Z Wiesławem Johannem, sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, rozmawia Marcin Austyn
Sąd zdecydował o prawomocnym uniewinnieniu Stanisława Kociołka i nałożeniu tylko symbolicznych kar na dwóch żołnierzy oskarżonych w sprawie Grudnia ’70.
– Porażający jest już fakt, że dopiero po 44 latach sprawa zdarzeń na Wybrzeżu znalazła swój epilog w postaci ostatecznego orzeczenia sądu. Trzeba było prawie pół wieku, żeby jedna z największych zbrodni popełniona na robotnikach przez władzę komunistyczną została osądzona.
Ale znamy wiele faktów na temat tej zbrodni.
– Stąd też należy mówić o tym, co wydarzyło się na Wybrzeżu. Bo to przecież władza ludowa poprzez swoich funkcjonariuszy – czy był to ówczesny minister obrony narodowej Wojciech Jaruzelski, czy były to decyzje polityczne podejmowane przez członków biura politycznego komitetu centralnego partii, czy też przez I sekretarza partii na Wybrzeżu – wydała rozkaz, on został wykonany i w efekcie kilkadziesiąt osób poniosło śmierć. Dlaczego? Bo ci ludzie usiłowali zwyczajnie pójść do pracy, zgodnie z tym, co zapowiedział ówczesny I sekretarz partii. Znakomicie całą atmosferę Grudnia ’70 oddał Antoni Krauze w filmie „Czarny czwartek”. Tak, to był czarny czwartek w historii Gdańska, Gdyni, Szczecina, to był czarny czwartek w historii Polski.
Wyrok tego nie oddaje.
– Czuję się zdruzgotany takim podejściem wymiaru sprawiedliwości do tej zbrodni. Było to postępowanie, które ciągnęło się latami, zupełnie bezsensownie było przeciągane poprzez przesłuchiwanie świadków, których zeznania nic nie wnosiły do sprawy. I jaki mamy tego efekt? Pan Kociołek jest uniewinniony, a dwaj inni wysocy funkcjonariusze MON zostali skazani na symboliczne kary więzienia w zawieszeniu. Wcześniej nieosądzone zostały zbrodnie Jaruzelskiego, podobnie jak wielu innych funkcjonariuszy PRL-owskiego aparatu przemocy. A teraz mamy do czynienia z odepchnięciem sprawy, po to byśmy zapomnieli. To dla mnie niezrozumiałe. Szanuję wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, ale nie zawsze się z nimi zgadzam. A ten wyrok niestety wpisuje się w funkcjonowanie tego wymiaru sprawiedliwości, z którym mieliśmy do czynienia w czasach Polski Ludowej. Jeden z sędziów, jeszcze w latach 40.-50. ubiegłego stulecia, mówił: „My, sędziowie, nie od Boga”. I tak jest, skoro sądy nie potrafią osądzić czynów w sposób sprawiedliwy. Nie mówię tu o sprostaniu czyimś oczekiwaniom, ale o sprawiedliwości. Dla mnie, prawnika, niewydanie wyroku skazującego wobec osób, które są odpowiedzialne za największą zbrodnię popełnioną w czasach powojennej Polski, jest niezrozumiałe. W taki sposób kolejna zbrodnia komunistyczna została zamieciona pod dywan, tak jakby nic się nie stało. To przygnębiające. Ale jest to konsekwencją tego, że okres PRL nie został rozliczony.
Będzie to sprawa rozważana już tylko w dyskusjach historyków?
– Tego rodzaju wyroki z pewnością będą też przedmiotem oceny społecznej dokonywanej przede wszystkim przez tych ludzi, którzy pamiętają te wydarzenia i którzy stracili tam bliskich.