Rzecznik Hanny Gronkiewicz-Waltz zapowiedział, że tak zwany pomnik „Czterech Śpiących” na pewno wróci na swoje miejsce, czyli na cokół na placu Wileńskim. Słowa te padły kilka dni przed rocznicą wkroczenia Armii Czerwonej do lewobrzeżnej Warszawy w 1945 roku.
Rocznica ta jest o tyle ważna, że od końca lipca wojska sowieckie były na obrzeżach Warszawy. Mogły wesprzeć powstańców warszawskich, ale nie chciały. Mogły wkroczyć wcześniej, gdy Niemcy równali Warszawę z ziemią w akcie zemsty za powstanie. Jeszcze w lipcu 1944 r. sowieckie władze w Moskwie rozpoczęły formowanie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
Niezgodnie z prawem międzynarodowym. 22 lipca 1944 r. PKWN ogłosił manifest, w którym twierdził, że jest jedyną „legalną” władzą na terenach polskich wyzwolonych spod okupacji niemieckiej przez Sowietów. Oczywiście oprócz Kresów Wschodnich, które w ramach umowy z Sowietami mieli jako polska władza oddawać w obszar ZSRS. Także w lipcu oddziały Armii Krajowej brały udział w wyzwalaniu Wilna i Lwowa tylko po to, żeby NKWD, to samo, które mordowało nas w Katyniu, aresztowało polskich oficerów.
Takim towarzyszom hołd oddaje pomnik Braterstwa Broni na Pradze. Pomnik nie tylko jest haniebny w związku z tym, że „promuje” morderców Polaków. Zawiera też nieprawdziwe informacje. Zarówno w warstwie symbolicznej, jak i wypisanej na nim treści. „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej. Towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego. Pomnik ten wznieśli mieszkańcy Warszawy 1945 r.” – tak brzmi sentencja umieszczona na cokole.
Rosyjscy żołnierze nie oddali życia ani za wolność, ani za niepodległość Narodu Polskiego, a ginęli w imię interesu Kremla, chcąc zdobyć zachód Europy, czyli to, co się nie udało w 1920 roku. Stąd grupa bojowa żołnierzy ustawiona na szczycie skierowana na zachód. Polscy żołnierze byli im potrzebni jedynie do tego, aby legitymizować PKWN w oczach Polaków.
Pomnik ten jest zupełnie niepotrzebny. Fakt, że wyniki sondażu, który wskazuje, iż warszawiacy chcą tego monumentu, publikuje „Gazeta Wyborcza”, tylko przypomina o sprawie czerwonego logo tego dziennika – podobnego do sowieckiego sztandaru. Dziś nikt uczciwy nie może zgadzać się na ten pomnik. Zlekceważenie przez władze miasta i Polski tych nastrojów patriotycznych i wciąż żywej w sercach Polaków pamięci i żałoby po żołnierzach Armii Krajowej prowadzi do promowania złych postaw społecznych.
Ci sami ludzie, którzy chcą zostawić pomnik lub nie chcą go usuwać pod pretekstem naruszenia uczuć rosyjskich patriotów, twierdzą, że nie mogą nic zrobić ze striptizem na Krakowskim Przedmieściu. Jedno jest pewne. To nie jest miejsce na taki 4-piętrowy burdel. Jeśli ktoś się na to zgadza, to robi właśnie burdel z Polski.
Nawet nie w rozumieniu domu publicznego. Ale wielkiego bałaganu i chaosu. Wydanie zgody na przedsięwzięcie o takim charakterze to bezrefleksyjna zgoda na każdą głupotę. Powtórzę to, co kluczowe: naprzeciw znajduje się kościół św. Anny, figura Matki Boskiej Pasawskiej. Budynek położony jest niemal u wejścia na plac Zamkowy. W czasie Powstania Warszawskiego mieściła się w nim apteka tylko dla Niemców. Żołnierze AK odbili tam transport leków dla powstańców. To tu modliły się setki tysięcy ludzi, gdy zmarł Jan Paweł II, tędy podążał kondukt pożegnalny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tu znajduje się ministerstwo kultury, Pałac Prezydencki i Uniwersytet Warszawski. A pośrodku tego wszystkiego burdel. Tak, proszę państwa, od strony Krakowskiego Przedmieścia turystów wchodzących na Stare Miasto wita dom publiczny. Gratuluję władzom miasta!
Gdyby to było 69 lat temu, sowieckie sołdaty mogłyby po przeprawie przez Wisłę odpocząć w barze go-go. Tyle że dziś konsekwentnie będziemy bronić godności ważnych dla nas miejsc. Nie ma zgody na Sowietów w Warszawie i w Polsce. Nie ma zgody na striptiz na Krakowskim Przedmieściu. Pewnych rzeczy robić nie wolno. To, że Sowieci sami sobie postawili pomnik, to było wtedy po rozbiorze Polski ich zbójeckie prawo. Dziś trzeba walczyć o te miejsca.