Wczoraj w Lahti cieszyliśmy się ze świetnych skoków treningowych naszych reprezentantów. Dziś formę i przygotowanie do mistrzostw tylko potwierdzili. Wpierw podczas serii próbnej, w której fruwali aż miło. Najlepiej – Kamil Stoch. Lider Pucharu Świata osiągnął 97 m i choć nie była to najdłuższa odległość – serię wygrał, bo startował z obniżonego rozbiegu, a poza tym otrzymał świetne noty. Z tej samej belki ruszył również jego najgroźniejszy zagraniczny konkurent, Austriak Stefan Kraft, ale wylądował bliżej o półtora metra. Napisaliśmy „najgroźniejszy zagraniczny” celowo, bo nie jest wykluczone, że jutro o najwyższe cele powalczy dwóch Polaków. Nikogo nie zaskoczy, jeśli trzech, a nawet czterech. Naprawdę, bo nasi znajdują się w takim „gazie”, że zdają się móc dosłownie wszystko. W dzisiejszym treningu trzecie miejsce zajął Maciej Kot, po pięknym skoku na 98,5 m. 97,5 osiągnął Dawid Kubacki – i to był piąty wynik. Nieco słabiej wypadł tylko Piotr Żyła (93 m), ale „słabiej” oznaczało miejsce 15. A jeśli najsłabszy z Polaków był 15… To mówiło wiele.
Potem skoczkowie pojawili się w kwalifikacjach. Stoch jako lider oraz Kot jako piąty zawodnik Pucharu Świata przepustkę do jutrzejszego konkursu mieli zapewnioną z urzędu. Walczyć o nią musieli Żyła i Kubacki. I powalczyli fantastycznie. Kubacki w świetnym stylu poszybował 99 m i kwalifikacje wygrał. Żyła osiągnął trzy metry mniej, ale w gorszych warunkach i zajął drugie miejsce! Obaj Polacy na szczycie – to było wymowne. Ich koledzy z reprezentacji na rozbiegu też się pojawili, wychodząc z założenia, że każdy skok w Lahti może mieć wagę złota, bo dostarczy bezcennych informacji. Kot uzyskał 97 m i znów uplasował się w ścisłej czołówce. Nieco dalej polecieli tylko Słoweniec Peter Prevc i Niemiec Andreas Wellinger, a klasę znów potwierdził Kraft, lądując pół metra przed granicą stu. Wszystkich przebił jednak genialny Stoch. Nasz zawodnik poleciał bowiem aż 103,5, bijąc rekord obiektu. Gdy jednak wylądował, zadrżeliśmy, bo od razu chwycił się za kolano, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
Główny faworyt jutrzejszego konkursu szybko jednak uspokoił. Nie dzieje się nic złego, jest dobrze, to problem, z którym boryka się od początku sezonu, ale pod kontrolą. – Gdy daleko ląduję, mięśnie się kurczą i kolano zaczyna boleć. Ale dość szybko wszystko wraca do normy, a ból przechodzi – poinformował. Jak przyznał, dziś chciał zobaczyć, jak daleko można polecieć na normalnym obiekcie w Lahti i czy przy lądowaniu można wykonać ładny technicznie telemark. Zabolało, fakt, ale o swej piątkowej próbie pan Kamil opowiadał z uśmiechem i nie ma wątpliwości – jutro powalczy o złoto. Sobotni konkurs rozpocznie się o 16.30.