Umiłowani czciciele Najświętszego Sakramentu!
Drodzy Rodacy w Ojczyźnie i poza jej granicami, uczestniczący w dzisiejszej uroczystości za pośrednictwem I Programu TVP i Katolickiego Radia Emaus!
Oto przyszliśmy w procesji z Najświętszym Sakramentem z kościoła Bożego Ciała na Ostrów Tumski, przed poznańską katedrę. Przyszliśmy w procesji, która jest czymś więcej niż tylko przemieszczeniem się tysięcy ludzi z jednego miejsca w drugie. Była to prawdziwa pielgrzymka ludu Bożego, który – idąc za Chrystusem – zmierza do miejsca swojego odpoczynku. Podobnie jak Hebrajczycy przez pustynię, tak my podążaliśmy za Chrystusem, a prowadził nas On sam, tak jak prowadził Izraelitów na pustyni obłok dymu i słup ognia.
Przybyliśmy tu w szczególnym czasie: w Roku Miłosierdzia, w 1050. rocznicę Chrztu Polski, w bliskości Światowego Dnia Młodzieży. A teraz – stojąc w obliczu tej prastarej, pierwszej polskiej katedry – pragniemy rozważyć ostatni temat tegorocznego ogólnopolskiego programu duszpasterskiego: „Im bliżej Jezusa – tym bliżej siebie”. Pomocą w tym rozważaniu będą dla nas trzy wspomniane w dzisiejszej liturgii mszalnej osoby: Melchizedek, Jezus i apostoł Paweł.
Melchizedek
Najpierw Melchizedek. Pojawia się on w kontekście zwycięstwa, jakie odniósł Abram nad przeważającymi siłami wrogów (Rdz 14,1-24). Dzięki tej wiktorii wyrósł on nagle na pierwszoplanową postać Kanaanu. Stał się praojcem tych, „którzy przez wiarę pokonali królestwa, [...] stali się bohaterami w wojnie i do ucieczki zmusili nieprzyjacielskie szyki” (Hbr 11,33-34).
Przechodząc ze zwycięskim oddziałem w drodze powrotnej do domu, Abram spotkał – w pobliżu Jerozolimy, w Dolinie Królewskiej (por. 2 Sam 18,18) – Melchizedeka, tajemniczego króla tego miasta. Spotkał „Króla Sprawiedliwego”, który sprawował władzę w „Mieście Pokoju” (Ps 76,2), będąc jednocześnie kapłanem wyznającym wiarę w jedynego Boga.
Tenże Melchizedek przyniósł Abramowi „chleb i wino”. W jakim celu? Mógł to być gest zwykłej życzliwości wobec kogoś, kto odsunął od Jerozolimy niebezpieczeństwo nieprzyjacielskie. Prawdopodobnie jednak było to coś więcej. Melchizedek – zgodnie z ówczesnymi zwyczajami –przyniósł chleb i wino w celu zawarcia przymierza z Abramem (por. Rdz 31,44-46; Joz 9,12-15). Swoim gestem chciał on uczynić zwycięskiego Abrama swoim przyjacielem, zamiast mieć w nim wroga (por. Łk 14,31-32). W tym celu złożył jedynemu Bogu ofiarę, czyniąc Go świadkiem zawartej przyjaźni. Kanon rzymski powie: „Boże Ojcze […] składamy Twojemu najwyższemu majestatowi z otrzymanych od Ciebie darów Ofiarę czystą, świętą i doskonałą, Chleb święty życia wiecznego i Kielich wiekuistego zbawienia. Racz wejrzeć na nie z miłością i łaskawie przyjąć, podobnie jak przyjąłeś [...] ofiarę, którą Ci złożył najwyższy twój kapłan Melchizedek, jako zapowiedź Ofiary doskonałej” (Kanon rzymski. Supra quae).
Ponieważ zaś Melchizedek był jednocześnie „kapłanem Boga Najwyższego, błogosławił Abrama, mówiąc: »Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi! Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów!«” (Rdz 14,18-20). Słysząc o wielkim dziele dokonanym przez człowieka, Melchizedek błogosławi za nie Boga (por. Mt 5,16).
Abram z kolei – w zamian za chleb i wino – przekazał Melchizedekowi: „dziesiątą część ze wszystkiego”; „dał dziesięcinę z najlepszego łupu” (Hbr 7,4). Dziesięcina złożona w ręce kapłana była potwierdzeniem tego, że również Abram – który z małymi siłami zwyciężył wielkie wojska – nie przypisywał sobie zwycięstwa, lecz Bogu (św. Ambroży).
