A – jak Argentyna. Jedna z największych przegranych turnieju. Tradycyjnie, jak zawsze przed najważniejszymi imprezami, mierząca w szczyt, a potykająca się o własne nogi. Nawet nie rywali, tylko własne, bo różne dziwne głosy dochodziły z jej szatni. A to związane z niesnaskami na linii piłkarze – trener, a to sugerujące, że selekcjoner wcale nie podejmuje najważniejszych decyzji, tylko ciągle pyta się o rady, sugestie, szczególnie jednego, największego… Skończyło się jak kończy się od lat. Katastrofą.
B – jak Belgia. Do Rosji przywiozła najbardziej uzdolnione pokolenie w historii. Pokolenie marzące o dokonaniu rzeczy wielkich, dziejowych. Głodne sukcesu, zdeterminowane. Tytułu nie zdobyła, ale i tak nie miała prawa narzekać, bo zakończyła mistrzostwa na trzecim miejscu. Najlepszym w swej historii.
C – jak Czerczesow. Stanisław. Trener reprezentacji Rosji. Przed mundialem nie wierzyli w nią nawet rodacy, obawiając się, że po trzech meczach pożegna się z turniejem. Tymczasem zachwyciła już na dzień dobry, potem wyszła z grupy, w 1/8 finału wyeliminowała Hiszpanię, wywołując w całym kraju dawno niewidzianą euforię. Zatrzymała się dopiero w ćwierćfinale, po wspaniałym pojedynku z Chorwacją. Czerczesow dziś jest już bohaterem, zresztą w trakcie turnieju nieraz odbierał telefony z gratulacjami od Władimira Putina. Czego chcieć więcej?
D – jak Deschamps. Didier. Selekcjoner reprezentacji Francji, trzeci człowiek w historii, który do mistrzostwa świata zdobytego jako piłkarz, dodał mistrzostwo wywalczone w roli trenera. Wcześniej dokonali tego jedynie Brazylijczyk Mario Zagallo i Niemiec Franz Beckenbauer.
E – jak Essam El Hadary. Bramkarz Egiptu w dniu meczu z Arabią Saudyjską został najstarszym piłkarzem w historii mistrzostw świata. Miał wówczas 45 lat i 161 dni.
F – jak Francja. Mistrz świata. Nic dodać, nic ująć. Nad Sekwaną trwa nieustanne świętowanie, piłkarze zostaną odznaczeni najwyższymi orderami państwowymi – Legią Honorową, trener Didier Deschamps wszędzie jest ferowany jak największy heros. Zasłużył na to, bo tytuł był jego ogromną zasługą. To on zbudował zespół, który funkcjonował jak zespół.
G – jak Glik. Kamil Glik. Jego walkę o wyjazd do Rosji z zapartym tchem śledziła prawie cała Polska. Gdy znalazł się w samolocie, odetchnęła z ulgą. Ale na mundialu zagrał tylko mały fragment meczu z Kolumbią i cały z Japonią. Czemu nie więcej? Sam przyznał, że był gotów, by grać i walczyć na całego i wcześniej.
H – jak histeria wybuchająca zawsze tam, gdzie pojawią się futbolowe gwiazdy. W Rosji nie było pod tym względem inaczej, acz podczas mundialu kilka gwiazd zgasło. Lionel Messi, Thomas Mueller, Neymar, Robert Lewandowski… te wielkie nazwiska futbolu łączy to, że do domów z mistrzostw wrócili jak niepyszni. Przegrani.
I – jak „i czas się pakować”… Reprezentanci Polski na trzecim z rzędu mundialu ze swym udziałem po dwóch meczach stracili szanse na awans do kolejnej rundy i mogli powoli pakować walizki.
J – jak Japonia. Przykład, jak w jednej chwili można wszystko zyskać i stracić. Przed mundialem była skazywana na pożarcie, a tymczasem już w pierwszym meczu fazy grupowej, z Kolumbią, pokazała się ze świetnej strony. W ostatnim pojedynku, z Polską, awans dawała jej nawet porażka 0:1. I zagrała właśnie tak, by przegrać 0:1. Bez ambicji, wyczekując tylko ostatniego gwizdka sędziego. Ludzi byli wściekli, nie tylko na nią zresztą, także na Biało-Czerwonych, którzy przyjęli jej reguły, zadowoleni z prowadzenia… Takich spektakli nigdy nie chcielibyśmy więcej widzieć na mistrzostwach.
K – jak Kane. Harry. Król strzelców mundialu, z sześcioma trafieniami na koncie. Połowę z nich zdobył z rzutów karnych. Aż pięć w fazie grupowej, w meczach z Tunezją i Panamą. Od ćwierćfinału nie wpisał się na listę strzelców ani raz i Anglii jego bramek brakowało. Ale to świetny napastnik.
