Sąd zabronił utrwalania obrazu i dźwięku na procesie byłego szefa stalinowskiej NPW generała Mariana R.
Oskarżony o bezprawne pozbawienie wolności 17 więźniów w latach 1951-1954 generał Marian R. ma być ponownie poddany badaniom lekarskim – postanowił wczoraj Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. Biegli, którzy orzekali już w tej sprawie trzy lata temu, znów mają ocenić, czy były szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej może być sądzony.
Wczorajszej rozprawie przewodniczył ppłk Paweł Więcek. Sąd orzekał w składzie jednoosobowym. Posiedzenie było jawne. Sąd nie zezwolił jednak dziennikarzom „Naszego Dziennika” i Polskiej Agencji Prasowej na rejestrację dźwięku i obrazu z rozprawy. Wnioskował o to oskarżony. Marian R. uznał, że publikacje na jego temat są „kłamliwe, a mediom nie wierzy”, i dlatego wnosi o zakaz nagrywania.
– Media osądzają mnie ostrzej niż prokurator – mówił. O zakaz rejestracji obrazu wnosił też obrońca oskarżonego mec. Andrzej Lemieszek, argumentując to złym stanem zdrowia swojego klienta. – Co do kwestii nagrywania dźwięku, pozostawiam decyzję sądowi – uznał prawnik.
Żadnych zastrzeżeń co do obu sposobów rejestracji rozprawy nie miała natomiast prokurator IPN Małgorzata Kuźniar-Plota, która w nieoficjalnej rozmowie z „Naszym Dziennikiem” przypomniała, że takie decyzje nie zapadały na wcześniejszych rozprawach. Sąd przychylał się wcześniej co najwyżej do prośby oskarżonego, by jego twarz na zdjęciu prasowym była nierozpoznawalna.
– Sprawa zbrodniarzy komunistycznych w togach jest szczególnie bolesna w III RP, która – być może na skutek uzgodnień Okrągłego Stołu, a być może z własnej woli – szczególnie ochrania tychże zbrodniarzy. W sprawie niniejszej mamy do czynienia z uznaniową rolą sądu. Oskarżonym w sprawach karnych przysługuje oczywiście prawo do anonimizacji nazwiska czy do ochrony wizerunku – to wynika z ogólnych regulacji procesowych. Natomiast ograniczanie jawności przebiegu rozprawy przez sąd poprzez zakaz nagrywania jej przebiegu może być traktowane jako element szczególnego traktowania zbrodniarzy komunistycznych w togach. Ci ludzie są dziś poza wszelką odpowiedzialnością, a ich procesy cieszą się szczególną atencją ze strony sędziów. Trudno aprobować tak daleko idącą ostrożność sądów przed piętnowaniem tego, co oficjalnie jest piętnowane, natomiast w szczegółach – jest rozgrzeszane – komentuje zakaz rejestracji mecenas Piotr Łukasz Andrzejewski.
Badania co trzy lata
Sąd przychylił się też do wniosku obrońcy Mariana R. co do powtórzenia badań lekarskich. O stanie zdrowia byłego naczelnego prokuratora wojskowego mają się wypowiedzieć biegli z Zakładu Medycyny Wojskowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego z zakresu chorób wewnętrznych, kardiologii i neurologii. Opinia ma zostać sporządzona w ciągu miesiąca od zakończenia badań lekarskich. Lekarze mają ocenić, czy R. może brać udział w rozprawach i samodzielnie odbywać podróże do sądu.
Sąd dysponuje już jedną opinią na temat zdrowia Mariana R. z 30 marca 2011 roku. Biegli orzekli wówczas, że stan zdrowia mężczyzny zezwala na jego uczestniczenie w rozprawach, z zastrzeżeniem, że ich czas nie może przekraczać trzech godzin dziennie, a co godzinę ma być ogłaszana krótka przerwa. Biegli stwierdzili przy tym, że należy liczyć się z nieprzewidywalnym pogorszeniem się stanu zdrowia oskarżonego. Sędzia ppłk Więcek uwzględnił tę argumentację. Biegli mają ocenić, czy były prokurator może być sądzony w ponownym procesie.
