Wczoraj w Tatrach zginął profesor Józef Szaniawski, wybitny historyk, sowietolog, wykładowca w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, ostatni więzień PRL, publicysta "Naszego Dziennika".
Ta wiadomość pogrążyła nas wszystkich w żałobie. Tym bardziej że przyszła nagle i niespodziewanie. Profesor Szaniawski dał się poznać jako wielki patriota i społecznik, sercem oddany Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Wspaniały człowiek - bezinteresowny, serdeczny. Mieliśmy zaszczyt publikować na łamach "Naszego Dziennika" jego felietony w cyklu zatytułowanym "Między historią a geopolityką". Dziś drukujemy ostatni przekazany nam tekst.
Profesor Józef Szaniawski zginął, schodząc ze Świnicy. Z pierwszych relacji wynika, że spadł w przepaść, zmierzając w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Ratownicy TOPR poinformowali, że mimo trwającej godzinę akcji reanimacyjnej nie udało się go uratować.
- Zginął w miejscu, które kochał. Bardzo dobrze znał Tatry. Dwadzieścia minut przed śmiercią dzwonił ze szczytu Świnicy. Mówił, że chmury są poniżej, ale jest pięknie. Był szczęśliwy, że dotarł na szczyt jako jeden z pierwszych tego dnia - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Filip Frąckowiak, syn profesora.
O modlitwę w intencji zmarłego prosi o. dr Tadeusz Rydzyk CSsR, dyrektor Radia Maryja.
- Odszedł wielki człowiek, któremu bardzo zależało na Ojczyźnie, prawdzie, młodzieży. Bardzo odważnie pisał, w ten sposób narażał się wielu siłom - podkreśla założyciel WSKSiM, uczelni, na której od wielu lat wykładał profesor Szaniawski.
- Uczył ludzi życia. Powtórzę za ks. Janem Twardowskim: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Odchodzą tak wartościowi ludzie. Profesor bardzo martwił się tym, co się dzieje w Ojczyźnie - akcentuje o. Tadeusz Rydzyk.
Józef Szaniawski nie oddzielał swojego życia zawodowego od osobistego, poświęcał cały czas swojej pasji - historii Polski.
- Był człowiekiem instytucją, zarażał innych swoim entuzjazmem - mówi prof. Wiesław J. Wysocki, historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który przez wiele lat współpracował z prof. Szaniawskim.
- W czasach kryzysu moralnego, deficytu prawdy i odwagi potrafił mówić wprost, nie oglądając się, czy coś jest poprawne polityczne, w ogóle nie uznawał tego słowa. Demaskował fałsz i obłudę w życiu publicznym - dodaje.
Jako człowieka bezkompromisowego zapamiętał profesora Józefa Szaniawskiego prof. Andrzej Nowak, historyk, wykładowca UJ. - Wierzył, że polski patriotyzm przezwycięży każdą trudność. Własną służbą dawał świadectwo służby Ojczyźnie, jak pozostać wiernym tradycji, polskiej wolności. Będzie mi go bardzo brakowało - jego uśmiechu, żartu - podkreśla prof. Nowak.
Józef Szaniawski urodził się 4 października 1944 r. we Lwowie. Jak większość mieszkańców "miasta zawsze wiernego" został po wojnie wraz z rodziną ekspatriowany przez Sowietów. Mimo oddalenia zawsze pamiętał o swoich lwowskich korzeniach, wielką miłością darzył Kresy, ich wspaniałą historię, postacie wielkich Polaków. Przemierzył wiele krajów świata, ale największą radość sprawiały mu wędrówki zaułkami Wilna, spacer Wałami Hetmańskimi we Lwowie, podróże do Zułowa - miejsca urodzenia Marszałka Józefa Piłsudskiego, który był dla niego mistrzem myśli geopolitycznej, ojcem niepodległości II Rzeczpospolitej. Postaci Marszałka poświęcił setki artykułów i książkę "Victoria Polska. Marszałek Piłsudski w obronie Europy" z przedmową ks. bp. Tadeusza Płoskiego. Starał się pokazywać aktualny wymiar idei prometeizmu, koncepcji federacyjnej Piłsudskiego, wskazując na niezmienne wektory imperialnej polityki Rosji i płynące z niej zagrożenia dla suwerenności państw Europy Środkowo-Wschodniej.
