Polityka pogardy
Porażająca jest obłuda prominentnych działaczy Platformy Obywatelskiej z Donaldem Tuskiem na czele. Często odnoszę wrażenie, że w tym, co mówi premier polskiego rządu, nie ma ani krztyny prawdy. A może inaczej rozumie on niektóre słowa? Na pewno rozumie je odwrotnie niż ja. Świadczy o tym najdobitniej fakt, że jego głównym pomocnikiem w krzewieniu polityki miłości jest Stefan Niesiołowski.
Małgorzata Tusk, opisując wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. stwierdziła, że jej mąż był załamany tragedią, że oboje bardzo przeżyli to, co się stało. Zakładając, że relacja ta faktycznie oddaje nastrój tamtego tragicznego dnia, można stwierdzić, że uczucia Donalda Tuska trwają wyjątkowo krótko. Wszyscy wiemy, jak wygląda człowiek załamany tragedią i możemy ten obraz porównać z uśmiechniętymi twarzami Tuska i Putina podczas spotkania 10 kwietnia 2010 roku.
Zachowania przywódcy partyjnego są swoistymi wytycznymi dla działaczy PO niższego szczebla. Przekonałem się o tym w moim mieście w Bydgoszczy. Radni PO i SLD przegłosowali zmianę nazwy mostu.
Kilka dni po największej narodowej tragedii, do jakiej doszło po zakończeniu II Wojny Światowej, radni uczcili pamięć prezydenta, nadając nowo powstającemu mostowi imię Lecha Kaczyńskiego. To był całkowicie naturalny odruch, ludzki gest, hołd oddany głowie państwa. Radni nie stwierdzali w ten sposób, że Lech Kaczyński był, jak to m.in. ja uważam, najlepszym prezydentem RP. Ważne było dla nich, że doszło do niewyobrażalnej tragedii, że zginęło prawie sto znaczących w państwie osób, z parą prezydencką na czele.
Lech Kaczyński zgiął tragicznie, wypełniając obowiązek, jakim było uczczenie ocznicy śmierci pomordowanych polskich oficerów. Nie dojechał. Zginął w służbie Ojczyźnie. Została więc podjęta uchwała o upamiętnienia go nazwą mostu. Decyzja zapadła i tak powinno pozostać. Przez ostatnie trzy lata nie zdarzyło się nic, co uzasadniałoby jej zmianę. To nie był hołd dla Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza czy PiS-u. Oni nie czerpali z tej decyzji żadnych profitów.
Czemu zatem zdecydowano się na zmianę nazwy? Ile trzeba mieć w sobie pogardy dla drugiego, zmarłego, człowieka, ile niechęci do pamiętających o tym tragicznym wydarzeniu, ile wstrętu do przeciwników politycznych, aby uznać, że dla potrzeb bieżącej polityki należy również pośmiertnie dyskredytować osobę Lecha Kaczyńskiego.
Panu Tuskowi i jego naśladowcom nie przeszkadza w Bydgoszczy ulica Józefa Powalisza - komunistycznego aparatczyka, a w Warszawie pomnik braterstwa broni, a faktycznie - symbol okupacji sowieckiej. Przeszkadza most imienia Lecha Kaczyńskiego! Czy komukolwiek przyszło na myśl zmieniać nazwę lotniska im. Lecha Wałęsy w Gdańsku? A przecież ten żyjący prezydent budzi znacznie większe kontrowersje od tego, co zginął pod Smoleńskiem.
Aktywiści PO, zastanówcie się, jakie standardy wyznaczacie w polityce, zastanówcie się głęboko, bo możecie kiedyś we własnych pomyjach zatonąć. Wstyd i hańba.