logo
logo

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Tylko w jedności siła

Poniedziałek, 14 maja 2018 (21:07)

Ze Stanisławem Piotrowiczem, posłem Prawa i Sprawiedliwości, przewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, rozmawia Mariusz Kamieniecki.

Działania Polonii odniosły skutek – Pomnik Katyński w Jersey City pozostanie na nabrzeżu rzeki Hudson. Mimo wysiłków nie udało się uciszyć prawdy o Katyniu?

– Jest to niewątpliwie sukces Polonii. Można powiedzieć, że z każdego zła rodzi się określone dobro i tak jest również w tym wypadku. Sprawa pomnika wywołała wielkie poruszenie wśród Polonii. Myślę, że uaktywniła naszą Polonię. Co więcej, była elementem sprzyjającym porozumieniu w tym środowisku. I to jest to dobro, które się wydarzyło przy okazji skutecznej – w co wierzymy – obrony Pomnika Katyńskiego na Exchange Place w Jersey City. Jak słyszymy, pomnik pozostanie na nabrzeżu rzeki Hudson, tylko przesunięty o kilkadziesiąt metrów. Należy się z tego wyłącznie cieszyć.

Początkowo były zastrzeżenia co do braku aktywności polskiej dyplomacji. Tymczasem – jak się okazuje – niesłuszne…

– Z pewnością były podejmowane z polskiej strony działania o charakterze dyplomatycznym. Niekoniecznie, ze zrozumiałych względów były one nagłaśniane w trakcie rozmów. W tym kontekście bardzo spodobała mi się niedawna wypowiedź doradcy prezydenta Ronalda Reagana, który stwierdził, że polscy politycy za dużo mówią. W pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. W szczególności wtedy, kiedy są jakieś konkretne zamierzenia, kiedy rozmowy na ważne tematy są w toku, kiedy prowadzone są negocjacje, ważne jest, żeby w tym momencie, dla dobra sprawy wykazać pewną powściągliwość w wypowiedziach, które mogą jedynie utrudniać doprowadzenie do konsensusu.

Polonia w USA chyba po raz pierwszy od lat wzniosła się ponad podziały i mówiła jednym głosem. Czy może to być początek ponownego zjednoczenia Polonii?

– Chciałbym wierzyć, że tak będzie. Natomiast myślę, że jest charakterystyczne dla nas, Polaków, że jeżeli jesteśmy w jakikolwiek sposób poróżnieni różnymi bieżącymi sprawami, to w chwilach ważnych wydarzeń, w chwilach zagrożeń potrafimy jednoczyć siły, a wewnętrzne spory i waśnie schodzą gdzieś na dalszy plan. To na pewno jest piękne, że w chwilach trudnych potrafimy być jednością. Niech to trwa. Należałoby sobie życzyć, ażeby tych sporów i waśni, tych rozdźwięków między nami, Polakami było jak najmniej. Mówiąc to, mam na myśli nie tylko wydarzenia wokół Pomnika Katyńskiego w Stanach Zjednoczonych, ale również mówię to w odniesieniu do naszego, codziennego życia społeczno-politycznego w Polsce. Nie powinniśmy pozwolić na rozgrywanie naszej jedności, na manipulowanie nami, ale nade wszystko powinniśmy zrozumieć to, że rozbite społeczeństwo absolutnie nie jest w interesie polskiej racji stanu. Musimy podejmować wysiłki, ażeby się jednoczyć, żeby zlikwidować wszelkiego rodzaju podziały, jeżeli chcemy być szanowani na arenie międzynarodowej, jeżeli chcemy, aby państwo polskie rosło w siłę, a Polakom żyło się dostatniej.    

To polskie zjednoczenie jest chyba tym bardziej ważne w obliczu fali antypolonizmu, która jest obecna w świecie?

– W mojej ocenie, jest to jeden z czynników, który powinien wymóc na nas zjednoczenie i likwidowanie wewnętrznych podziałów. Nie możemy pozwolić, żeby imię Polski było rozmieniane na drobne i obrażane. Musimy się zjednoczyć dla dobra Polski. Tylko w jedności siła i nie są to puste słowa.

Jak jednak powstrzymać wewnętrzne podziały, skoro trwają ataki na polski, demokratycznie wybrany rząd, co więcej – mamy do czynienia z nawoływaniem do jego obalenia, co się przebija właściwie w każdej wypowiedzi totalnej opozycji?  

