„Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: Panie Jezu, przyjmij ducha mego” (Dz 7,59).
Dzisiejsza uroczystość jakoś dziwnie kontrastuje z radością dnia wczorajszego. Jakaś gwałtowna zmiana tonu i myśli. Wczoraj prowadził nas Kościół do żłóbka nowo narodzonego Syna Bożego: owszem, leżał on w stajni w nędzy i biedzie, ale radość z przyjścia Zbawiciela była tak wielka, że nie patrzyliśmy na uniżenie, lecz cieszyliśmy się wraz z pasterzami, Maryją i Józefem. Boże Narodzenie jest świętem radości w całym Kościele.
Dziś całkowita zmiana nastroju: gdy się dobrze wsłuchamy w śpiewy liturgiczne Kościoła, wydaje się nam, że to nie jest radosny okres Bożego Narodzenia. Młody Szczepan kona pod razami kamieni, modląc się podobnie jak jego Mistrz na Krzyżu: „Panie, nie policz im grzechu tego”.
Dlaczego Kościół zestawia ze sobą takie przeciwieństwa? Spróbujmy wniknąć na chwilę w myśl Kościoła:
Kościół najpierw wśród wesołego nastroju chce nam przypomnieć pewne surowe prawdy, że wesołość, prawdziwa radość chrześcijańska to nie idylla, że dar, który spadł nam z góry, trzeba umieć docenić aż do ostatnich konsekwencji, że to nie przypadek, ten ornat koloru krwi w okresie pogodnej bieli i złota. Przez ten kontrast Kościół nas uczy, że chrześcijaństwo to nie tylko zapał dnia czy godziny, to nie chwilowy entuzjazm i uniesienie, ale to całkowite zaangażowanie siebie, to całkowite podporządkowanie życia Chrystusowi.
Być chrześcijaninem to znaczy iść za Mistrzem. Trzeba iść za Nim zawsze, trzeba iść aż do celu, choćby to była haniebna śmierć. Chrystus i Jego Ewangelia żądają całkowitego oddania siebie, nawet aż do ofiary swego życia. Aby iść za Chrystusem, trzeba być zdecydowanym na wszystko – być gotowym do męczeństwa. Chrystus i Jego Ewangelia są wartościami, które przewyższają nawet życie.
Święto Bożego Narodzenia to święto największej miłości Bożej. Syn Boży z miłości dla człowieka staje się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się dzieckiem Bożym. Kościół obok najwyższej miłości Bożej stawia najwyższą miłość; człowieka, który dla Chrystusa oddaje swe życie i modli cię jak On za prześladowców. Kościół nas uczy, że miłość Boga domaga się naszej miłości. Największa miłość Boża domaga się naszej miłości. Największa miłość Boża domaga się największej miłości człowieka. I właśnie dlatego po Bożym Narodzeniu stawia się zaraz św. Szczepana. Szczepan to ideał – to wołanie: za miłość trzeba płacić miłością, najwyższą cenę. Obydwa więc święta łączy idea miłości – miłości heroicznej. Wczoraj miłość Boża, dziś – odpowiedź człowieka.
Ale jeszcze jedna idea łączy obydwie uroczystości – idea konsekwencji. Wczoraj było święto Bożej konsekwencji. Bóg wypełnił konsekwentnie to, co obiecał jeszcze w raju: że ześle Zbawiciela świata. Bóg dotrzymał słowa, Bóg okazał się konsekwentny. Dziś święto konsekwencji ludzkiej. Szczepan dotrzymał słowa Chrystusowi, dotrzymał wierności nie tylko wtedy, gdy z łaski Chrystusa czynił cuda i znaki wielkie, a więc nie tylko w radości i podniosłym nastroju, ale dotrzymał słowa i pod rzutami kamieni: w cierpieniu, boleści i śmierci. „Panie, nie policz im grzechu tego”. A gdy to powiedział, zasnął w Panu.
Na wysoką nutę nastawione jest dzisiejsze święto: najwyższa miłość, heroizm, konsekwencja, obowiązek, śmierć dla prawdy. To dziwnie brzmi dla nas, zwykłych zjadaczy chleba, dla nas, katolików od radosnych kolęd, katolików na niby. I to chyba jest naszą tragedią. Bo zapewne inaczej wyglądałoby nasze życie religijne i społeczne, gdyby te słowa były dla nas życiem. Dlatego, by nie przeciągać tej nuty, nie będę wzywał do męczeństwa, do heroizmu, tylko proponuję postawić sobie jedno pytanie w obliczu konającego za Chrystusa Szczepana: Jakie jest moje zaangażowanie w katolicyzm, co ja daję z siebie, na co mnie stać dla Chrystusa, jak płacę za miłość i czy słowo „konsekwencja” pasuje do mojego życia religijnego? I wstyd za swą miernotę, nijakość może być początkiem zbawienia i krokiem do heroizmu i konsekwencji.