Przyjęty przez prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę rozejm z Rosją pokazuje, że szczyt państw NATO nie wsparł w wystarczający sposób zaatakowanej przez Rosję Ukrainy.
Kraje Zachodu nie wykazały właściwie żadnej determinacji, by powstrzymać rosyjską agresję, która ma na celu przebudowę architektury bezpieczeństwa w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Zamrożony konflikt będzie się prawdopodobnie tlił, co oddala wejście Ukrainy do NATO na nieokreśloną przyszłość. Władimir Putin tymczasem osiągnął swój cel, a więc doprowadził do realnego wyłączenia terytorium wschodniej Ukrainy przy pomocy bojowników z tzw. samozwańczych republik ludowych. Co więcej, zapewnił sobie wpływ na ponowne uruchomienie konfliktu w dogodnym dla siebie czasie. Każdy pretekst będzie do tego dobry. Wszystko to działo się przy cichej akceptacji Niemiec i USA, które tanim kosztem, głównie poprzez sankcje i pustą retorykę, odpowiadają na prowokacyjne ruchy Kremla.
Zamrożony konflikt
Jak wskazuje wielu analityków, tylko jednoznaczna pomoc wojskowa dla Ukrainy dałaby jej oręż do wypchnięcia rosyjskich sił z Donbasu i zgniecenia rewolty. Dla Rosji byłaby również czytelnym sygnałem, że przyłączanie siłą kolejnych prowincji do swojej strefy wpływów jest mrzonką. Dzieje się jednak inaczej.
Marek Jurek, poseł do Parlamentu Europejskiego i lider Prawicy Rzeczypospolitej, ocenia, że zamrożenie konfliktu jest zwycięstwem Putina, którego siły pozostaną w Zagłębiu Donieckim, podobnie jak Rosjanie pozostali w Naddniestrzu, a Turcy – na północnym Cyprze.
– Sytuacja jest szczególnie podobna do wieloletniego „rozejmu” w północnych prowincjach Gruzji, który to rozejm skończył się przed sześciu laty wojną i otwartym oder- waniem od Gruzji Abchazji i Osetii Południowej. Zamiast takich zdecydowanych kroków mamy tylko „sankcje”, które – jak to stwierdziła parę tygodni temu wiceminister Pełczyńska-Nałęcz – bardziej służą do „pokazania stosunku” niż do nakłonienia Rosji do odwrotu od polityki agresji. Zresztą nawet te „sankcje” mają być wycofane, jeśli rozejm, a więc pozostanie Rosji na dotychczasowych zdobyczach, się utrzyma – ocenia Jurek.
Profesor Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej, przypomina, że trudność w dozbrojeniu Ukrainy wynika przede wszystkim z faktu, że kraj ten nie jest członkiem NATO. Poza tym sprawy zaszły tak daleko, że w obecnej sytuacji kierowanie pomocy wojskowej jest trudne ze względów politycznych. – Ta pomoc jest tam potrzebna na wczoraj. Brakuje tam przede wszystkim uzbrojenia i amunicji. Jednak najlepiej, by taką pomoc kierowała jakaś grupa krajów Sojuszu, a nie tylko Polska – podkreśla Szeremietiew.
Pomoc NATO dla Ukrainy jest więc raczej symboliczna. Zgodnie z decyzjami podjętymi na szczycie kraje Paktu przeznaczą na ten cel 15 mln euro na pomoc w reformie ukraińskiego sektora obronnego i bezpieczeństwa.
Sekretarz generalny Sojuszu Anders Fogh Rasmussen zapewniał również, że Kijów otrzyma dodatkowo wsparcie finansowe od poszczególnych państw w ramach dwustronnych porozumień. Wsparcie NATO ma przybrać formę czterech funduszy powierniczych, które skoncentrują się na takich dziedzinach, jak bezpieczeństwo systemów cybernetycznych, logistyka, struktury dowodzenia, kontrola i komunikacja, a także rehabilitacja żołnierzy. Według nieoficjalnych informacji Polska weźmie udział w tych programach i razem z Holandią będzie krajem wiodącym w funduszu związanym z logistyką i standaryzacją.
