Były w polskiej historii zwycięstwa wielkie i widowiskowe. Na przestrzeni wieków wiodły do nich mądre decyzje, rozkazy i polityka. Od 996 roku była to historia wojen i walki o ziemię i polskość. Dumni możemy być z tego, że nasze zwycięstwa to były głównie „sprawiedliwe zwycięstwa”. Tak śp. gen. bp Tadeusz Płoski, kapelan Wojska Polskiego, określił wiktorię grunwaldzką. Wiele płynie nauki z tych osiągnięć, które w następnych latach były niewykorzystane mądrze. Nie odpowiemy na pytanie, jak wyglądałaby historia Polski, gdyby Władysław Jagiełło, po zwycięstwie nad Krzyżakami, kontynuował zwycięską kampanię i zdobył Malbork. Pewne jest jedno. Zaprzepaszczona została szansa umocnienia bezpieczeństwa państwa.
Były zwycięstwa, które określić można zwycięstwem moralnym. Są one wieńczone pięknie hasłem „Gloria Victis” – chwała zwyciężonym. Tym charakteryzuje się bój o Polskę podczas II wojny światowej. Ta nieugięta wola walki każdym sposobem o zachowanie państwowości i polskości w ogóle, mimo klęski niemal absolutnej, zaowocowała powstaniem Polskiego Państwa Podziemnego. Jedynego takiego państwa podczas II wojny światowej. Czerpało ono bardzo z doświadczeń Rządu Narodowego Powstania Styczniowego. Choć zaborcy wykreślili Polskę z map, to jednak istniało bardzo prężnie. 27 września mija 75. rocznica powołania tej struktury.
Na to dziedzictwo powołują się plakaty wiszące w całej Polsce. „Przekazujemy nasz Testament następnym pokoleniom” – wzywają żołnierze AK za pomocą marketingowców. IPN chce tymi plakatami zaktywizować uroczystości rocznicowe, jak Polska długa i szeroka. Instytut rozesłał tysiące listów do samorządowców. Bardzo dobrze. Ale… co robią rządzący samorządowcy?
Testamentem żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Krajowej – tej elity i liderów II RP – była Polska bezpieczna. Czy władze samorządu czerpią z prezydenta Stefana Starzyńskiego i jego obrony cywilnej Warszawy? Tuż za ścianą, u sąsiada toczy się wojna. Agresor sam deklaruje, że jego celem jest pójść jeszcze dalej niż do Kijowa. Samorządowcy z Warszawy zajmują się tym, by tęcza się nie spaliła, samochody nie zaparkowały i zamianą kina na sklep spożywczy. Nikt nie zajmuje się budowaniem systemu bezpieczeństwa, szkolenia mieszkańców na wypadek wojny. Ustawowo spotykają się kierownicy szpitali i urzędów, żeby zaliczyć organizacyjny zarząd i sprawdzić, czy syrena alarmowa działa. To nie tak powinno wyglądać i wiedzą o tym ci, którzy nawołują do realizacji ich testamentu. Ci, którzy od 1 września organizowali szpitale polowe, w popłochu szukali schronienia. Ci, którzy poświęcali życie, by ratować dzieła sztuki. Miasta potrzebują harcerzy – spadkobierców Szarych Szeregów. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego ze spokojem informuje, że gdybyśmy potrzebowali poborowych, to już w rok możemy służbę zasadniczą przywrócić. Nawet jeśli mamy więcej niż rok, to nie ma co zwlekać. Już jest jasne, że czas próby nadejdzie. Mamy tę przewagę nad Polakami roku 1939, że oni dowiedzieli się niemal w ostatniej chwili. Obecne władze Polski nawet nie realizują postulatu swojego prezydenta o zwiększenie finansowania wojska do 2 proc. PKB. To jest rząd absolutnie do zmiany. On na pewno nie zrealizuje testamentu tych, którzy martwią się o bezpieczeństwo Polski.
Agresja rosyjska to nie jest sprawiedliwa wojna. Nasze państwo powinno na to reagować. Po załamaniu się dyplomacji polskiej większy nacisk powinien być położony na pracę u podstaw, aby przygotować Polaków. Możemy czerpać z mądrości doświadczonych wojną. Czy tak się dzieje? Proszę odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na przykład wojewodowie podejmują jakąś pracę w tym zakresie.