logo
logo

Zdjęcie: poznan.elzbietanki.pl/ Inne

Siostra o niezwykłym sercu

Poniedziałek, 19 maja 2014 (19:32)

Siostry Elżbietanki przygotowują się do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego jednej z sióstr z Poznania – s. Włodzimiry Wojtczak w związku z tym poszukują świadków jej życia.

Wszystkie osoby, które mogą zaświadczyć o szczególnych darach siostry Włodzimiry, proszone są o kontakt ze Zgromadzeniem Elżbietanek pod numerem telefonu (61) 852 46 48.

Siostra Włodzimira Czesława Wojtczak urodziła się 20 lutego 1909 r. we Franklinowie niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego. Wywodziła się ze średniozamożnej rodziny, jej ojciec był kowalem, a matka zajmowała się domem. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina Wojtczaków przeprowadziła się do Ostrowa Wielkopolskiego. Po ukończeniu szkoły podstawowej Czesia rozpoczęła naukę w żeńskim gimnazjum i liceum, gdzie angażowała się także w pomoc ubogim i potrzebującym, należała do Stowarzyszenia Młode Polki, gdzie pełniła funkcję skarbniczki. – Istnieją drobne cuda związane z s. Włodzimirą, choćby to, że powstało przedszkole nazwane jej imieniem, gdzie dzieci się o niej dowiadują. Ufamy, że się wstawia za nami. Znajdują się ludzie po takim długim czasie, którzy mówią, że siostra Włodzimira pomogła im w wielu sprawach.  Wierzą, że siostra Włodzimira po śmierci pomaga im w codziennych drobiazgach. Zastanawiam się, gdzie tkwi fenomen, co jest w siostrze Włodzimirze takiego wyjątkowego. To była prosta siostra, bardzo cicha, ale żyje w pamięci ludzi. Sądzę, że nie trzeba w świętych ludziach szukać wielkich dokonań i wyjątkowości. Siostra Włodzimira jest uważana przez ludzi za świętą z powodu swojej prostoty – wyjaśnia w rozmowie z NaszymDziennikiem.pl siostra Anna Jakubowska, elżbietanka zaangażowana w poszukiwanie dokumentów o s. Włodzimirze. Nasza rozmówczyni dodaje, że „przykład siostry Włodzimiry mówi jej jako zakonnicy, że można być świętym, żyjąc zwyczajnie, robiąc to co do mnie należy, myśląc o Bogu”. – Siostra Włodzimira chciała być samotna tu na świecie, żeby jak najwięcej żyć w łączności z Jezusem – podkreśla siostra Anna.

Przełomowym momentem w życiu s. Włodzimiry była pewna Wigilijna Noc, gdzie podczas Pasterki, po przyjęciu Komunii Świętej usłyszała wewnętrzny głos: „Ofiaruj mi siebie”. Upadła na zimną posadzkę kościoła i długo się modliła. Odpowiedziała: „Gotowa jestem na ofiarę. Jezu prowadź mnie”. – Gdy ukończyła liceum poprosiła rodziców, aby pozwolili jej wstąpić do Karmelu, ale rodzice absolutnie nie wyrazili na to zgody, gdyż chcieli córkę zatrzymać w domu. Kiedyś przy jednej z kolejnych kłótni powiedziała „Gdybyś choć do Elżbietanek poszła!”. Te słowa utkwiły w Czesi tak mocno, że wstąpiła właśnie do Elżbietanek, gdzie otrzymała imię siostra Maria Włodzimira – relacjonuje siostra Anna.

Jeszcze jako postulantka s. Włodzimira ukończyła Wyższy Instytut Kultury Religijnej oraz Katolicką Szkołę Społeczną. Napisała pracę dyplomową pt. „O podwórkowym świecie dziecka”. Po takim przygotowaniu do pracy dydaktycznej przełożeni zakonni zaraz po nowicjacie posłali ją do ochronki na terenie parafii św. Jana Jerozolimskiego na Komandorii w Poznaniu. Tam zajmowała się dziećmi bezrobotnych, szukając potrzebnych środków materialnych wśród bogatych kupców poznańskich. Sama szyła wraz z siostrami ubranka dla tych dzieci i własnoręcznie robiła zabawki. – Po 2 latach została przeniesiona do nowo utworzonej ochronki przy parafii Bożego Ciała w Poznaniu. Wielkim wysiłkiem zdobywała subwencje Wydziału Opieki Społecznej Magistratu Miasta Poznania, przeznaczając je na dożywianie dzieci oraz wyposażenie ochronki. Uzyskała także zgodę towarzystwa gimnastycznego „Sokół” na korzystanie z boiska, dzięki temu dzieci mogły bezpiecznie spędzać czas  na świeżym powietrzu. Do zajęć przygotowywała się bardzo sumiennie – opisuje siostra Jakubowska.

