Pod patronatem „Naszego Dziennika”
Z dr. hab. Markiem Budajczakiem, profesorem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, znawcą systemów edukacyjnych i edukacji domowej, rozmawia Izabela Kozłowska
„Szkoła w rękach reformatorów” to tytuł konferencji zorganizowanej na UKSW w Warszawie, w której był Pan jednym z prelegentów. W trakcie spotkania poruszona została kwestia stanu polskiej edukacji. W jakim kierunku Pana zdaniem ona zmierza?
- Trzeba zdolności proroczych, by odpowiedzieć na radykalną intencję tak postawionego pytania. Wobec jego umiarkowanej wersji zauważyć można jedynie, iż sytuacja edukacji w Polsce jest dynamiczna, a więc zarazem niestabilna i dysponująca potencjałem zmian na lepsze, kierunek zaś jej zmian jest zależny od pragnień i poczynań elit państwowej władzy. Jaka będzie władza, takie też będzie „młodzieży chowanie”. A wydawałoby się, że w demokracji liczą się edukacyjne potrzeby obywateli?! Tymczasem kondycja polskiej edukacji, w różnych jej wymiarach, wydaje się kiepska.
Alternatywą dla kształcenia dzieci w szkole jest edukacja domowa, która w Polsce nie jest popularną formą kształcenia. Główne „zarzuty” rodziców wobec edukacji w domu skierowane są właśnie w stronę aspektu socjalizacyjnego. Szkoła jest jedyną odpowiednią przestrzenią socjalizacyjną?
- Szkoła nie dość, że nie jest „jedyną odpowiednią” przestrzenią socjalizacyjną, to dla wielu osób nie jest w ogóle „odpowiednim” środowiskiem dla uspołeczniania się dzieci i młodzieży. Jedno spostrzeżenie wydaje się w tym odniesieniu znamienne: w całości życia społecznego jest szkoła bodaj jedyną zbiorowością (jeśli wyłączyć dorosłych jej funkcjonariuszy) składającą się z osób w dokładnie tym samym wieku. To najbardziej sztuczny, biurokratycznie wygenerowany układ społeczny, na jaki trafiamy w życiu.
Edukacja domowa nie izoluje dzieci od ich rówieśników?
- Dzieci uczące się we własnych domach spotykają się ze swoimi rówieśnikami (zarówno „szkolnymi”, jak i „pozaszkolnymi”) w czasie po- i pozaszkolnym, np. wakacyjnym. Co istotne, z naukowych badań wynika, iż dzieci edukacji domowej mają więcej kontaktów społecznych i więcej czasu spędzają z osobami spoza rodziny aniżeli dzieci „szkolne”.
Skąd rodzi się tak wiele mitów dotyczących szkolnej socjalizacji?
- Mity najczęściej rodzą się ze stereotypów w postrzeganiu świata, z braku otwartości na różnorodność w nim zawartą, niezależnie od tego nawet, czy dane rozwiązanie jest racjonalnie uzasadnione lub/i legalne. Motywowane bywają mity zaprawioną lenistwem niechęcią, a nawet irracjonalnym lękiem przed zmianą. Stanowią też niekiedy półświadomą formę obrony własnych i korporacyjnych interesów, wedle formuły postępowania „psa ogrodnika”. Wszystkie te postawy nadają się do korekcji. Właściwa wydaje się zatem praca nad demitologizacją edukacji domowej.
Dziękuję za rozmowę.