Kryzys Partnertwa Wschodniego i zmiany geopolityczne w Europie centralnej
Na naszych oczach dokonują się znaczące zmiany w przestrzeni geopolitycznej. W czasie wizyty w Polsce sekretarza stanu USA, Johna Kerrego, pojawiły się analizy wśród znawców tematu mówiące o coraz częstszych pomysłach wycofania się Stanów Zjednoczonych ze Starego Kontynentu i decentralizacji NATO (podziału Sojuszu Północnoatlantyckiego na różne regiony). W projekcie tym Niemcy miałyby odgrywać kluczową rolę, gdyż pod ich kierownictwo dostałaby się cała Europa środkowa, a może nawet Turcja. Wszystko to do złudzenia zaczęłoby przypominać realizację starego projektu geopolitycznego, tzw. „Mitteleuropy”. W projekcie tym Berlin miał odgrywać rolę hegemona w centralnej części naszego kontynentu (dawniej miało to się rozgrywać wzdłuż linii kolejowej Berlin – Bagdad). Takie rozwiązanie wzmacniałoby niepomiernie Niemcy i osłabiałoby zasadniczo Europę centralną, w tym Polskę.
Wycofanie się militarne Stanów Zjednoczonych z Europy oznaczałoby otwarcie nowych możliwości tworzenia geopolitycznych sojuszy, również na poziomie politycznym i gospodarczym. Taka możliwość rysuje się po prawdopodobnym upadku koncepcji Partnerstwa Wschodniego, lansowanego od kilku lat przez Polskę. W odniesieniu do tego projektu na zbliżającym się szczycie w Wilnie najprawdopodobniej nie dojdzie do podpisania umowy stowarzyszeniowej między Unią Europejską a Ukrainą. Rosjanie sprzeciwili się temu pomysłowi, wykorzystując kilka atutów w celu zblokowania integracji Ukrainy z Unią. Pierwsza to metoda marchewki, czyli obietnice dotyczące umorzenia długów Ukrainy wobec Gazpromu. Idą za tym z pewnością różne inne udogodnienia handlowe. Z kolei cały czas pojawia się straszak (kij) w postaci groźby nałożenia ceł na produkty z krajów, które chciałyby iść w kierunku Zachodu. Straszy się również zapowiedzią podniesienia cen gazu itp. W międzyczasie Moskwa wykorzystała pretekst w postaci incydentów pod ambasadą rosyjską w Warszawie 11 listopada, by zmusić nasze władze do przeprosin i przez to pokazać słabą pozycję Polski na arenie międzynarodowej (w tym w relacji do Moskwy), co na Kijowie miało zrobić wrażenie. Reakcja prezydenta Komorowskiego (szybkie przeprosiny za zaistniały incydent) w tym kontekście z pewnością została zaliczona jako taki objaw słabości. Na dodatek pojawił się stary, rosyjski straszak dotyczący zapowiedzi wprowadzenia embarga na polskie produkty rolne (oczywiście „z powodów sanitarnych”).
W przestrzeni dyplomatycznej i medialnej pojawił się szum zawierający mieszaninę szantaży i obietnic wobec byłych republik sowieckich. Oczywiście działania Moskwy wiążą się z pragnieniem zbudowania tzw. Unii Euroazjatyckiej, która miałaby być stworzona jako alternatywny wobec UE projekt, oferowany przede wszystkim dla krajów takich jak Ukraina. Z kolei tu pojawia się perspektywa zbudowania kolejnego, o wiele szerszego porozumienia, którego głównymi podmiotami byłby Berlin i Moskwa. Niemcy, jako podmiot organizujący Europę środkową za pomocą Brukseli (od strony gospodarczej, kulturowej a może w przyszłości także militarnej) oraz Moskwa, tworząca podobną strukturę na Wschodzie w postaci tzw. Unii Eurazjatyckiej – oto możliwa wizja „nowego ładu” w Eurazji. Ukraina doskonale diagnozując realny układ sił w przestrzeni międzynarodowej zaproponowała wspólne negocjacje Rosji, Ukrainy i Unii Europejskiej o wzajemnych relacjach handlowych, co miałoby zastąpić dawne negocjacje bilateralne Brukseli i Kijowa w sprawie umowy stowarzyszeniowej. W ten sposób miałby się zrealizować scenariusz rosyjski, gdzie Moskwa odgrywałaby absolutnie podmiotową rolę w strategicznych porozumieniach byłych republik sowieckich z Brukselą. Wydaje się, że główni gracze unijni (przede wszystkim Niemcy) nie chcieli temu przeciwdziałać. Gdyby naprawdę chcieli odciągnąć Ukrainę od wpływów rosyjskich, powinni zaproponować Janukowyczowi realną rekompensatę finansową za ewentualne straty związane z prawdopodobnym podniesieniem ceł przez Rosję na produkty ukraińskie po stowarzyszeniu z UE. Nic takiego nie miało miejsca, w związku z czym Kijów zdecydował się ugiąć się pod naciskiem Moskwy, ugrywając dla siebie maksymalnie dużo na płaszczyźnie handlowej (np. umorzenie długów wobec Gazpromu).
Jeśli zatem scenariusz porozumienia Unii Euroazjatyckiej i Unii Europejskiej (w rzeczywistości Moskwy i Berlina) będzie się realizował ponad głowami Polaków i Ukraińców, będzie to oznaczało, że polski długoletni plan wciągania byłych republik sowieckich (takich jak Ukraina) w przestrzeń UE spali na panewce. Partnerstwo wschodnie miało wzmacniać pozycję Polski, jako głównego architekta przybliżania Ukrainy do Unii. Po raz kolejny widać jednak, jak słaba jest nasza pozycja międzynarodowa i jak bezsilni jesteśmy wobec wielkiej gry w naszym otoczeniu międzynarodowym.
Być może zatem deklaracje naszych przywódców państwowych nawołujących Niemcy do wzięcia odpowiedzialności za losy Europy (w tym oczywiście Polski - że wspomnę berlińskie deklaracje ministra Sikorskiego) są proklamacją kapitulacji polskiej polityki zagranicznej i próbą przypodobania się Niemcom, tak, by móc się chwalić, że hegemonia Berlina w Europie centralnej to rzekomo polski projekt. W ten sposób nasi przywódcy mogą zyskać dużo pochwał ze strony Berlina. Trzeba jednak przede wszystkim zauważyć, że dominacja Berlina i Moskwy w Europie środkowej nigdy nie była i nie będzie zbieżna z polskim interesem narodowym, a polskie nawoływanie Berlina do objęcia przywództwa nad naszym regionem pachnie jakimś politycznym szaleństwem.