Wraz z nastaniem wojny Siostry Elżbietanki zostały rozproszone. Część znalazła się w obozach, pozostałe musiały chodzić w ubraniach cywilnych, miały zakaż używania strojów zakonnych. Siostra Włodzimira z coraz bardziej postępującą gruźlicą została oddelegowana do domu. W tej samej kamienicy co Wojtczakowie, mieszkanie zajęła rodzina niemiecka. Gdy dowiedzieli się o chorej, spowodowali, aby znalazła się w domu starców. To tam spędziła swoje ostatnie chwile życia. – Podczas choroby siostra Włodzimira pisała pamiętnik, który niestety zaginął. Pisała go dla swojej mamy, aby nieść jej pociechę, gdy jej już nie będzie. Ze świadectw tych, którzy go czytali wiemy, że był wyznaniem miłości do Jezusa i odsłaniał głębię jej życia wewnętrznego. Znalazły się w nim także słowa, które skierowała do Jezusa w dniu swojej pierwszej profesji zakonnej, by mogła umrzeć zapomniana i wzgardzona tak jak On. I takie właśnie były ostatnie dni jej życia. Krótkie odwiedziny sióstr, obcy ludzie wokół i tylko On – Jezus – relacjonuje siostra Anna Jakubowska.

Ksiądz Zbigniew Pawlak, chrześniak siostry Włodzimiry, który czytał jej pamiętnik, zapamiętał ostatnie jego zdania umieszczone pod datą 19 lutego 1943 r.: „Jutro kończę 34 lata. Jutro pójdę do mojego Jezusa. O jakże bardzo jestem szczęśliwa. Mamo, nie martw się mną. Ja zawsze będę z wami”. I tak też się stało. Zmarła następnego dnia w dniu swoich urodzin. – Największym cierpieniem dla niej nie był ból fizyczny lecz niemożność przyjmowania Komunii Świętej. Siostry mieszkające przy ulicy Gimnazjalnej odwiedzały ją i potajemnie w małym korporale przynosiły Jezusa Eucharystycznego. Robiły to, narażając własne życie, gdyż były śledzone i ktoś mógł o tym donieść – podkreśla siostra Anna Jakubowska.

Jak zauważają ci, którzy znali siostrę Włodzimirę, pamięć o tej osobie, która żyła i zmarła w opinii świętości trwa i nie chce się skończyć. Ta osoba jest na ustach i w sercu innych ludzi. – Nie ma w życiu przypadków. Rozdawałyśmy w przedszkolu ulotki dzieciom o siostrze Włodzimirze. Tą ulotkę zobaczyła sąsiadka jednej z mam i powiedziała, że tę siostrę zna. Okazało się, że jej mama była przyjaciółką siostry Włodzimiry i ta pani sama powiedziała, że modli się do cioci Czesi. Nasze siostry były też w pewnej firmie prosić, żeby wspomogła nasz ośrodek. Wchodzą do gabinetu dyrektora, a na ścianie wisi portret siostry Włodzimiry – zwyczajnie w biurze. Dyrektor mówi, że jest z dalszej rodziny i mówi, że ciocia mu pomaga i musi ciocię mieć blisko przy sobie, stąd ten portret. Niedawno dowiedziałam się, że kolejna osoba, która jest związana z Domem Pomocy Społecznej, gdzie umierała siostra Włodzimira, prosi s. Włodzimirę o wstawiennictwo w niebie. W parafii z której pochodzi siostra Włodzimira w Lewkowie też jest specjalna zakładka na stronie internetowej -  odnośnik do informacji o siostrze Włodzimierze. Po tylu latach, bo minęło już 70 lat od śmierci, odkrywamy takie niezwykłe rzeczy – tłumaczy siostra Jakubowska.

Agnieszka Paprocka-Waszkiewicz

NaszDziennik.pl