Parlament Europejski poparł unijną dyrektywę o prawach autorskich de facto przeciwko swobodzie wypowiedzi i prawom obywatelskim także milionów polskich internautów. Użytkownicy internetu otrzymali „piękny” prezent od Unii Europejskiej?
– To prawda. Unijna dyrektywa o prawach autorskich określana też mianem ACTA2 jest niejako kontynuacją koncepcji stworzonej przy okazji ACTA. Pamiętamy masowe protesty w całej Europie z 2012 roku przeciwko ACTA, czyli umowie handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi, której przepisy miały działać w sposób antyhakerski, jednak Polacy i nie tylko obawiali się wprowadzenia tym sposobem nadmiernej kontroli i de facto cenzury internetu. I teraz mamy powrót do tej koncepcji, która ogranicza wolność słowa, wolność wypowiedzi. Nie ma wątpliwości, że tutaj o to właśnie chodzi. Ustawa ta została stworzona bardzo szybko mimo szeregu wątpliwości natury prawnej i przy sprzeciwie wielu środowisk. Można powiedzieć, że jest to dokument dość niechlujnie przygotowany.
Niechlujnie, niejednoznacznie – może po to, aby umożliwić dowolne interpretacje…
– Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Na pewno nie jest to kwestia zaniechań, ale zamierzone działanie – zresztą nie po raz pierwszy występujące, kiedy tworzone są ustawy, których zapisy mogą być potem różnie interpretowane, niestety bardzo często na niekorzyść zwykłych obywateli. Może się okazać, że interpretacja poszczególnych artykułów tej dyrektywy będzie ważniejsza niż sama treść. Mamy tu do czynienia z dyrektywą unijną w sprawie tzw. praw autorskich, która – jak uważają różni eksperci, i słusznie – ma zmienić funkcjonowanie internetu jako jednej z niewielu jeszcze przestrzeni wolnej dyskusji czy wymiany zdań. Chodzi o to, żeby pod pozorem ochrony praw autorskich wprowadzić prewencyjną cenzurę – może nawet coś więcej, a więc narzucić pewien sposób myślenia i konstruowania wypowiedzi. Dużym międzynarodowym koncernom z pewnością zależy na kontroli umysłu, intelektu, co już samo w sobie jest ograniczeniem wolności.
Jednak Donald Tusk wyraził zadowolenie, że taka dyrektywa wejdzie w życie, bo – jak uważa – zabezpieczy ona prawa twórców i autorów…
– Z wypowiedzi Donalda Tuska wynika, że podjęto słuszną decyzję i dobrze się stało, że dyrektywa, która jego zdaniem jest obroną praw autorskich, doczekała się sensownych rozwiązań, a wolności w internecie nie są zagrożone. Trudno się zgodzić z taką interpretacją, która jest próbą uzasadnienia ograniczenia de facto wolności słowa w internecie. Jednocześnie to pokazuje, że Donald Tusk, który podkreśla, że jest politykiem o poglądach liberalno-konserwatywnych, wolnościowyc, tak naprawdę – tą wypowiedzią – sam sobie zaprzecza. To, co mówi, jest nieprawdziwe, ale to dowód, świadectwo, że jest funkcjonariuszem brukselskim, który realizuje interesy tej politycznej grupy.