Ofiarując chleb i wino, Melchizedek zapowiedział przyszły sakrament Ciała i Krwi Pańskiej (Beda). Król ten i kapłan stał się symbolem Chrystusa, który ustanowi sakrament swego Ciała i Krwi pod postaciami chleba i wina. Z tą jednak różnicą, że w przypadku Melchizedeka chodziło tylko o pokarm podtrzymujący życie doczesne, natomiast w przypadku Chrystusa idzie o pokarm życia wiecznego. Jezus bowiem wiedział dobrze, że człowiek – oprócz głodu fizycznego – odczuwa w sobie inny głód, daleko ważniejszy, którego nie można zaspokoić zwykłym pokarmem. Chodzi o głód wieczności, który tylko On sam może zaspokoić, ponieważ jest „chlebem życia” wiecznego. Jezus nie odrzuca troski o pokarm powszedni i zabieganie o niego; troski o to, co przyczynia się do rozwoju życia doczesnego.
On przypomina nam jednak, że prawdziwe znaczenie naszego ziemskiego życia zawarte jest ostatecznie w wieczności. Przypomina, że ludzkie dzieje – z ich cierpieniami i radościami – należy postrzegać w perspektywie wieczności, to znaczy w tej perspektywie ostatecznego spotkania z Nim (por. Papież Franciszek, Chleb, który zaspokaja głód duchowy i materialny. Rozważanie przed modlitwą „Anioł Pański”, 2.08.2015). Życie wieczne nie jest „długim trwaniem” ani „czasem bez końca”, lecz zupełnie innym poziomem istnienia. Święty Jan Ewangelista podkreśla to wyraźnie, odróżniając bíos (czyli przemijające życie biologiczne) od zoé (tj. prawdziwego Życia, które przenika nas przy spotkaniu z Chrystusem).
Jezus
Druga postać dzisiaj to Jezus. Dzisiejsza Ewangelia przypomniała nam scenę rozmnożenia pięciu chlebów i dwóch ryb (Łk 9,12-17). Gdy Jezus głosił tłumom na pustyni Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym i nadszedł wieczór, a ludzie byli zgłodniali, nakazał uczniom nakarmić tłum. Oni odpowiedzieli, że to niemożliwe. „Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn” (Łk 9,13-14).
W takiej sytuacji Jezus, wziąwszy to, co mieli przy sobie, a było niewystarczające: „pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy” (Łk 9,16-17). Ten cud wywarł tak wielkie wrażenie na jego świadkach, iż – jako jedyny – został opisany we wszystkich czterech Ewangeliach.
Gdy dzisiaj słyszymy nakaz Jezusa skierowany do uczniów: „Wy dajcie im jeść”, uświadamiamy sobie, że tymi słowami Jezus ustanowił swoich uczniów bliskimi współpracownikami swojej mesjańskiej działalności. On uświadomił nam, że w byciu apostołem nie chodzi tylko o słowa, ale również o czyn. Słowa bowiem stają się puste, kiedy głoszący je odsyła od siebie tych, którzy są w potrzebie. W byciu apostołem idzie, inaczej mówiąc, o zasadę solidarności, która jawi się jako jedna z głównych zasad chrześcijańskiej wizji organizacji społecznej i politycznej.
My często czujemy się zwolnieni z wypełnienia tego nakazu, z potrzeby niesienia pomocy potrzebującym, ponieważ uważamy, że biednym powinny pomagać organizacje do tego powołane albo ludzie bogaci, my zaś do nich nie należymy. Tymczasem jest rzeczą zdumiewającą, jak wiele mogą zrobić zwykli ludzie, którzy mają otwarte serca i nie wahają się dzielić z innymi tą odrobiną, którą posiadają. „Sprawa chleba dla wszystkich to sprawa naszej społecznej odpowiedzialności, a zarazem stylu naszego życia” (por. Sollicitudo rei socialis, 42).
