskiego z Uniwersytetu Warszawskiego.

Prowadząca polskie śledztwo smoleńskie prokuratura wojskowa zajmuje w tym względzie jednoznaczne stanowisko. – Wrak i to, co się znajdowało na jego pokładzie, muszą wrócić na teren Polski, to jest rzecz jasna – stwierdza prok. Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Pod hangarem

Jednak Rosja od kilku lat zajmuje nieustępliwe stanowisko, że wrak zostanie zwrócony Polsce po zakończeniu prowadzonego tam śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Specjalista prawa międzynarodowego publicznego prof. Mariusz Muszyński (UKSW) zaznacza, że każda ze stron ma inny tytuł do prowadzenia tego śledztwa. Rosja prowadzi je z tego względu, że katastrofa zdarzyła się na jej terytorium, a Polska – ponieważ zginęli w niej polscy obywatele.

Procedura zwrotu szczątków samolotu rodzi jednak różne wątpliwości prawne. Na nasze pytanie o prawne aspekty zwrotu wraku prokuratura wojskowa odsyła do wywodów specjalisty z Prokuratury Generalnej. – Prawne aspekty współpracy z Rosją zostały szeroko omówione przez dr. Krzysztofa Karsznickiego z Prokuratury Generalnej – wskazuje p.o. rzecznik prasowy NPW ppłk Janusz Wójcik.

Karsznicki akcentuje dominującą rolę europejskiej konwencji o pomocy prawnej z 1959 r., która jego zdaniem ma „kluczowe znaczenie” – „jako podstawowy akt prawny” w relacjach polsko-rosyjskich. Prokuratura zaznacza, że zwrot szczątków tupolewa był poruszany we wnioskach o pomoc prawną. – Zwrot wraku nie wiąże się z pomocą prawną, która polega na tym, że działania, które muszą być podjęte na terytorium innego państwa, są realizowane za pośrednictwem jego organów – kontruje prof. Muszyński.

Ze względu na ułomność regulacji prawnych z Rosją tuż po katastrofie wykorzystano nawet dotyczącą lotów cywilnych konwencję chicagowską. „Strona polska i rosyjska wobec braku regulacji prawnych w tym zakresie wiążących oba państwa zdecydowały się jednak na badanie okoliczności katastrofy przez ekspertów w oparciu o tę konwencję” – przyznaje Karsznicki. Z tym że taka formuła powinna rodzić także określone obowiązki po stronie rosyjskiej.

– Przyjmując to, co powiedział premier, że poruszamy się w systemie konwencji chicagowskiej, to samolot powinien być wydany niezwłocznie po przeprowadzeniu czynności, a nie po zamknięciu śledztwa – zwraca uwagę Muszyński. – Tymczasem Rosjanie chcą go wydać po zamknięciu śledztwa, które może być jeszcze prowadzone wiele lat – dodaje prawnik.

Fałszywy ruch Millera

Karski wskazuje na inne prawne zawikłanie w tej kwestii. – Jerzy Miller podpisał trójstronne memorandum, gdzie jedną stroną jest on, drugą minister transportu Rosji, a trzecią – MAK. Tym porozumieniem z kwietnia 2010 r. zgodził się, żeby wrak pozostał w Rosji do czasu zakończenia rosyjskiego śledztwa. Mamy tak naprawdę umowę międzynarodową, w której rząd polski zrzekł się szybkiego przekazania wraku – podnosi prawnik.