– Nasze wsparcie jest konkretne. Przygotowaliśmy całościowy i skrojony na miarę pakiet działań, aby Ukraina mogła lepiej zadbać o swoje bezpieczeństwo – zapewniał Rasmussen na konferencji prasowej po spotkaniu Komisji NATO – Ukraina z udziałem ukraińskiego prezydenta.
Ograna Warszawa
Ten optymizm studzi Jacek Bartosiak, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. W jego ocenie, pomoc wyasygnowana podczas szczytu ma jedynie symboliczny charakter. – Kraje członkowskie chcą w ten sposób pokazać, że coś się w tej sprawie robi, jednak 15 mln to nie 15 mld dolarów – wskazuje Bartosiak, tłumacząc, że za tę kwotę nie można kupić nawet jednego samolotu bojowego typu F-16.
Jest jednak sceptyczny wobec jakiegokolwiek zaangażowania np. Polski w skierowanie na Wschód takiej pomocy. W jego ocenie, geopolityczna rozgrywka, jaka toczy się między USA, Rosją i Europą, znajduje się ponad poziomem i możliwościami Polski, natomiast jak na razie cała gra toczy się na terytorium Ukrainy, która powinna zrobić wszystko, by zadbać o swoje bezpieczeństwo.
– Ukraina jest dużym państwem o sporych zasobach, z ogromnym przemysłem zbrojeniowym. Jej porażki militarne wynikają nie tylko z braku uzbrojenia i nowoczesnej techniki, ale mniejszych możliwości finansowych państwa, demoralizacji wojska, braku „ostrzelania”, a także zdrad, do których prawdopodobnie dochodzi na wysokim szczeblu dowodzenia – podkreśla nasz rozmówca.
Innego zdania jest Marek Jurek. W jego ocenie, jeśli Ukraińcy zwrócą się do nas o sprzęt wojskowy, powinniśmy im tej pomocy udzielić. Zdaniem Jurka, przyszły rząd powinien koordynować współpracę państw, które będą podejmować takie same działania.
– Jeśli nasza polityka ma być skuteczna – musimy wpływać na politykę Zachodu wspólnie z państwami, które mają podobne interesy, a nie udawać, że przeciwdziałamy rosyjskiej ekspansji w sytuacji, gdy niektóre państwa Zachodu robią wszystko, by konkretnych działań uniknąć – tłumaczy.
Jak wskazuje Romuald Szeremietiew, pomoc wojskowa ze strony Polski byłaby realna, włączając w to sprzedaż i produkcję sprzętu wojskowego oraz amunicji, standaryzację do reguł NATO-wskich, ale dopiero w sytuacji zażegnania konfliktu.
– Miejmy nadzieję, że Ukraina swoją niepodległość wybroni i podtrzyma wolę wstąpienia do Sojuszu. Wówczas pojawi się możliwość prawdziwego wsparcia jej systemu bezpieczeństwa. Ale szczegóły dotyczące potrzeb będzie musiała przedstawić w Warszawie strona ukraińska – podkreśla były szef MON.
To jest jednak przyszłość. Ewentualnej pomocy wojskowej dla Ukrainy nie da się oceniać, pomijając ustalenia szczytu dotyczące m.in. Polski. Marek Jurek określa jego wyniki jako niezadowalające. Jak podkreśla, w naszym interesie jest zdecydowana reakcja polityczna Przymierza Atlantyckiego na agresję ze strony Rosji i w efekcie – przesunięcie na wschód od naszych granic głównej linii napięcia między Zachodem a Rosją. – Polska powinna skorzystać z okazji, by zmniejszyć charakter frontowy Polski. To jest właśnie z naszej perspektywy zasadniczy narodowy sens przesunięcia na wschód politycznych granic Zachodu. I dlatego tak ważne jest przesunięcie sił NATO w pierwszym rzędzie amerykańskich z Niemiec do Estonii i na Łotwę oraz zaproszenie do NATO Gruzji – podkreśla europoseł.