Platforma, która na swoim profilu najpierw zamieściła sprzeciw wobec cenzurowania treści w internecie, a jak przyszło, co do czego, to część europosłów tej partii zagłosowała za ACTA2…
– To pokazuje, że ta formacja nad wolność przedkłada interesy. Nic zatem dziwnego, że prominentni działacze Platformy – europosłowie tacy, jak: Barbara Kudrycka, Danuta Hübner, Julia Pitera, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, Janusz Lewandowski, Marek Plura, Tadeusz Zwiefka, Bogdan Zdrojewski, zagłosowali za zmianami, a de facto za cenzurą w internecie. Podobnie zresztą jak poseł niezrzeszony Kazimierz Ujazdowski. Trudno zrozumieć takie podejście, zwłaszcza że wielu europosłów z różnych krajów, nie mówiąc już o eurodeputowanych Prawa i Sprawiedliwości, było przeciwko tym ograniczeniom. Posłowie z Holandii, Włoch, Finlandii czy Luksemburga nie poparli porozumienia w tej sprawie wypracowanego w Radzie Unii Europejskiej. Jak wiemy, byli też posłowie Platformy, którzy głosowali przeciwko tej dyrektywie bądź wstrzymali się od głosu, co bardzo źle świadczy o tej formacji, bo w zasadniczych sprawach nie można głosować różnie. Stąd być może taka postawa jest też na użytek wyborów, aby pokazać, że część była za, część przeciw i tak na dobrą sprawę każdy popierający tę polityczną opcję może znaleźć coś dla siebie. Ta dyrektywa jest szkodliwa, bo ma ograniczyć wolność słowa, co więcej, jest to pewna forma totalitaryzmu, próba wpływania na ludzkie postawy. Zdumiewające, że część posłów reprezentujących Polskę zagłosowała za czymś takim.
Kto jest beneficjentem ACTA2?
– Zyskają przede wszystkim francuskie i niemieckie koncerny medialne, które już teraz mają wpływ na kształtowanie opinii publicznej. To pokazuje, że ta kwestia ma jednak drugie dno, o czym się zresztą mówi. Mam na myśli informację podaną przez „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, że Berlin poparł dyrektywę ACTA2 w zamian za francuskie poparcie dla Nord Stream 2. Jeśli tak byłoby w rzeczywistości, jeśli taki deal miałby miejsce, to oznaczałoby, że mamy do czynienia z zupełnie skandaliczną rzeczą. W tym momencie zostały przehandlowane wolność słowa i europejskie wartości.
Czy i jak może to wpłynąć na pracę dziennikarzy i czy nie utrudni im pozyskiwania informacji, a tym samym ograniczy wiadomości, jakie docierają do opinii publicznej?
– Z całą pewnością możemy mieć z czymś takim do czynienia. Przepisy ACTA2 są tak niejasne, tak nieprecyzyjne, że konsekwencje, o których pan redaktor wspomniał, będą na porządku dziennym. Pozostaje jeszcze pytanie, jak przepisy tej dyrektywy będą realizowane w poszczególnych państwach członkowskich. Wiadomo przecież, że przyjęcie przez Parlament Europejski unijnej dyrektywy o prawach autorskich to jedno, ale musi jeszcze nastąpić implementacja tych przepisów w krajach członkowskich. Choć pole manewru będzie tu ograniczone. Ważne jest, jak zachowa się polski parlament, jak zachowają się posłowie tzw. totalnej opozycji, a więc Platformy, czy zaakceptują te rozwiązania. Równie dobrze z powodów czysto koniunkturalnych mogą wybrać opcję, że będą przeciwko. Ważne natomiast, że posłowie partii rządzącej, premier Mateusz Morawiecki wypowiadają się krytycznie na temat zapisów tej dyrektywy, co jest ważne, zwłaszcza że kolejnym krokiem będzie wdrożenie tych rozwiązań na gruncie polskim. Uważam, że podejście do tej kwestii na gruncie krajowym może mieć duże znaczenie w kontekście zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale też jesiennych wyborów do Sejmu i Senatu. Mamy tu bowiem wyraźną linię podziału i zjednoczenia.
Unia Europejska chce ingerować w postawy obywateli w poszczególnych krajach?
– Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w praktyce, jak będzie wyglądało znajdowanie informacji w różnych wyszukiwarkach internetowych, którymi na co dzień się posługujemy. Obawiam się jednak, że mamy do czynienia z orwellowskim podejściem i nikt racjonalnie myślący nie ma chyba wątpliwości, że nie chodzi tu o żadną ochronę praw autorskich. Dowodem są artykuły 11 i 13 tejże dyrektywy ograniczające wolność w internecie i nic dziwnego, że budzą ona sprzeciw w całej Europie, bo niedługo możemy mieć wyraźną ingerencję w wolność i treści wypowiedzi.
Dziękuję za rozmowę.