Premier Donald Tusk na „szczycie węglowym” w Katowicach w otoczeniu przedstawicieli górniczych central związkowych to widok niezwykle rzadki, dla niektórych wręcz szokujący. Owszem, w grudniu ubiegłego roku, w Barbórkę, był u górników na Śląsku. Fakt ten dobrze utrwalił się w mediach dzięki wicepremier Elżbiecie Bieńkowskiej w mundurze górniczki, z którą Donald Tusk radośnie śpiewał i bujał się z kuflem piwa w rytmie śląskich pieśni.
Teraz jednak szef sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność” Kazimierz Grajcarek we wtorkowym wywiadzie dla Radia Maryja nie krył swojego wielkiego zdziwienia obecnością premiera, a szczególnie jego słowami o znaczeniu polskiego węgla i polskiej energetyki. Rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że na Śląsk zajechał jakiś nowy premier. Co się stało, że Donald Tusk „pochylił się” raptem nad losem polskiego górnictwa i energetyki? Czy tylko dlatego, aby ratować zadłużoną od 10 lat państwową spółkę Kompanię Węglową? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta. To kampania do Parlamentu Europejskiego nakazała jechać do górników, a raczej propagandowe wymogi tej kampanii, tym bardziej że górnicy planują jeszcze przed wyborami „wyjazd” do Warszawy.
W kolejnym, czwartym odcinku „Zgliszcz Tuska” przypominam słynne, bo trwające ponad 3 godziny i 7 minut, wystąpienie premiera przed pierwszym objęciem przez niego władzy w listopadzie 2007 roku. Ale jak przypomnieć coś, czego w ogóle nie było? W tekście exposé nie znalazło się bowiem żadne słowo związane z tak ważną dziedziną gospodarki, jaką jest przemysł wydobywczy na Śląsku. A są to słowa: górnictwo, węgiel, kopalnia. Podobnie było w exposé premiera przed drugą kadencją w 2011 roku. Żadne z tych słów nie pojawiło się, chociaż, bądźmy rzetelni, słowo „kopalnia” padło raz, ale w następującym kontekście: „KRUS to nie kopalnia złota dla polskich rolników”.
Dziś, dwa tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, premier Donald Tusk dokonuje odkryć na miarę 7 lat jego urzędowania. Okazuje się bowiem, że „spółki węglowe nie mogą być nastawione na maksymalizację zysku”. To może i państwowa służba zdrowia powinna zrezygnować z „komercjalizacji”, tym bardziej że „maksymalny zysk” mogą jej zapewnić tylko puste, bez pacjentów, szpitale. Premier twierdzi dalej: „Spółki państwowe mają realizować strategię państwa”. Czyje zatem interesy realizowały państwowe spółki węglowe za rządów Tuska, zarówno te wydobywcze, jak i energetyczne, które zostały zmuszone kupować tańszy, ale i gorszy węgiel z zagranicy, zamiast droższego, ale własnego. Kto, jak nie rząd, tak ustalał cła, że opłacalne stawało się sprowadzanie węgla z zagranicy? Kto, jak nie rząd, odpowiada za całą politykę energetyczną państwa? „Musimy zbudować synergię górnictwa i energetyki” – odkrywa premier po tylu latach istotę polityki gospodarczej każdego wolnego państwa. Z wypowiedzi szefa rządu dowiadujemy się także, że minister spraw wewnętrznych dostał nowe zadanie polegające na tym, aby powstrzymać „nielegalny import węgla do Polski”. Czyli mieliśmy do tej pory do czynienia z legalnym importem. To pewnie ten z Rosji, którego powstrzymania domaga się PiS, przeciwko czemu premier kategorycznie oponuje – „nie można ot tak zakazać importu”. No i jest jeszcze jakiś inny import, „nielegalny”, czyli można sądzić, że odbywa się niezgodnie z prawem. Kto ma jednak wiedzieć, jak nie rząd, ile w 10 mln ton węgla sprowadzanego z zagranicy do Polski – kraju leżącego na największych pokładach węgla w Europie – jest węgla „nielegalnego”, a ile legalnego.
Donald Tusk jest dziś przekonany – zapowiedział to w Katowicach – że węgiel będzie podstawą naszego bezpieczeństwa energetycznego. Dziś jest o tym przekonany, a jutro, a po wyborach, a w trakcie realizacji tzw. II pakietu klimatyczno-energetycznego, w którym do 2030 roku zaplanowano redukcję CO2 aż o 40 procent, na co premier z radością się zgodził?
We wspominanym pierwszym exposé szef rządu aż 17 razy użył słowa „zaufanie”. Zbliża się czas, aby mu ostatecznie odpowiedzieć, co sądzimy o tym zaufaniu.