Trzecie miejsce w Lidze Narodów – choć w finałowym turnieju wystąpili w składzie eksperymentalnym, bez największych, zdawało się, gwiazd. Potem wygrany turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich i przepustka do Tokio. Niedługo później trzecie miejsce na mistrzostwach Europy. Wreszcie teraz drugie miejsce w Pucharze Świata. Cztery wielkie imprezy, cztery zakończone sukcesami. Medalami, zwycięstwami, osiągniętymi celami.
Na Puchar Świata do dalekiej Japonii nasi wybrali się tuż po zakończeniu mistrzostw kontynentu. Trener Vital Heynen rotował na nim składem, sprawdzał, testował, dając podopiecznym szansę wykazania się i złapania oddechu jednocześnie. Dziś, przed meczem z Iranem, nasi wiedzieli, iż zwyciężając, utrzymają drugie miejsce w tabeli. Nie mieli szans na pierwsze, bo już wcześniej zapewnili je sobie Brazylijczycy. To oni w niedzielę, w meczu na szczycie, pokonali Biało-Czerwonych 3:2, po wielkiej walce i grze godnej największych. „Canarinhos” w ogóle w całej japońskiej imprezie nie doznali goryczy porażki. W 11 spotkaniach odnieśli komplet 11 zwycięstw. Potwierdzili aspiracje, co oczywiście nie znaczy, że podobnie musi być za niespełna rok, na igrzyskach. Wtedy do Tokio przyleci inna drużyna, głodna sukcesu i marząca o złocie. Tylko i wyłącznie o nim. Polska.
Spotkanie z Iranem tylko potwierdziło, jaka siła drzemie w naszej narodowej ekipie. Od pierwszych piłek pierwszego seta przejęła ona niemal całkowitą kontrolę nad tym, co dzieje się na boisku. Szalał na nim Wilfredo Leon, atakujący, blokujący, przyjmujący, siejący popłoch po drugiej stronie siatki. Ale i koledzy robili wszystko, by zasłużyć na wielkie uznanie w oczach Heynena. W efekcie inauguracyjna partia przebiegła błyskawicznie.
W drugiej rywale na chwilę podjęli walkę, wykorzystując jedyny moment słabości Biało-Czerwonych. Ci, prowadząc 6:2, za bardzo się chyba rozluźnili i kilka minut później było 10:9 dla Irańczyków. Nasi szybko jednak wrócili na właściwe tory. A jak wrócili, jak Leon znów był tym Leonem w najlepszym wydaniu, emocje związane z niepokojem o wynik zniknęły. Trzeci set przebiegł już niemal bez historii. Nasi zagrali w nim koncertowo, pozwolili rywalom zdobyć zaledwie 16 punktów, sprawę kończąc szybko i w wielkim stylu.
46 punktów zdobytych atakiem przy 40 przeciwników. 10 skutecznych bloków (w tym aż sześć w trzecim secie) przy trzech rywali. Tylko siedem własnych błędów. Polacy w tym spotkaniu przeważali w każdym elemencie, wkraczając na poziom nieosiągalny.
W całym tegorocznym Pucharze Świata nasi odnieśli dziewięć zwycięstw. Przegrali dwukrotnie, z Amerykanami, po jedynym słabszym spotkaniu, oraz z Brazylią, po niesamowitej walce. Trzeba przy tym pamiętać, że nasi mieli w nogach i głowach niebywale intensywny sezon, w którym nie tylko grali tak często jak nikt, ale i podróżowali tak często i tak daleko jak żadna inna drużyna. Stąd trzeci medal wywalczony w 2019 r. trzeba uznać za ogromny, kolosalny sukces i dowód na to, jak wielką potęgą są reprezentanci Polski.
Polska – Iran 3:0 (25:18, 25:18, 25:16).
Polska: Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Mateusz Bieniek, Karol Kłos, Paweł Zatorski (libero) oraz Łukasz Kaczmarek, Marcin Komenda, Aleksander Śliwka, Artur Szalpuk, Jakub Kochanowski, Bartosz Kwolek, Damian Wojtaszek (libero).
Iran: Milad Ebadipour, Masoud Gholami, Ali Shafiei, Porya Yali, Amirhossein Esfandiar, Javad Karimisouchelmaei, Mohammadreza Hazratpourtalatappeh (libero).