L – jak Lopetegui. Julen Lopetegui. Wprowadził reprezentację Hiszpanii na mundial w imponującym stylu, przedłużył kontrakt na jej prowadzenie, gdy, nie informując o tym nikogo, zamarzyła mu się praca z Realem Madryt, z którym potajemnie parafował umowę. Rzecz ujrzała światło dzienne dzień przed rozpoczęciem mistrzostw i selekcjoner z hukiem posadę stracił. A Hiszpania, z roli faworyta nawet do tytułu, została natychmiast zdegradowana do rangi wielkiej przegranej. Słusznie, jak się okazało.
M – jak Modrić. Luka Modrić. Najlepszy piłkarz mistrzostw. Reżyser poczynań Chorwatów. W końcówce dogrywki meczu 1/8 finału z Danią zmarnował jedenastkę. W serii rzutów karnych podszedł do piłki raz jeszcze i tym razem, choć szczęśliwie, trafił. Po tym się jednak poznaje największych, że nigdy nie zwieszają głowy i podejmują wyzwania. Modrić podejmował, od pierwszego do ostatniego meczu mistrzostw.
N – jak Nawałka. Adam Nawałka, obecny, choć już de facto były selekcjoner reprezentacji Polski. 30 lipca stery odda. Odda, bo mundial mu nie wyszedł. Źle przygotował zespół, podjął złe decyzje personalne i taktyczne. Turniej w wykonaniu Biało-Czerwonych był fatalny, co jednak nie zmienia faktu, że Nawałka trenerem kadry był dobrym.
O – jak „odpaść”. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale na trzech ostatnich mundialach obrońca tytułu zawsze odpadał w fazie grupowej. W 2010 roku ta wątpliwa „przyjemność” stała się udziałem Włochów, w 2014 Hiszpanów, a w 2018 – Niemców.
P – jak parasol. Po skończonym finale prezydenci Rosji, Francji i Chorwacji udali się na murawę moskiewskiego stadionu, by pogratulować piłkarzom. Akurat wtedy rozpętała się totalna nawałnica, lało niesamowicie, ale gospodarze mieli w zanadrzu tylko jeden parasol, rozwinięty oczywiście nad Władimirem Putinem. To nic, że pani prezydent Chorwaci stała obok i mokła, ważne, że prezydent najważniejszy pozostał nietknięty przez spadające krople.
R – jak reklamy. Piwa, dezodoranty, szampony, maszynki do golenia, sieci komórkowe, telefony, parówki, okna, napoje energetyzujące, oleje, sklepy, hipermarkety… Można by tak wyliczać i wyliczać – i przyznać trzeba, że kibicom przejadła się reklamowa aktywność reprezentantów Polski. Gdyby jeszcze osiągnęli w Rosji jakiś wynik… A tak pozostało łatwe rozumowanie – trzeba było więcej trenować, niż popisywać się przed kamerami.
S – jak samobójczy. Gol samobójczy. Piłkarze wszystkich drużyn w 64 meczach do własnej siatki trafili łącznie 12 razy, w tym raz w wielkim finale. To niechlubny rekord mistrzostw świata.
T – jak Tottenham Hotspur. Nie Real Madryt, nie Barcelona, Paris Saint-Germain, Juventus Turyn, Manchester United, Liverpool... Ale właśnie piłkarze Tottenhamu zdobyli w Rosji najwięcej bramek – 12. Połowę z tego dorobku na koncie zapisał Hanny Kane.
U – jak upadek. Neymar, as reprezentacji Brazylii, na rosyjskich boiskach częściej padał, niż czarował swą grą. W pewnym momencie upodobanie do aktorskich „popisów” spodobało mu się tak bardzo, że wystarczył delikatny kontakt ze strony rywala, by upadał niczym gromem rażony. To, co przez moment mogło bawić, w końcu zaczęło irytować, a piłkarz stał się obiektem drwin i bohaterem prześmiewczych filmików.
W – jak wideo. W Rosji, pierwszy raz w historii mistrzostw świata, zadziała system wideoweryfikacji, zwany w skrócie VAR. FIFA ogłosiła z dumą, że wyeliminowała gole zdobywane z pozycji spalonej i w ogóle zdał egzamin na piątkę. Zdał, fakt, ale z tą oceną to lekka przesada, bo wymaga dopracowania – a i lepszych fachowców go obsługujących też.
Z – jak zakończenie… Miesiąc emocji. Wiele pięknych pojedynków, bramek, niespodzianek i dramatów. Nie był to najlepszy mundial w historii, ale też – mówimy tu o sprawach czysto sportowych – rosyjski turniej wspominać będziemy długo, bo naprawdę dużo się w nim działo. Dużo dobrego… niestety bez naszego udziału.