logo
logo

Zdjęcie: facebook.com/przemek.karnowski/ Internet

NBA nie dla Karnowskiego. Na razie?

Sobota, 24 czerwca 2017 (09:29)

Przemysław Karnowski nie został wybrany w drafcie do ligi NBA, co jednak nie oznacza, że w najlepszej koszykarskiej lidze świata na pewno nie zagra.

Karnowski miał za sobą najlepszy sezon w karierze. Wraz z drużyną Gonzaga Bulldogs dotarł do finału akademickiej ligi NCAA, został jej rekordzistą pod względem liczby wygranych meczów, otrzymał także nagrodę Kareema Abdula Jabbara dla najlepszego środkowego. Wszystko to powodowało, że coraz bardziej realna stawała się jego przeprowadzka do NBA. Realna, lecz nadal nie bliska. Wielu komentatorów podkreślało, że torunianin ma niewielkie szanse na angaż z tej racji, iż jest nieco „staromodnym” zawodnikiem, preferującym styl gry aktualny w NBA kilkanaście lat temu. Sam się tymi opiniami nie przejmował, podkreślając, że posiada umiejętności i atuty, dzięki którym mógłby stać się ważną częścią niejednego zespołu.

– Być może faktycznie gra w NBA opiera się na innych schematach niż korzystanie z wysokich środkowych, ale moim atutem jest to, że przychodzę gotowy do gry – odpowiadał.

W tegorocznym drafcie znalazło się 13 centrów. Karnowskiego klasyfikowano na końcu tej listy, jednak sam liczył na szczęśliwy scenariusz. Niestety, okazało się, że racje mieli ci, którzy nie przewidywali dla Polaka udanego przebiegu draftu. Nie został wybrany przez żadną z drużyn, co jednak nie musi oznaczać, że na pewno do NBA nie trafi. Przed nim szansa na udowodnienie swej wartości w Lidze Letniej. Ma nadzieję na szansę od któregoś z zespołów i wierzy, że ją wykorzysta.

Co ciekawe, marzenie o najlepszej lidze świata spełnił za to Zach Collins, były kolega i zmiennik Karnowskiego z Gonzagi. Mimo tego, że w drugiej ekipie NCAA grał zwykle Polak, a Collins pełnił rolę rezerwowego, to on został wybrany – przez Sacramento Kings, a następnie oddany do Portland Trail Blazers. Polak nie poczuł się takim przebiegiem zdarzeń zawiedziony, raczej szczęśliwy, bo panowie się przyjaźnią i wzajemnie wspierają.

Najwięcej emocji w tegorocznym drafcie wywoływały oczywiście początkowe wybory. Jako pierwsza po przyszłe gwiazdy sięgała Philadelphia 76ers i zgodnie z przewidywaniami zdecydowała się na Markellego Fultza. To niezwykle zdolny, 19-letni rozgrywający z uczelnianej drużyny Washington Huskies, która, to interesujące, w ostatnim sezonie NCAA wypadła bardzo blado. Z „dwójką” do Los Angeles Lakers trafił kolejny rozgrywający, Lonzo Ball, a z „trójką” do Boston Celtics skrzydłowy Jayson Tatum. Pierwszego Europejczyka wybrała Minnesota Timberwolves, wskazując na Fina Lauriego Markkanena, oddanego później do Chicago Bulls za Jimmy'ego Butlera.

Przypomnijmy, że w drafcie zostali do tej pory wybrani do NBA trzej Polacy: Marcin Gortat, Maciej Lampe i Szymon Szewczyk. Ten ostatni na wymarzonych parkietach nie zagrał jednak ani minuty. Cezary Trybański, pierwszy nasz rodak w NBA, trafił do niej inną drogą.

Piotr Skrobisz

NaszDziennik.pl