Niedługo trwała „powszechna” polska zgoda w sprawie niebezpieczeństwa, jakie stanowi Rosja dla Polski. Zaledwie przez kilka dni dało się słyszeć opinie z najważniejszych środowisk polskiej polityki i mediów, że Moskwa jest jednak nieobliczalna i że słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane w Tbilisi w 2008 roku były rozważne oraz stanowiły przestrogę dla Europy Wschodniej i Środkowej.
Dziś już powróciły do rozgłośni radiowych i gazet wspierających rząd komentarze kpiące z postawy, jaką prezentują ci, którzy przestrzegają przed agresywną polityką Władimira Putina. To teksty świadczące o tym, że Polski nie stać na zlekceważenie żadnego sygnału o rozszerzaniu rosyjskiej strefy wpływów. Kpiny przybierają charakter najgorszej stylistyki przemysłu pogardy. Nie krytykują wprost, ale cytują przestrzegające artykuły z akompaniamentem tragicznej muzyki, żeby następnie wyemitować rozrywkową muzykę i podsumować to komentarzem, że na szczęście są ludzie, którzy żyją w normalnym świecie.
Nie dziwi mnie wcale wiązanie śmierci prezydenta Kaczyńskiego z agresją militarną na Krym. Rosja, która wysłała zamaskowanych żołnierzy na Ukrainę, a której prezydent bawi się w kotka i myszkę z resztą świata, mówiąc, że nie wie, kto to jest, prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy rządowego samolotu. Nie chce oddać wraku. Zakłamywała fakty w sprawie katastrofy i wydała raport zawierający świadome kłamstwa. Mimo tych przykładów wciąż wielu wydaje się zabawne łączenie tych dwóch spraw.
Żadnego z polskich środowisk politycznych i medialnych nie stać dziś na lekceważenie zagrożenia, nawet jeśli to, co dzieje się teraz z Rosją, to jeszcze jeden, posunięty dalej niż poprzednie, test dla USA, NATO, UE, Polski. Jeśli Polska nie podejmie bardziej zdecydowanej i szerszej strategii mającej na celu obronę kraju w przyszłości, to przy następnej prowokacji może być za późno. Rosyjska dyplomacja uwielbia działać w retoryce rzekomej odpowiedzi na czyjeś bezprawne lub agresywne działania. I w Polsce takich działań Władimir Putin może sobie wynaleźć dowolną ilość, na czele ze „szkoleniem bojowników z Majdanu”. Mówiąc te słowa, sam prezydent Putin daje do zrozumienia, jak realnym zagrożeniem jest dla Polski koncepcja powrotu Rosji do stanu mocarstwa.
Przez ostatnie siedem lat rząd Donalda Tuska ułatwiał Moskwie wprowadzanie tej koncepcji w życie. Błędy polskiego rządu, zaniechania i wsparcie Moskwy działaniami, takimi jak reset wzajemnych stosunków po śmierci prezydenta w 2010 r. lub organizacja w 2015 Roku Rosji w Polsce, będą jednoznacznie osądzone w przyszłości: jako stopniowy rozkład polskiej polityki wobec spadkobiercy ZSRS, w następstwie którego Warszawa przestała stanowić zaporę dla imperialistycznej polityki Kremla. Plany ataku na zachód Europy były aktualne przez kilka wieków. Kontynuując to, co nie udało się Leninowi, Stalin marzył o tym, by Hitler wciągnął w wojnę Europę. Wtedy machina Armii Czerwonej z łatwością mogłaby wkroczyć na Zachód pod hasłem wprowadzania komunistycznej równości. Ostatecznie tak właśnie się stało.
Tym, którzy uważają te refleksje za pogląd prawicowego oszołoma, chciałbym przypomnieć, iż po pokojowym zakończeniu zimnej wojny nie nastąpił koniec historii. Być może część cywilizowanego demokratycznego świata nie dopuści do wojny w obszarze swych granic ze względu na mentalne zmiany społeczeństw po II wojnie światowej i mechanizmy zaawansowanej demokracji. To jednak nie dotyczy całego świata.
Zresztą konflikty wywoływane przez Rosję zawsze są potencjalnymi konfliktami na skalę kontynentalną. Żadnego z podmiotów obecnych działań dyplomatycznych nie stać na zlekceważenie rosyjskiej aneksji Krymu.