– To brzmi jak paradoks, ale tak rzeczywiście jest, kiedy opozycja totalna przy użyciu niedemokratycznych metod chce obalić rząd i zmienić werdykt wyborczy sprzed ponad dwóch lat. To są działania uderzające w istotę demokracji. Skoro bowiem podejmuje się niedemokratyczne metody w walce z rządem, co więcej – jeśli mówi się, że walka z tym rządem służy Polsce, to musi paść pytanie, czy ten rząd nie jest immanentną częścią Polski. Opozycja często mówi, że atakując obecny polski rząd poza granicami kraju wcale nie szkodzi Polsce i Polakom, a wręcz przeciwnie. Zapomina się przy tym – celowo – że przecież nie mamy w Polsce do czynienia z samozwańczym rządem, ale to jest rząd, który został wyłoniony przez Polaków w demokratycznych wyborach w 2015 roku. Czy się to komuś podoba, czy nie, ale taka jest rzeczywistość. Mało tego to jest rząd, który realizuje program akceptowany przez społeczeństwo, o czym świadczą chociażby notowania poparcia wyrażane w różnych sondażach. A zatem społeczeństwo zdecydowało, że to ta, a nie inna opcja ma rządzić Polską i ciągle udziela poparcia podejmowanym przez nas decyzjom. W tej sytuacji uderzanie w polski rząd na arenie międzynarodowej jest godzeniem we własne państwo i własny naród. I to jest chyba poza wszelkim sporem.

Alternatywą dla obecnej władzy ma być rząd Platformy. Jak to możliwe, że kandydat na prezydenta Warszawy, a zarazem minister sprawiedliwości w gabinecie cieni Platformy Rafał Trzaskowski nie znał sprawy pomnika w Jersey City?

– Jeśli rzeczywiście nie znał tematu, którym żyła cała Polska, to tylko źle świadczy o nim i o jego zaangażowaniu politycznym. A ja myślę, że Rafał Trzaskowski doskonale znał temat, ale wolał powiedzieć nieprawdę. Myślę, że mamy tu do czynienia z ewidentnym mówieniem nieprawdy, względnie z tym, że człowieka, w którego rękach po ewentualnym dojściu Platformy do władzy miałyby spoczywać stery polskiej dyplomacji, po prostu nie interesuje to, co względem Polski dzieje się na arenie międzynarodowej. I jedno, i drugie jest kompromitujące. Niewykluczone też, że prawda jest jeszcze inna, że Trzaskowski słyszał o próbach usunięcia tak ważnego symbolu polskości, jakim jest Pomnik Katyński w Jersey City, ale nie wiedział, jakie zająć stanowisko, żeby się na wszelki wypadek nikomu nie narazić. Ale i taka zachowawcza postawa jest również kompromitująca, bo gdyby się rzeczywiście zdarzyło, że ktoś taki zostałby ministrem spraw zagranicznych, to czego jako Polacy możemy się po nim spodziewać? Czy taki polityk byłby w stanie zadbać o interesy państwa polskiego na arenie międzynarodowej? Jestem przekonany, że nie, bo to nie jest ani osobowość, nie jest to też to zaangażowanie w polskie sprawy, jakiego należałoby oczekiwać od szefa polskiej dyplomacji.

Wracając jednak do sprawy pomnika w Jersey City, czy niezależnie od intencji decyzja burmistrz Fulopa nie przyczyniła się do rozpowszechnienia wiedzy o zbrodni katyńskiej i polskich ofiarach sowieckiego terroru?

– To jest potwierdzenie tego, o czym wspomniałem na wstępie naszej rozmowy, że z każdego, nawet największego zła rodzi się jakieś dobro. Oczywiście przy tej okazji światowa opinia publiczna mogła się dowiedzieć, komu ten pomnik jest poświęcony i jak wielką ofiarę poniósł polski Naród w walce z sowieckim najeźdźcą. Dla nas, Polaków, znających historię zbrodni katyńskiej, sprawa jest oczywista, ale za granicą, także w Stanach Zjednoczonych, tak nie jest. Amerykanie nie znają historii Polski i w tym względzie burmistrz Jersey City zrobił bardzo dużo, żeby fakty o mordzie katyńskim stały się znane także za oceanem. Również media zagraniczne, które podjęły temat, zrobiły sporo w tej materii.

Mamy zwycięski kompromis?

– Należy się cieszyć, że Pomnik Katyński w Jersey City pozostanie nad rzeką Hudson naprzeciw Manhattanu – wprawdzie przesunięty o ok. 60 metrów, ale – jak słyszymy – w równie godne miejsce. Burmistrz Fulop, tłumacząc się emocjami, twierdzi, że ponownie nie użyłby tak mocnych słów wobec trzeciej osoby w państwie, marszałka Senatu RP Stanisława Karczewskiego, którego – jak pamiętamy – nazywał antysemitą, białym nacjonalistą, zarzucając mu też, że zaprzecza holokaustowi. Te niepotrzebne słowa burmistrza Jersey City – nie wiem, czy wypowiedziane w emocjach, czy z namysłem – były po to, żeby pomóc mu osiągnąć zamierzony cel polityczny. Dzisiaj pod obstrzałem opinii publicznej, środowisk polonijnych, widząc, że nie uda mu się zrealizować planów swoich czy planów mocodawców, wycofuje się. Myślę jednak, że nawet tym gestem się nie zrehabilituje, a błąd, jaki popełnił, może zaważyć na jego politycznej karierze.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl