10 lat temu, w 60. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, rosyjski ambasador w Polsce Nikołaj Afanasjewski napisał w liście do Polaków, że powinniśmy pamiętać o wspólnej walce o wyzwolenie. W liście tym, opublikowanym w oficjalnym wydawnictwie zawierającym listy od zagranicznych przedstawicieli w Polsce, Rosjanin pisał także o wspólnym wrogu tamtych czasów. Niestety, pomimo układu o nieagresji nie ma żadnej daty w historii drugiej wojny światowej, którą wspólnie mogliby świętować Rosjanie i Polacy.
Od 23 sierpnia 1939 roku, czyli podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, a de facto Hitler – Stalin, aż do 8 maja 1945 r., czyli wejścia w życie aktu kapitulacji Niemiec (lub nawet 9 maja, jak by chcieli Rosjanie).
Okres Powstania Warszawskiego jest jednym z tych, które Moskwa próbowała zafałszować, aby ukryć karygodne działania w interesie imperium rosyjskiego. Przeciwko Polakom, nie tylko tym, którzy walczyli w Warszawie, ale w całej Polsce. Niech wspomnę tylko namawianie mieszkańców miasta do walki, aby wspólnie pokonać Niemców na tym odcinku frontu. Potem celowe czekanie, aż Niemcy wyrżną miasto. Odmowa udostępnienia zachodnim aliantom lotnisk potrzebnych do międzylądowania podczas udzielania powstańcom pomocy. Później Rosjanie oskarżyli Polaków o kolaborację z Niemcami tylko po to, aby ich zamordować pod fałszywym zarzutem o zdradę.
Każdy z autorów tekstów publicystycznych, naukowych cieszy się, gdy jego wnioski, przemyślenia, wyniki badań trafiają do jak najszerszego odbiorcy. Moje felietony kieruję do czytelników „Naszego Dziennika”, piszę także do wszystkich zatroskanych o przyszły los Polski. Zaskoczeniem był dla mnie ich przedruk w Rosji. W minionym tygodniu felieton zatytułowany „Imperium zła” jeszcze tego samego dnia, po ukazaniu się na łamach „Naszego Dziennika”, został przetłumaczony na język rosyjski i umieszczony na kilku rosyjskich portalach internetowych. Nie jest zaskoczeniem, że Rosjanie czytają polską prasę. Zastanawiać może fakt, że już 12 godzin po ukazaniu się polskiego artykułu, w Rosji ukazuje się jego tłumaczenie. W felietonie tym próbowałem wykazać w krótkiej analizie różnice cywilizacyjne pomiędzy Rosją a Polską i Europą, z których wynika traktowanie przeciwnika politycznego, jego pośmiertnych szczątków w kontekście historycznym i współczesnym. Rozgorzała internetowa dyskusja o tym, dlaczego Polacy nie rozumieją rosyjskiego zaangażowania w II wojnę światową, wielką wojnę ojczyźnianą i o polskich kompleksach.
(Rosyjską ocenę mojej osoby celowo pominę). Powszechnie Rosjanie nie rozumieją krzywdy Polaków, nawet nie zastanawiają się nad nią. Liczy się mocarstwowe rozumienie kampanii antyhitlerowskiej. Nie ma też szans w dającej się przewidzieć przyszłości, aby nasi wschodni sąsiedzi dostrzegli cierpienia podbitych przez siebie narodów. Musieliby uznać swoją winę i premedytację we wszystkich zbrodniach na Narodzie Polskim od 1939 roku aż do 1989.
W 2004 roku słowa rosyjskiego ambasadora wydały mi się na tyle oburzające, że wysłałem protest do mediów. Odpowiedź na pytanie, jakie słowa do Polaków w 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego skieruje rosyjski ambasador, jest oczywista. Takie, jakie Władimir Putin i cały aparat rosyjskiej władzy kieruje do Europy codziennie: manipulacji faktami i propagandy mającej zakryć niebezpieczne i karygodne działania w interesie imperium rosyjskiego. Skala wzajemnego niezrozumienia obejmuje właściwie cały zakres współpracy międzypaństwowej. Polska powinna na tym budować swoje relacje z Rosją. Nie na próbie zjednywania rosyjskich przywódców, ponieważ to nigdy nie nastąpi. Wyjątkiem mógłby być szczególnie słaby przywódca na Kremlu, taki jakim był Borys Jelcyn. Ale do tego Moskwa w najbliższych dekadach nie dopuści.