Rada Federacji, wyższa izba rosyjskiego parlamentu, oświadczyła, że poprze decyzję o przyłączeniu się Krymu do Federacji Rosyjskiej, jeśli taki będzie wynik krymskiego referendum. Będzie on jednoznaczny. 60 proc. mieszkańców Krymu stanowią Rosjanie, co wydaje się przesądzać o wyniku.
Deklarację Rady trzeba odczytywać jako kolejny element nacisku i pokazywanie jednolitego stanowiska wobec świata. Wydaje mi się, że Rosjanie będą obserwować poczynania krymskiego parlamentu i czekać na reakcję świata wobec przyjętej przez nich postawy.
W związku z konfliktem na Krymie i ogólną sytuacją na Ukrainie wydarzenia w tamtym rejonie są bardzo zmienne i niezwykle napięte. Właściwie trudno powiedzieć, jaki będzie ich dalszy przebieg.
Niezależnie od tego, czy Krym zostanie bezpośrednio włączony do Rosji, czy zostanie pro forma przy Ukrainie, to Rosjanie przecież i tak sprawują już tam władzę. Być może zostanie ogłoszona jakaś forma niezależności Krymu, co będzie oczywiście rzeczą fikcyjną, gdyż – wbrew temu, co się obecnie usiłuje wmówić światu – nie ma czegoś takiego jak naród krymski. Tam są po prostu Rosjanie, którzy rządzą, oraz Ukraińcy i Tatarzy.
Krym będzie tym dla Ukrainy, czym było Kosowo dla Jugosławii. Mianowicie narzędziem, dzięki któremu Rosja będzie mogła prowadzić różnego rodzaju naciski na nowy rząd ukraiński.
Wydaje mi się, że świat nie zdecyduje się na ostrzejszą postawę wobec agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej. Nie możemy liczyć na bardziej stanowczą reakcję światowych potęg, bo to wiązałoby się z ograniczeniem czy zerwaniem kontaktów gospodarczych z Rosją, a to jest pożądany rynek dla wszystkich.
Autor jest politologiem, wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.