Więzień komuny
W czasach PRL Szaniawski wcześnie związał się z kręgami opozycji niepodległościowej, m.in. z braćmi Andrzejem i Stefanem Melakami oraz Kręgiem Pamięci Narodowej. Od 1973 r. współpracował konspiracyjnie z Radiem Wolna Europa, przekazując na Zachód tajne korespondencje. Aresztowany w 1985 r. przez komunistyczne służby bezpieczeństwa PRL, został skazany pod sfabrykowanym zarzutem współpracy z CIA na 10 lat więzienia. Prokurator żądał kary śmierci. Drakoński wyrok odbywał w owianym złą sławą więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie i w najcięższym zakładzie karnym w Barczewie. Wyszedł na wolność dopiero 22 grudnia 1989 r., po społecznej akcji protestu i uniewinnieniu przez Sąd Najwyższy.
Pod prąd
Ogarniał w swej pracy publicystycznej całe dziedzictwo Rzeczypospolitej, walczył zwłaszcza o przywrócenie narodowej pamięci usuniętych przemocą bądź przemilczanych postaci, wydarzeń takich jak hołd ruski 1611 r., który dzięki niemu wszedł znów do panteonu chwały Polaków.
W ubiegłym roku, w 400. rocznicę hołdu carów Szujskich na Zamku Królewskim w Warszawie, idąc pod prąd filozofii polsko-rosyjskiego "pojednania", prof. Szaniawski upomniał się o należną rangę dla tego wymazanego całkowicie z pamięci zbiorowej wydarzenia. Ceniony znawca dziejów oręża polskiego, miłośnik malarstwa Jana Matejki i twórczości Henryka Sienkiewicza, na 600-lecie zwycięstwa pod Grunwaldem wydał niezwykły album "Grunwald pole chwały". Nie otrzymywał w swej działalności wsparcia od instytucji państwowych powołanych do kreowania wizerunku Polski, znajdując znacznie więcej zrozumienia dla swej szlachetnej misji wśród Polaków poza granicami kraju, szczególnie wśród Polonii amerykańskiej.
Przyjaciel Kuklińskiego
W pracy naukowej i popularyzatorskiej fascynowały go zwłaszcza dwie postacie, obok Józefa Piłsudskiego był to pułkownik Ryszard Kukliński. Włożył wiele trudu, by, wbrew silnym wpływom peerelowskiego establishmentu polityczno-wojskowego, mogło dojść do rehabilitacji "pierwszego oficera w NATO".
Został oficjalnie pełnomocnikiem Ryszarda Kuklińskiego w Polsce, prowadził kampanię o przywrócenie mu dobrego imienia. Dzięki łączącej go przyjaźni z pułkownikiem wiele tajemnic jego supertajnej misji ujrzało światło dzienne, a Polacy poznali prawdę o odważnym człowieku. Zorganizował jego wizytę w Polsce w 1998 roku.
Po śmierci Kuklińskiego był inicjatorem powołania w Warszawie specjalnego muzeum poświęconego jego pamięci, które powstało na Starym Mieście dzięki pozytywnej decyzji ówczesnego prezydenta stolicy prof. Lecha Kaczyńskiego. Było ono zawsze solą w oku środowisk postkomunistycznych, tylko determinacja prof. Szaniawskiego uchroniła tę unikatową placówkę przed likwidacją przez Hannę Gronkiewicz-Waltz.
- To był wspaniały człowiek, jedyny, który walczył o pamięć Kuklińskiego. Stworzył muzeum poświęcone pułkownikowi, z którym nie wiadomo, co teraz się stanie - mówi Olga Johann, radna miasta Warszawy, przyjaciel Szaniawskiego.
- Profesor był dobrym, twardym facetem, człowiekiem o jednoznacznych poglądach, nie do zastąpienia. Już martwię się o muzeum płk. Kuklińskiego. Uczestniczyłam we wszystkich problemach związanych z jego prowadzeniem. W ostatnim czasie znów pojawiły się kłopoty z czynszem za lokal. Miałam jutro dzwonić do prof. Szaniawskiego w tej sprawie - wyznaje. Profesor Szaniawski był kustoszem muzeum, utrzymywał je niemal własnym sumptem. Postaci płk. Kuklińskiego poświęcił kilka książek: "Samotna misja. Pułkownik Kukliński i zimna wojna", "Pułkownik Kukliński - Misja Polski", "Pułkownik Kukliński - tajna misja".
Za zasługi dla Warszawy - był m.in. inicjatorem budowy pomnika Katyńskiego na placu Zamkowym - 30 lipca 2011 roku otrzymał tytuł Zasłużony dla miasta stołecznego Warszawy. Ostatnio żył zbliżającą się premierą "Bitwy pod Wiedniem", która w październiku wejdzie na ekrany kin. Widział fragmenty tego filmu i bardzo wysoko oceniał jego walory poznawcze i artystyczne. Opublikował kilka tysięcy artykułów w prasie polskiej i polonijnej, był też autorem audycji radiowych i scenariuszy filmów dokumentalnych.