Ale cudowne rozmnożenie chleba i ryb ma również swoje znaczenie prorocze. Była to zapowiedź Ostatniej Wieczerzy. W jej trakcie Jezus podobnie wziął w swoje ręce chleb i wino, błogosławił, łamał i podał swoim uczniom do spożycia (1 Kor 11,23-26; Mt 26,26). A więc cudowne rozmnożenie chleba i ryb było nie tylko dowodem Jezusowego współczucia dla zgłodniałych ludzi. Jest czymś więcej niż tylko budującym przykładem, wzywającym nas do dzielenia się z potrzebującymi. Cud rozmnożenia zwraca naszą uwagę na daleko cenniejszy dar, na samego Chrystusa, który ofiaruje siebie, aby człowiek „miał życie i miał je w obfitości” (J 10,10).
Człowiek – pisał swego czasu Wojciech Korfanty – który zabija w sobie wrodzoną mu tęsknotę do nieśmiertelności, spada do poziomu zwierzęcia i niczym się od niego nie różni. Jedynym celem jego zbiegów i trosk staje się żądza utrzymania swego życia i stworzenia jak najwygodniejszych warunków swego bytowania. Wszystkie jego troski i wysiłki są zmaterializowane. A wtedy powstaje chaos pojęć, zamieszanie we wszelkich dziedzinach życia ludzkiego, nieporozumienia i walki poglądów i pojęć moralnych (por. W. Korfanty, Naród – Państwo – Kościół, Katowice 2016, 134).
Cudowne rozmnożenie chleba jest także obrazem Kościoła. Na pustyni tego świata, w samym centrum zgromadzenia stoi Chrystus, Dawca Słowa i chleba. Dookoła Niego krąg uczniów, którzy przynoszą Jezusowi to niewiele, co posiadają, a w zamian otrzymują chleb życia wiecznego dla milionów zgłodniałych ludzi.
Paweł Apostoł
Wreszcie trzecia osoba u podstaw naszej dzisiejszej refleksji to Paweł Apostoł, który również zwraca uwagę na moment Eucharystii: „Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: To jest Ciało moje za was [wydane]. Czyńcie to na moją pamiątkę! Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej” (1 Kor 11,23-25).
Pamiątka tego daru nie polega na prostym powtarzaniu słów Ostatniej Wieczerzy, ale na wejściu w „godzinę” Jezusa, w dynamikę Jego ofiary. Słowa naszego Zbawiciela są jasne i zobowiązujące. On daje nam samego siebie, abyśmy mogli stać się jedno z Nim, jak On jest jedno z Ojcem. Tak, „Wiara nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd dotyczących tajemnic Boga, człowieka, życia i śmierci oraz rzeczy przyszłych. Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem, relacji opartej na miłości Tego, który nas pierwszy umiłował (por. 1 J 4,11), aż do całkowitej ofiary z siebie” (Benedykt XVI, Warszawa, 26.05.2006).
Przekształcenie chleba i wina w Jego Ciało i Jego Krew powoduje radykalną przemianę – coś w rodzaju „rozszczepienia nuklearnego”, wnikającego w najskrytszy poziom naszego bytu – przemianę mającą za cel przekształcenie rzeczywistości, którego ostatecznym kresem będzie przemienienie całego świata, aż do stanu, w którym Bóg stanie się wszystkim we wszystkich (por. Sacramentum caritatis, 11).
Z tego tytułu kult oddawany Bogu w istocie nie jest nigdy aktem czysto prywatnym. Wymaga on publicznego świadectwa naszej wiary. Dotyczy to wszystkich ochrzczonych, ale szczególnie tych, którzy – z racji zajmowanej pozycji społecznej czy politycznej – muszą podejmować decyzje dotyczące wartości fundamentalnych, takich jak szacunek i obrona każdego ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci, jak rodzina oparta na małżeństwie mężczyzny i kobiety, wychowywanie dzieci oraz promocja dobra wspólnego we wszystkich jego formach. Te wartości nie podlegają negocjacjom.
Dlatego katoliccy politycy oraz ustawodawcy – świadomi swej poważnej odpowiedzialności społecznej – winni się czuć przynaglani przez swoje uformowane w prawy sposób sumienie, aby przedstawiać oraz wspierać prawa inspirowane przez wartości zakorzenione w ludzkiej naturze. To wszystko ma swój obiektywny związek z Eucharystią (por. 1 Kor 11,27-29) (por. Sacramentum caritatis, 83).
