Doradca prezydenta Komorowskiego obraził społeczność żydowską?
Zdumienie. Nie wiem, czy to słowo najlepiej oddaje popis prezydenckiego doradcy prof. Tomasza Nałęcza w TVN24, ale zdumienie brakiem logiki, związku jest. Zdumienie dotyczy też bezpieczeństwa naszego państwa, bo jeśli tak doradzają doradcy…
Chyba, że doradcy po prostu czytają w myślach swego szefa i to, czego szef nie powie, powiedzą oni. Tak właśnie może być i nie należy szukać drugiego dna, że jaki pan taki kram.
Ale do sprawy. Tomasz Nałęcz najpierw dementował doniesienia o negocjacjach Kancelarii Prezydenta z Amerykanami w sprawie Romana Polańskiego. Dementował bardzo nieśmiało, a na sugestię o podanie dziennikarzy do sądu stwierdził, że „tylko głupcy się procesują z prasą”. Ciekawe czy miał na myśli Donalda Tuska.
Tę retorykę prof. Nałęcza już znamy, ale gdzie nastąpiło zdumienie? Zdumienie dotyczy słów prezydenckiego doradcy, który współczuje reżyserowi - pedofilowi i wskazuje na „gruboskórność” i„bezmyślność” Amerykanów, którzy wnioskują o zatrzymanie reżysera w dniu otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich. Tomasz Nałęcz przypominał, że Polański ma żydowskie pochodzenie i jest „dzieckiem holocaustu”. I tu wywód profesora - historyka, że „Polański mógł zakładać, że kiedy jak kiedy, ale na uroczystościach otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich będzie bezpieczny” i przypomniał, że muzeum nazywa się Polin, czyli „tu odpoczniesz”, jak Polska, w której Żydzi prześladowani w całej Europie, znajdowali schronienie. I tu oniemiałem. Myślałem, że muzeum ma obrazować historię Żydów w Polsce, a nie być miejscem odpoczynku dla pedofilów. Jakie pokrętne przeniesienie profesora. Cóż, mam wrażenie, że historyk Nałęcz taką interpretacją obraził społeczność żydowską, mnie co najmniej mocno zniesmaczył.
Gdyby Amerykanie żądali zatrzymania Polańskiego ze względu na żydowskie pochodzenie - byłbym pierwszym protestującym, gdyby Amerykanie żądali aresztowania Polańskiego dlatego, że jest „dzieckiem holocaustu” - protestowałbym. Bo to antysemityzm. Jednak - na ile znam sprawę - Amerykanie chcą aresztować pedofila, a to, że pedofil ma żydowskie pochodzenie i jest „dzieckiem holocaustu” chyba dla sprawy nie ma (nie powinno mieć?) znaczenia.
Później w wywiadzie nie było wcale lepiej. Prezydent kilka dni temu miał być widziany w jednej loży z Romanem Polańskim w Teatrze Wielkim. Profesora Nałęcza wtedy w teatrze nie było, ale na wszelki wypadek tłumaczył że „to się łatwo mogło zdarzyć”, oraz że prezydent „mógł nawet kurtuazyjnie rękę uścisnąć Polańskiemu”, bo przecież „tak wielu osobom kurtuazyjnie ściska ręce”. Doradca, chcąc bronić szefa, chyba go jednak pogrążył. Wynika z tego, że Bronisław Komorowski nie wie, kto to jest Roman Polański i nie pozna go w tłumie ludzi, nawet, gdy ten tłum ograniczyć tylko do loży honorowej.
Warto wiedzieć, że gdy prezydent wyciąga do nas rękę to tylko "kurtuazyjnie".
Tak, „możemy się tylko z zażenowaniem uśmiechnąć” (cytat z prof. Nałęcza). A co zrobi ze swoim nieocenionym doradcą prezydent Komorowski?