logo
logo

Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik

Pięć trumien ze Starego Gaju

Poniedziałek, 21 października 2013 (02:08)

Miałam wtedy dwa lata, nic nie pamiętam. Ocalałam dzięki ukraińskiej rodzinie, która mnie przygarnęła. Pochodzę ze Starego Gaju. Ale nie wiem, z której rodziny – opowiada „Naszemu Dziennikowi” pani Hanna, której rodzina zginęła w rzezi UPA.

 

W sobotę na cmentarzu w Sokólu (Ukraina) odbył się uroczysty pogrzeb ofiar UPA, ekshumowanych na terenie nieistniejącej już wsi Stary Gaj.

Gdy 30 sierpnia 1943 r. osadę okrążyła Ukraińska Powstańcza Armia, były w niej głównie kobiety i dzieci. Mężczyzn było niewielu, bo zmobilizowani walczyli na froncie.

Nie ocalał nikt. Ginęli w mękach od ciosów siekierami, pchnięć widłami, przecinani piłami. Nie wiadomo, czy mała Hania sama skryła się w stogu siana, czy któryś z dorosłych ukrył ją tam. Znaleziono ją dopiero trzy dni po rzezi, gdy Ukraińcy zakopywali rów strzelniczy z ciałami. Zwabił ich płacz dziecka. Wycieńczona powtarzała w kółko tylko jedno słowo: „Tadzik, Tadzik”. Jak się później okazało, wołała po imieniu jednego z braci, którzy razem z dziadkiem zostali zamordowani.

Nieżyjąca już, przybrana, ukraińska matka małej Hani nie przekazała jej żadnych informacji o prawdziwych rodzicach. Prawdopodobnie w ogóle ich nie znała. Pani Hanna ma jednak nadzieję, że uda jej się ustalić prawdziwe nazwisko.

Na sobotnią uroczystość przyszli prawie wszyscy mieszkańcy Sokóla. We Mszy św., odprawianej pod przewodnictwem ks. Jana Burasa, wikariusza generalnego diecezji łuckiej, oprócz rodzin ofiar, które przyjechały z Polski, w ceremonii uczestniczyła Beata Brzywczy, konsul generalny RP w Łucku, Aleksander Kuryluk, wicegubernator Wołynia, prof. Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dr Leon Popek z IPN, którego rodzina zginęła w rzezi, a także oficerowie Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.

– 30 sierpnia 1943 r., o ile się nie mylę, był poniedziałek, początek tygodnia, dla nich koniec życia. Dzisiaj, w dzień powtórnego pogrzebu ofiar kolonii w Gajach, Mszę św. sprawujemy za wszystkich pomordowanych w tej miejscowości. Pamiętamy o wszystkich pomordowanych Polakach, ale także pamiętamy o pomordowanych Ukraińcach – mówił ks. Buras.

Nie są już bezimienni

Doktor Leon Popek z IPN podkreślił w swym wystąpieniu, że obecność w tym miejscu to swego rodzaju zadośćuczynienie wobec ofiar. Modlitwa, pogrzeb, krzyż na mogile, przechowanie w pamięci nazwisk bestialsko zamordowanych – jak zaznaczył – jest dopełnieniem obowiązku żywych wobec zmarłych.

– My staramy się to dzisiaj czynić, spóźnieni o 70 lat, ale zgodnie, tak jak tutaj stoimy, Ukraińcy i Polacy. Ktoś może zapytać, dlaczego? Dlatego że oni mają prawo do naszej pełnej pamięci, do naszej modlitwy, do znaku krzyża na mogile, im się to należy. Również tym, którzy nadal spoczywają w bezimiennych i nieznanych mogiłach w Gaju, Suchej Łozie, Skalenicy i wielu innych nieistniejących już miejscowościach – dodał dr Popek.

Historycy zidentyfikowali ok. dwustu nazwisk osób, które zginęły w Starym Gaju (m.in. Ferszt, Zagożdżon, Wąsik, Babula, Woźniak, Kasica, Konecki, Banasik, Mucha, Puchacz, Rutka, Róza, Majewski, Szila, Rybka, Izert, Reguła, Lis, Ramza, Zieliński, Szajduk, Walkiewicz, Pawelec, Popek).

– Z mojej rodziny zginął wtedy mój dziadek Mikołaj Popek, który miał 52 lata. Także moje ciocie, a jego córki: Kazimiera – lat 18, Marianna – lat 20, Zofia – lat 21, Helena – lat 22, z synkiem Antosiem, który miał 9 miesięcy – wyliczał dr Popek, dziękując archeologom, którzy z szacunkiem i dbałością wykonali trudne prace ekshumacyjne, szefowi ekipy ukraińskiej Aleksemu Złotogorskiemu i Michałowi Siemińskiemu z ekipy polskiej.

– W sposób szczególny chciałem podziękować panu Michałowi Potockiemu, który pochodzi z Arsenowicz. Jego rodzice 70 lat temu ukrywali i żywili moją babcię Franciszkę Popek. Wiem, że nie ma wspanialszego czynu nad to, gdy człowiek ratuje życie drugiego człowieka, gdy jemu grozi śmierć. Moja rodzina jest zobowiązana. Ze szczerego serca panu dziękuję – mówił wyraźnie wzruszony Popek.

Na pytanie „Naszego Dziennika”, co zapamiętał z 1943 r. – miał wtedy 12 lat – Michał Potocki odpowiada, że rodzice bardzo współczuli Polakom i nie chcieli pozostawić ich bez pomocy, bo czekała ich pewna śmierć.

Popek dziękował też wszystkim bezimiennym mieszkańcom Kaszówki i Arsenowicz i wielu innych wiosek, którzy także ratowali Polaków. – Ci mieszkańcy na początku września 1943 r. przenieśli ciała zamordowanych Polaków z Gaju na dawny cmentarzyk z I wojny światowej i tam ich pogrzebali. Dzisiaj rośnie tam las, ale miejscowi mówią na to miejsce „polskie mohiłki”. Ten cmentarz czeka na uporządkowanie, dziś duchowny prawosławny z Kaszówki, o. Piotr Nazarenko zapowiedział, że razem z parafianami Ukraińcy uporządkują to miejsce – poinformował Popek.

Szczątki ofiar ekshumowanych w Starym Gaju złożono w pięciu trumnach. Spoczęli we wspólnej mogile w polskiej części cmentarza w Sokólu, gdzie do dziś zachowało się kilka polskich nagrobków sprzed wojny.

Starsze Ukrainki chętnie oprowadzały nas po cmentarzu, wskazując polskie mogiły.

– Starsi ludzie pamiętają tamte czasy. Polacy z Ukraińcami żyli zgodnie, normalnie. Polacy brali Ukrainki za żony, a Ukraińcy Polki. Moja teściowa też była Polką. Nasze ukraińskie dzieci chodziły do polskiego kościoła i śpiewały pieśni. Potem zaczęła się wojna i wszystko się skończyło – mówi jedna z kobiet, która przyszła na pogrzeb.

– Będziemy pamiętali o tym, że w bardzo wielu wypadkach takie miejsca jak te, w których odnaleziono szczątki tych ofiar, wskazują nam miejscowi mieszkańcy, Ukraińcy. Będziemy pamiętali o tym, że upamiętnianie tych miejsc możliwe jest dzięki zgodom i pozwoleniom władz ukraińskich – podkreślił Andrzej Kunert, sekretarz ROPWiM.

Piotr Czartoryski-Sziler, Sokól

Nasz Dziennik