Eucharystia zakłada widzialne wejście w widzialną wspólnotę. Każda Eucharystia jest komunią nie tylko z Panem, lecz także ze stworzeniem i z ludźmi wszystkich miejsc i wszystkich czasów. Nie możemy się zjednoczyć z Panem, jeśli nie jesteśmy zjednoczeni ze sobą. Zbliżając się do Niego, musimy także zbliżyć się do siebie nawzajem i ze sobą zjednoczyć (por. J. Ratzinger, Teologia liturgii, Lublin 2012, 306-307).
Niektórzy uczestniczą w Eucharystii odseparowani od siebie; zamknięci w sobie. Tak jakby byli oddzieleni od siebie szklanymi ścianami kabiny telefonicznej. Widzą siebie, są blisko siebie, lecz nie są razem. Bywa, że oddziela ich nie tylko szklana ściana, ale wręcz szyba z mlecznego szkła, przez którą widzą jedynie zarys drugiego człowieka. Tymczasem autentyczna komunia z Chrystusem niesie ze sobą bliskość, niesie wzajemne udzielanie się drugiemu człowiekowi, niesie ze sobą bycie darem dla drugiego człowieka, niesie różne formy służenia ludziom i światu.
Tak, im bliżej jesteśmy Jezusa, tym bliżej jesteśmy siebie nawzajem. Jak można by zilustrować tę prawdę? W jakim przybliżyć ją obrazie? Wydaje się, że najprostszym obrazem owej prawdy jest ta oto monstrancja. W jej centrum znajduje się Chrystus. Od tego centrum rozchodzą się na różne strony promienie. Gdybyśmy te promienie przedłużali w nieskończoność, a na końcu każdego promienia umieścili jednego człowieka, to oczywistym się stanie, że im dalej od centrum znajdzie się ów człowiek, tym większa będzie go dzielić odległość od innego człowieka umieszczonego na końcu innego promienia. I odwrotnie. Im bardziej ludzie, poruszając się po swoim promieniu, zbliżą się do centrum, im bliżej znajdą się Chrystusa, tym bardziej też zbliżą się do siebie nawzajem. I jest to prawda, która odnosi się nie tylko do sprawy jedności chrześcijan. Ona dotyczy także relacji między poszczególnymi osobami w Kościele, a szerzej patrząc, także między ludźmi w ogóle.
W tym kontekście – patrząc na stan napięcia, jaki panuje w naszej Ojczyźnie – trzeba raz jeszcze skierować do wszystkich apel o pojednanie narodowe. Kto jest z Chrystusa, ten pragnie i zdąża do pojednania.
Skoro zaś – jak pisał Proudhon w „Spowiedzi rewolucjonisty” – na dnie każdego zagadnienia politycznego kryje się zagadnienie teologiczne, dlatego warto przypomnieć słowa św. Jana Pawła II: Prawdziwy pokój jest owocem sprawiedliwości, cnoty moralnej i gwarancji prawnej, która czuwa nad pełnym poszanowaniem praw oraz obowiązków i równym podziałem dobrodziejstw i powinności. Skoro jednak sprawiedliwość ludzka jest zawsze krucha i niedoskonała, zdana na egoizm i ograniczenia zarówno osób, jak i całych grup, należy ją praktykować w duchu przebaczenia i w pewnym sensie uzupełniać przebaczeniem, które goi rany i odnawia zakłócone relacje pomiędzy ludźmi. Jest to ważne zarówno w przypadku napięć między pojedynczymi osobami, jak i w konfliktach o bardziej ogólnym zasięgu (por. Orędzie Jana Pawła II na Światowy Dzień Pokoju, Watykan, 8.12.2001). Nawoływanie do zgody narodowej byłoby czczym frazesem, gdyby nie sięgało do tej duchowej sfery, która jest źródłem naszego zamieszania uczuć i umysłów. Pokój społeczny domaga się nieraz wzajemnych ustępstw, które mogą być trudne, a nawet bolesne, ale alternatywą jest bezsens życia w ciągłym konflikcie, paraliżującym życie społeczne i publiczne.
Zakończenie
Na koniec podziękujmy Jezusowi za Jego obecność w Eucharystii. Za tę obecność, która oświeca nasze umiłowane miasto, naszą Ojczyznę i świat. Prośmy Pana, aby na nowo wzbudził w nas radość z Jego bliskości, która jest źródłem prawdziwej bliskości między ludźmi. Aby uczynił nas swoimi czcicielami, ponieważ bez adoracji nie ma żadnej pozytywnej przemiany świata.