"Golgota Picnic" - rewolucja seksualna w natarciu
Zastanawiający jest fakt kolejnego ataku ideologicznego, połączonego z uderzeniem w religię chrześcijańską w postaci promocji spektaklu „Golgota Picnic”. Próba jego pokazania pojawiła się w wielu miastach w Polsce, w tym w Lublinie. Skala obrazoburstwa, połączonego z pornografią jest tutaj wręcz niewyobrażalna. Opór społeczny jest olbrzymi, zbierane są podpisy protestacyjne, również hierarchia kościelna wypowiada się w sposób jednoznaczny. To dzięki temu spektakle te są odwoływane.
Zachodzi pytanie, o co w tym wszystkim chodzi? Wszak nie jest to pierwszy wypadek działań obrazoburczych. Żeby dobrze zdiagnozować sprawę, należy sięgnąć do korzeni ideologicznych tych zjawisk. Jeśli ideologia nowej lewicy jest połączeniem freudyzmu i marksizmu, to z tego wynikają pewne konsekwencje. Freudyzm w dużym stopniu redukuje człowieka do wymiaru popędu seksualnego, marksizm zaś zakłada rewolucję społeczną. Zniszczenie wszelkich ograniczeń moralnych w sferze ludzkiej seksualności jest zatem zdefiniowane jako rewolucyjne "wyzwolenie". Jak wiemy chodzi o zaakceptowanie homoseksualizmu, wszelkich zachowań transseksualnych oraz wielu zachowań do tej pory określanych mianem zboczenia. Rewolucja seksualna ma zatem stanowić istotę przeobrażeń kulturowych we współczesnym świecie zachodnim. Warto jeszcze raz zauważyć, że rewolucjoniści w przestrzeni sztuki najczęściej swoje obrazoburcze ekscesy łączą ze skandalami obyczajowymi w dziedzinie seksualności. Religia chrześcijańska jest przez nich postrzegana w kategoriach niewyobrażalnego ograniczenia, szczególnie w sferze swobodnej ekspresji seksualnej. Widać tu doskonale cel. Sami, stojąc najczęściej na stanowisku ateistycznym (bądź agnostycznym), uderzają w religię, głosząc moralne „wyzwolenie”. Tzw. „sztuka” ma stanowić alibi dla czegoś, co w normalnym zachowaniu jest niedopuszczalne. Owe obrazoburcze przedstawienia w dziedzinie sztuki mają dla rewolucjonistów wymiar wręcz sakralny. Odprawiają więc oni swoje quasi artystyczne gusła za publiczne pieniądze, obrażając ludzką godność i uderzając w najświętsze dla chrześcijan zasady. Brak reakcji w tej materii tylko rozzuchwala. Szczególnie rozzuchwala rewolucyjnych demoralizatorów fakt, że obecne władze państwowe i w wielu wypadkach samorządowe dają pieniądze na tzw. „kulturę”, która miast budować, niszczy.
Takie wydarzenia, jak „Golgota Picnic” uświadomić nam powinny po raz kolejny skalę kulturowej wojny, która toczy się na naszych oczach. Można tylko wyrazić zadowolenie, że sprawy nie przegapiają ludzie polskiego Kościoła, w tym poszczególni biskupi i że budzi się sprzeciw społeczny. Takich bitew stoczyć będzie trzeba mnóstwo, gdyż mamy po prostu do czynienia z wojną kulturową, z wojną o godność człowieka.