Problem farm wiatrowych nadal nierozwiązany!
Inwazja elektrowni wiatrowych przy braku ustawowego zabezpieczenia interesów rolników, mieszkańców wsi , środowiska i krajobrazu powoduje poczucie krzywdy i protesty społeczne.
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli projekt ustawy w lipcu 2012 ograniczający swawolę inwestorów i określający odległość wiatraków od siedzib ludzkich (minimum 3 km). Koalicji PO i PSL nie spieszy się z uchwaleniem ustawy. Ministrowie obecnego Rządu współodpowiedzialni za lokalizację farm wiatrowych w rozmowie z Posłami PiS kiwają głowami i wzruszają ramionami „to jest poza nami”. W Ministerstwach grasują lobbyści w osobach różnej maści ekspertów strzegąc interesów inwestorów – najczęściej spółek zagranicznych. Państwo, które nie jest w stanie zabezpieczyć prawnie potrzeb i bezpieczeństwa własnych obywateli jest w rozkładzie.
Tymczasem rolnicy podpisują niekorzystne umowy przedwstępne, decydując się przekazać grunty i zawrzeć umowy dzierżawy w formie aktów notarialnych. Nie ma w nich zapisów zabezpieczających czynsz za dzierżawę, który najczęściej będzie dopiero płacony kiedy firma rozpocznie budowę, nie ma przy tym terminu. Po odrolnieniu działki rolnik straci dopłaty, a na czynsz może czekać latami. Pobieranie czynszu za dzierżawę wymaga wystawienia faktur VAT, opłacenia składki ZUS lub podwójnego KRUSu, zarejestrowania działalności gospodarczej i płacenia podatku dochodowego. W umowach nie ma mowy o liczbie elektrowni, a czynsz jest płacony od ilości elektrowni. Nie wiadomo z jakich działek dzierżawca – inwestor wyodrębni teren pod drogi i inne elementy farmy. Inwestor może podnająć grunt osobom trzecim (również na cele niezwiązane z działalnością farm wiatrowych), w tym przenieść prawa na banki. Rolnik nie może jednostronnie wypowiedzieć umowy np. z powodu zaległości w zapłacie czynszu, nie może też dochodzić odszkodowania – może wystąpić do sądu, ale tu znowu niespodzianka - sądy właściwe do rozpatrywania sporów wyznacza siedziba spółki, a nie położenie nieruchomości. Dlatego potrzeba wielkiej roztropności, bo, „lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu”.
Na zyski z farm wiatrowych liczą samorządy. Licząc 15% wartości podstawy masztu, a następnie 2% od tej kwoty daje to niewielkie kwoty podatku od nieruchomości, narażając na bezpowrotne niszczenie środowiska, walorów krajobrazowych i zdrowia ludzi.
Oficjalny dokument Ministra Zdrowia potwierdza szkodliwy wpływ wiatraków na zdrowie i życie człowieka i zaleca zachowanie od 2 do 4 km. odległości.
Proces destrukcji Państwa można zatrzymać! Droga jest jedna – wybór do Parlamentu i Samorządów ludzi, którzy interes polskiej wsi będą przedkładać nad osobiste lub partyjne korzyści.