logo
logo
zdjęcie

Piotr Skrobisz

Wykorzystać sprzyjający czas

Środa, 4 lutego 2015 (19:15)

Ciesząc się tym, co jest teraz, warto zadać sobie pytanie o jutro. Czy jest szansa na to, by podobne sukcesy się powtórzyły, by w przyszłości Biało-Czerwoni znów stawali na podiach największych imprez, by budzili takie emocje i byli tak bardzo kochani przez kibiców? Szansa jest!

W przyszłym roku Polacy wystąpią w trzech (miejmy nadzieję) wielkich imprezach. Najpierw w styczniu w mistrzostwach Europy, które po raz pierwszy w historii odbędą się w naszym kraju. Potem w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk (też u nas), a potem, jeśli wywalczą awans, na olimpiadzie w Rio. W zakończonym w niedzielę czempionacie w Katarze pokazali, że stać ich na wszystko i mogą wszystko. Zdobyli brązowy medal, i to nie przypadkowo, nie dlatego, że mieli szczęście czy potykali się ze słabszymi rywalami. Było wręcz odwrotnie – sukces wyszarpali, zapracowali na niego w pocie czoła, bijąc się z prawdziwymi potęgami i walczyli z przeróżnymi przeciwieństwami. Stąd możemy wierzyć, że podobnie będzie w 2016 roku, czyli że nasi odniosą sukces na mistrzostwach Europy, awansują na igrzyska, a na nich postarają się o historyczny medal. Bajka? Nie, coś bardzo realnego i prawdopodobnego. Skąd zatem pytania o jutro? Ano stąd, że po igrzyskach narodowa drużyna w obecnym kształcie przestanie istnieć.

Polska była najstarszą reprezentacją w Katarze. Za rok Sławomir Szmal będzie już bliżej niż dalej czterdziestki, Bartosz Jurecki, Adam Wiśniewski będą mieli solidnie powyżej 35 lat, a Karol Bielecki, Mariusz Jurkiewicz i Piotr Grabarczyk zbliżą się do tej granicy. Wszyscy oni są kluczowymi zawodnikami narodowej drużyny, grają w niej od wielu sezonów, mają (w większości) medale mistrzostw świata zdobyte jeszcze za kadencji Bogdana Wenty. Nie ma co się oszukiwać, bo wieku się nie oszuka, choć pod względem fizycznym wciąż prezentują się świetnie, czemu dali wyraz na katarskich mistrzostwach – za rok prawdopodobnie pożegnają się z reprezentacją. I co wtedy?

Wtedy pojawi się problem. W Polsce nie ma bowiem zdolnych dwudziestokilkulatków, którzy prezentowaliby poziom pozwalający im mierzyć w wysokie cele. Jurecki, Jurkiewicz czy Bielecki swoich młodszych kolegów przewyższają o klasę. W kadrze na mistrzostwa świata znalazło się tylko dwóch szczypiornistów urodzonych w latach 90. – Michał Daszek i Kamil Syprzak. Pokazali i charaktery, i umiejętności, jednak byli tylko „rodzynkami”. Stąd trzeba się liczyć z faktem, że zakończenie karier przez dotychczasowych liderów może oznaczać przerwę od wyników, do jakich Polacy przyzwyczaili. A czy będzie ona krótsza, czy dłuższa, zależy już od tego, czy uda się wykorzystać sukces z ostatnich mistrzostw.

Biało-Czerwoni zdobywali poprzednio medale w 2007 i 2009 roku. Było o nich głośno, wydawało się, że rozpocznie się prawdziwy boom na piłkę ręczną, ale tamte sukcesy zostały pod względem promocyjnym i szkoleniowym zmarnowane. Nie pojawili się sponsorzy, nie pojawił długofalowy plan rozwoju dyscypliny, wreszcie sale nie pękały od nadmiaru chętnych do trenowania dzieci i młodzieży. Wielu szkoleniowców żaliło się nawet, że nie zaobserwowali nagłego wzrostu zainteresowania. Wiązało się to też z faktem, że nasze kluby, z nielicznymi wyjątkami, były biedne i biedne są nadal. A gdy brakuje pieniędzy, to zwykle oszczędza się na dzieciach. Niestety.

Niemcy, Francuzi, Hiszpanie czy kraje skandynawskie na piłkę ręczną stawiają od lat i mają opracowany plan rozwoju, według którego pracują, i to od najmłodszych roczników. Mogą wybierać spośród najbardziej uzdolnionych chłopaków, stopniowo, krok po kroku wprowadzając ich do narodowej drużyny. Kilka lat temu my mieliśmy niebywałe szczęście, bo nagle pojawiło się fantastycznie uzdolnione pokolenie Jureckich, Bieleckich, Jurkiewiczów i ich kolegów, którzy wspierani przez doświadczonych Mariusza Jurasika, Artura Siódmiaka i Damiana Wleklaka stworzyli jeden z najwspanialszych zespołów w historii naszego sportu.

Teraz podobnych talentów, może poza Syprzakiem i Daszkiem, nie ma, co nie znaczy, że w niedalekiej przyszłości takowe się nie pojawią. Teraz jednak przed ogromnym zadaniem (rozumianym jako obowiązek) stoją działacze, menedżerowie, którzy muszą wykorzystać świetny klimat wokół dyscypliny, jaki ponownie się zrodził. Mamy trzecią drużynę świata, za rok zorganizujemy mistrzostwa Europy, zatem jak nie teraz, to nigdy! Nie będzie lepszego czasu na wypromowania piłki ręcznej, na pokazanie jej uroku i zachęcenie do jej uprawiania. Nie będzie lepszego czasu na przekonanie sponsorów, lokalnych samorządów do wyłożenia na stół pieniędzy, które przełożą się na poprawę warunków do pracy, pensje do trenerów, szczególnie tych zajmujących się dziećmi i młodzieżą.

Być może, a raczej na pewno, po Rio odpoczniemy od sukcesów. Możemy jednak do nich wrócić, jeśli tylko czas, który teraz nastał, nie zostanie zmarnowany tak, jak było to za czasów medalowych wyczynów drużyny Wenty.

Piotr Skrobisz

NaszDziennik.pl