Pod patronatem „Naszego Dziennika”
Z Leszkiem Rysakiem, komandorem IV Rajdu Motocyklowego „Prymas Tysiąclecia – Pamiętamy”, organizowanego przez Stowarzyszenie Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński, rozmawia Marcin Austyn
Nie było przypadku w tym, że rajd poświęcony ks. kard. Stefanowi Wyszyńskiemu rozpoczął się od uczczenia 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego?
– Prymas Tysiąclecia był powstańcem i trudno byłoby o tym nie wspomnieć. Jednak mam tę świadomość, że w powszechnej pamięci ten fakt niekoniecznie jest dobrze znany. 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego sprawiła, że istniała mocna potrzeba przypomnienia, szczególnie w czasie, kiedy modlimy się o beatyfikację Prymasa, że był on też powstańcem warszawskim.
Ciekawostką jest również to, że jednym z pierwszych pomników upamiętniających powstanie był kielich mszalny, który Prymas ufundował na początku lat 70. To ten kielich był używany podczas Eucharystii sprawowanej na ówczesnym pl. Zwycięstwa w Warszawie, kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II wypowiedział pamiętne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i zmieni oblicze ziemi. Tej ziemi”.
Dzisiaj ten kielich używany jest podczas uroczystych Mszy św. w kaplicy pw. bł. ks. Józefa Stanka ps. „Rudy” w Muzeum Powstania Warszawskiego. Staramy się o tym przypominać, a 70. rocznica powstania stała się do tego inspiracją. Ta tematyka nieuchronnie zbliżała się do nas wielkimi krokami, jeśli chodzi o samą tematykę rajdów poświęconych pamięci Prymasa Tysiąclecia. Staramy się bowiem podążać jego śladami, a że są to weekendowe wypady, to też ogranicza nasze możliwości i zakres tematyczny.
Mamy jednak już czwarty rajd. Wcześniej jechaliśmy poprzez lata dzieciństwa Prymasa, przez czas włocławski, gdzie się uczył, rozpoczął posługę kapłańską i był profesorem w seminarium, a w ubiegłym roku trudno było nie odnieść się do okrągłej, 60. rocznicy bezprawnego pozbawienia wolności Prymasa. Przypomnę, że byliśmy m.in. w Pałacu Arcybiskupów Warszawskich, skąd został porwany, w Rywałdzie Królewskim, gdzie był czasowo przetrzymywany, czy w Stoczku Klasztornym, nazywanym często Warmińskim, gdzie był więziony przez prawie rok. Odwiedziliśmy te miejsca, w których próbowano ukryć Prymasa przed światem i odciąć go od kontaktów zewnętrznych.
W tym roku w sposób szczególny wspominacie czas II wojny światowej…
– Tak dochodzimy do czasu Powstania Warszawskiego, w którym uczestniczył ks. Stefan Wyszyński. Był on kapelanem grupy „Kampinos” i pełnił w tych dniach swoją posługę kapłańską oraz służbę wojskową. Wcześniej jednak ks. Wyszyński został kapelanem niewidomych dzieci w Kozłówce pod Zamościem, a potem w niedalekim Żułowie. Następnie (od połowy 1942 roku) pracował w Laskach, a „Siostra Cecylia” i „Radwan II” byli znani studentom tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich, żołnierzom AK, warszawiakom oraz mieszkańcom Lasek i innych okolic Puszczy Kampinoskiej. Oba używane przez ks. Wyszyńskiego pseudonimy umożliwiły mu zmylenie okupantów.
Tak oto powstawała nasza trasa obejmująca Warszawę, Laski, rodzinny Wrociszew, gdzie ks. Wyszyński na początku wojny się ukrywał – na polecenie biskupa bł. Michała Kozala opuścił Włocławek, dalej Kozłówkę i Żułów, gdzie zakończyliśmy rajd. Właściwie jedynym miejscem, do którego nie dotarliśmy z racji odległości, jest Zakopane, gdzie Prymas w 1941 roku został na krótko zatrzymany przez gestapo, ale nie rozpoznano go i wypuszczono. Niestety w kontekście Żułowa, który jest w okolicach Zamościa, byłaby to dość daleka trasa jak na dwudniowy rajd. Moglibyśmy zaczynać rajd w Zakopanem lub obrać to miejsce za jedyny cel całej wyprawy, ale 1 sierpnia chcieliśmy być w Warszawie. Ponadto w przyjętej trasie mieliśmy cały ciąg miejsc związanych z Prymasem, do których pielgrzymowaliśmy.
Rajdy to też okazja do wielu spotkań…
– Zawsze wielką radością są spotkania i świadectwa, jakie otrzymujemy w miejscach, do których pielgrzymujemy. W Warszawie zawsze jesteśmy mile widziani w Instytucie Prymasowskim w Choszczówce. Tam też nocowaliśmy i było to miejsce, z którego wyruszyliśmy na nocną wizytę w powstańczej Warszawie. W trasie mieliśmy okazję spotykać osoby, które znały Prymasa i mają w pamięci to wszystko, co wiązało się z czasem wojny. Chyba najbardziej wzruszające było świadectwo trzech pań Helen, które wspominały ks. profesora Wyszyńskiego z Lasek, Kozłówki i Żułowa, a największą radością – jazda pań mieszkających w „Domu Nadziei” w Żułowie na motocyklach. Korzystając z okazji, chciałbym bardzo podziękować księdzu proboszczowi Juliuszowi Irackiemu i wspólnocie parafialnej z Kraśniczyna za okazane serce, cierpliwość i gościnę.
Jaką długość miała trasa?
- Nie licząc dojazdu na miejsce zgrupowania i powrotu do domu, trasa liczyła nieco ponad 400 km.