Sąd bezterminowo odroczył proces – decyzja o terminie kolejnej rozprawy zapadnie po zapoznaniu się sądu z najnowszą opinią biegłych lekarzy. Przed wydaniem postanowienia sąd przesłuchał oskarżonego w kwestii jego kondycji zdrowotnej.
Marian R. wielokrotnie powtarzał, że cierpi na wiele dysfunkcji: niedosłyszy (sąd wielokrotnie musiał powtarzać mu kolejne pytania), niedowidzi, ma niewładną prawą rękę, a po upadku, w wyniku którego stracił przytomność, lekarz zakazał mu samotnie opuszczać dom. Po opuszczeniu sali sądowej generał Marian R. nie sprawiał już jednak wrażenia zniedołężniałego starca; był uśmiechnięty, rozluźniony, jakby wrócił mu słuch, opowiadał dziennikarzom o swojej karierze w prokuraturze wojskowej. Tłumaczył, że pewne decyzje podejmował jakoby z obawy przed utratą życia.
Polskie prawo karne nie przewiduje wprawdzie sztywnych reguł co do częstotliwości powtarzania badań lekarskich oskarżonych, jednak zdarza się, że w ten sposób przeciąga się procesy. Tak było choćby przy sprawie byłego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka sądzonego w procesie masakry górników z kopalni „Wujek”.
Jak łamano więźniów
Akt oskarżenia przeciwko Marianowi R. sformułował pion śledczy IPN w grudniu 2012 roku. Prokurator zarzucił mu, że przez trzy lata, tj. od września 1951 r. do września 1954 r., jako prokurator wojskowy dopuścił się zbrodni komunistycznej, będącej jednocześnie zbrodnią przeciw ludzkości. Chodziło o niedopełnienie obowiązku kontroli zasadności i terminowości aresztów. IPN podnosił, że oskarżony był szefem Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Warszawie i szefem VII oddziału Naczelnej Prokuratury Wojskowej, a więc organu, który zajmował się przestępstwami szczególnie niebezpiecznymi dla ówczesnego państwa. R. miał też obowiązek sprawowania kontroli nad zasadnością i terminowością środków zapobiegawczych. Jako urzędnik państwowy dopuścił się czynów, które nie tylko były przestępstwem urzędniczym, ale pociągały za sobą bezprawne pozbawianie wolności. R. usankcjonował bezprawne pozbawienie wolności 17 osób (jedna z nich spędziła w areszcie 44 dni bez formalnej decyzji o aresztowaniu). Wszyscy zatrzymani należeli do antykomunistycznych formacji niepodległościowych: Oddziałów Pomocniczych Armii Krajowej, Obrońców Korony, a następnie Podziemnej Organizacji Wolność i Niepodległość, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Pod postanowieniami o czasowym aresztowaniu podpisywał się ówczesny major Marian R.
Pion śledczy IPN żądał dla niego kary 3,5 roku więzienia. W ocenie prokurator Kuźniar-Ploty, jako wykształcony prawnik R. był świadom zarówno bezprawności swojego działania, jak i systemowego stosowania niepraworządnych środków w okresie stalinowskim. Jego czyny wypełniają znamiona i zbrodni komunistycznej, i zbrodni przeciw ludzkości. Były to represje w celu „złamania” więźniów, podejmowane z przyczyn politycznych.
Jednak 15 listopada 2013 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie pod przewodnictwem ppłk. Roberta Gmyza umorzył proces byłego stalinowskiego naczelnego prokuratora wojskowego. Sąd argumentował m.in., że Marian R., będąc tylko urzędnikiem, nie akceptował stosowanych przez aparat bezpieczeństwa brutalnych metod śledztw oraz fikcyjnych oskarżeń i wyroków skazujących, a tylko… podpisywał dokumenty. Ten wyrok zaskarżył IPN i wniósł o jego uchylenie, do czego ostatecznie przychylił się Sąd Najwyższy, nakazując ponowne zbadanie sprawy.