– W ten sposób Rosjanie mogą w dowolny sposób regulować termin jego przekazania. Sytuacja z winy tego rządu jest doprowadzona do skraju niemożliwości – ocenia Karski. Muszyński stwierdza, że zostają nam środki dyplomatyczne, ale mają one nader ograniczoną skuteczność. – Jeżeli Rosja ociąga się z wydaniem wraku i czarnych skrzynek, to my dysponujemy jedynie środkami natury ogólnej, aby zmusić ją do dotrzymania umowy – zostają nam albo negocjacje, albo różnego rodzaju działania w ramach samopomocy, czyli tzw. odwet, ale oni się raczej tego nie obawiają – zauważa Muszyński. Prawnik podkreśla, że strona polska jest faktycznie bezsilna w tej sprawie, co stało się jednak na własne życzenie polskiego rządu, poprzez takie, a nie inne załatwienie tej kwestii po katastrofie.

Tę bezsilność widać od kilku lat, w wypowiedziach czy to ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, czy też szefa Prokuratury Generalnej Andrzeja Seremeta, którzy podczas różnych spotkań z przedstawicielami Rosji nieustannie zgłaszają postulaty jak najszybszego zwrotu wraku i czarnych skrzynek. Ale skuteczność tych nacisków jest żadna, Rosja bowiem ani na jotę nie zmodyfikowała swojego stanowiska.

Moskwa intensyfikuje czynności

Pułkownik Szeląg zwraca uwagę, że „podstawową formą komunikacji w tym zakresie jest kierowanie wniosków o pomoc prawną”. Ponadto przy okazji każdego spotkania przedstawicieli prokuratur „temat ten jest przywoływany”. Ostatnio w lutym podczas pobytu Seremeta w Rosji.

Karski zauważa, że w tym przypadku rozstrzygająca będzie decyzja na szczycie władz rosyjskich, a nie na niższym szczeblu. – Oczywiście to należy robić, bo trzeba pokazywać, że nam zależy, żeby to jak najszybciej do nas trafiło – mówi o wnioskach polskiej prokuratury czy działaniach dyplomacji wykładowca UW. – Ale tam nie ma niezależnej prokuratury, ona czeka na polecenia z góry – zaznacza jednocześnie.

Prokuratura prezentuje chwiejne stanowisko odnośnie do konieczności powrotu wraku i jego niezbędności w śledztwie. Z jednej strony domaga się jego zwrotu, z drugiej – zastrzega, że do zakończenia polskiego śledztwa jego obecność w kraju nie jest niezbędna, ponieważ bez problemu śledczy mają dostęp do szczątków na terenie Rosji. – Będziemy czekać [na wrak – red.], ale nie jesteśmy zakładnikami Rosji ani tamtejszego śledztwa – deklaruje w mediach Seremet.

– Podejmujemy wszelkie starania, aby wrak powrócił do Polski – mówił kilka dni temu na konferencji prasowej prok. Szeląg. Jednak gdyby się „okazało, że zachodzą przesłanki do zakończenia śledztwa, a wraku nie ma na terytorium Rzeczypospolitej, a przeprowadzono wszystkie konieczne czynności, to można zakończyć śledztwo”. Przez te czynności Szeląg rozumie przeprowadzenie przez biegłych „specjalistycznych badań”, a dotychczas w jego ocenie badający wrak polscy biegli mieli „nieskrępowany dostęp” do dowodów. Gdyby było to niemożliwe, wówczas prokuratura czekałaby na zwrot wraku.

Mało pocieszające są jednak sygnały dynamizowania śledztwa rosyjskiego. Widać to choćby we wzmożonym kierowaniu przez tamtejszych śledczych wniosków o pomoc prawną do Polski.

W ocenie mec. Piotra Pszczółkowskiego, jednego z pełnomocników rodzin ofiar tragedii, śledztwo rosyjskie nabiera rozpędu i wcale tak szybko się nie zakończy. – Kiedyś miało się ono ku końcowi, a teraz moim zdaniem rozkwita. Patrząc na realizację rosyjskich wniosków o pomoc prawną przez polską prokuraturę, myślę, że to śledztwo ulega dalszemu pogłębianiu, a przez to spowolnieniu, jeśli chodzi o czas jego zakończenia – uważa adwokat.

Zenon Baranowski

Nasz Dziennik