Ukradli nawet dno…
Opozycja podjęła kolejną próbę odwołania ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Zasadniczo nic nadzwyczajnego. Takie zbójeckie prawo opozycji. Wiadomo też było z góry, że zdecyduje arytmetyka i rządząca koalicja odrzuci ten wniosek - takie prawo większości parlamentarnej .A jednak ten kolejny spektakl na Wiejskiej daje wiele do myślenia.
Przede wszystkim chyba nikt - bo ostatnio nawet sam premier dostrzegł wreszcie kolejki (kłania się okulista!) i w ciągu trzech miesięcy nakazał je zlikwidować - nie ma dobrego zdania na temat funkcjonowania służby zdrowia w Polsce. Oczywiście, z wyjątkiem Bartosza Arłukowicza, który ma niezmiennie dobre samopoczucie i wciąż ogłasza, co też nowego dobrego zrobi, a …tego nie czyni.
Pogarsza się zarówno dostępność jak i jakość świadczonych usług medycznych. Pogłębia się organizacyjny chaos. Rośnie zadłużenie szpitali. A co najgorsze, dochodzi do tragedii, za które nikt nie odpowiada, winien jest co najwyżej źle funkcjonujący system...Ta sejmowa debata pokazała jednak jak na dłoni, że politycy rządzącej koalicji kompletnie lekceważą problemy zdrowia i życia obywateli. Nie tylko nie mają żadnych - powtarzam, żadnych!- pomysłów na poprawę kondycji polskiej służby zdrowia, a jedyne co potrafią to cynicznie wzajemnie się obrażanie i obrzucanie błotem.
Polityka sięgnęła dna. O takiej sytuacji, by podkreślić totalną zapaść, mawiano, że dno ukradli i spada się jeszcze niżej. Tak wiec dno ukradli :wystąpienia w tej debacie konstytucyjnego ministra- ministra zdrowia i premiera w upokarzający nas wszystkich sposób w tym utwierdziły.
Żałosny Bartosz Arłukowicz, człowiek, który nigdy nie powinien zostać powołany na stanowisko ministra, zamiast bronić się merytorycznie, atakował występujących w debacie oponentów, wyciągając na nich przeróżne haki, kompletnie nie odnoszące się do stawianych mu zarzutów. Wyszła z tego ordynarna pyskówka jak w przedwojennym maglu.
Gdyby choć „pyskował” używając merytorycznych argumentów. Ale, gdzie tam! Nawet tego nie potrafi i sposobami przypominającymi najgorszy tabloid, wyciągał niczym żongler króliki z kapelusza, sprawy nie związane z tematem, czyniąc tym samym z Sejmu pośmiewisko w stylu najgorszym z możliwych. I jak tu teraz używać zwrotu „Wysoka Izbo” skoro to w Izbie dno ukradli?
W dodatku Premier RP, zamiast zdymisjonować w trakcie rekonstrukcji rządu beznadziejnego ministra, wtóruje mu w pyskówce w Sejmie, szarpiąc opozycję i śp. profesora Religę...„Zakiwał” się niczym chłopiec grający w piłkę na boisku aż tak, że zapewne zapomniał, iż to on od blisko siedmiu lat rządzi Polską. I to on wraz z Ewą Kopacz i Bartoszem Arłukowiczem odpowiadają za katastrofę polskiej służby zdrowia.
Pamiętał za to o okupacji kancelarii premiera Jarosława Kaczyńskiego przez pielęgniarki, ale nie wspomniał słowem o wciąż niezrealizowanych obietnicach, które wtedy wojującym siostrom składała posłanka Ewa Kopacz tak chętnie „bezinteresownie” krzątająca się po Białym Miasteczku. Zapomniano o nas: o pracownikach, o pacjentach, o obywatelach, którzy mają dość obrzucających się inwektywami polityków, nie traktujących systemu ochrony zdrowia w kategoriach dobra wspólnego. Ten gorszący spektakl w Sejmie pokazał nie tylko jak lekceważy nas rząd PO-PSL (ci ostatni znów za cenę synekur schowali głowę w piasek).Obnażył też w przerażający sposób jakość polskiej polityki, którą Platforma – niby Obywatelska - sprowadziła do poziomu …gleby.
Ale glebę ponoć też ukradli – a przynajmniej kradną na potęgę, alarmują o tym protestujący na traktorach rolnicy. Może warto więc powiedzieć, „ukradli nam Polskę”.